Blask fantastyczny

Tytuł: Blask fantastyczny
Tytuł oryginału: The Light Fantastic
Autor(zy): Terry Pratchett
Tłumaczenie: Piotr W. Cholewa
Rok wydania: 1986 (ENG), 1995 (PL)
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka

Dlaczego w bazie: W drugiej książce ze Świata Dysku żółwi, A’Tuina zwłaszcza jest jeszcze więcej niż w pierwszej. Już na samym początku ponownie mamy przybliżoną postać A’Tuina:

Oczywiście żaden inny świat w drodze przez gwiezdną nieskończoność nie spoczywa na grzbietach czterech słoni, które z kolei stoją na skorupie gigantycznego żółwia. Imię Jego – lub Jej, według opinii innej szkoły filozoficznej – brzmiało A’Tuin, ale nie odegra On – czy też Ona, co być może – głównej roli w opisywanych tu wypadkach. Jednak kluczem do zrozumienia Dysku jest fakt, że On – lub Ona – tam jest, niżej niż kopalnie, muł dna morskiego i fałszywe skamieliny, podrzucone przez Stwórcę, który nie miał nic lepszego do roboty niż denerwować archeologów i podsuwać im głupie pomysły.
Wielki A’Tuin, żółw gwiazd, ze skorupą oszronioną zamrożonym metanem, poznaczoną kraterami meteorów, zasypaną pyłem asteroidów…
Wielki A’Tuin z oczami jak pradawne morza i mózgiem rozmiarów
kontynentu, w którym myśli suną niby lśniące lodowce… Wielki A’Tuin o powolnych mrocznych płetwach i skorupie polerowanej gwiazdami, pod brzemieniem Dysku płynący przez galaktyczną noc… Wielki jak światy.
Stary jak Czas. Cierpliwy jak cegła.
Tu jednak filozofowie mylą się całkowicie. W istocie Wielki A’Tuin jest w znakomitym nastroju.
Wielki A’Tuin jest bowiem w całym wszechświecie jedyną istotą, która dokładnie wie, dokąd zmierza.
Oczywiście, filozofowie przez całe lata debatowali nad kwestią celu wędrówki Wielkiego A’Tuina. Często powtarzali, jak bardzo się martwią, że mogą nigdy owego celu nie poznać.
Poznają go za jakieś dwa miesiące. A wtedy naprawdę zaczną się martwić.
Co jeszcze martwiło obdarzonych wyobraźnią filozofów Dysku, to problem płci Wielkiego A’Tuina. Podejmowano ogromne wysiłki, by ustalić ją raz na zawsze.
A gdy olbrzymi ciemny kształt płynie przez pustkę jak nieskończony szylkretowy grzebień, pojawia się właśnie rezultat ostatniego z tych przedsięwzięć.1

Później w tekście pojawiają się karty Caroca (to jedno z dwóch ich pojawień w książce, w którym się wspomina żółwia):

Wyłożyła Konieczność Mycia Rąk, Osiem Oktogramów, Kopułę Niebios, Jezioro Nocy, Cztery Słonie, Żółwiowego Asa i wreszcie -Rincewind spodziewał się tego – Śmierć.2

Do zwykłego (choć niezadowolonego) żółwia w pewnym momenscie porównany został Bagaż, jeden z bohaterów książki:

A gdy Bagaż odwrócił się, by na niego kłapnąć, bohater zacisnął zęby i pchnął mocno. Bagaż wylądował na półokrągłym wieku i huśtał się gniewnie jak rozwścieczony żółw.3

W innym fragmencie dowiadujemy się o „relacjach” ludzi ze świata dysku (magów) i A’Tuina:

– Czy nie można powiedzieć Wielkiemu A’Tuinowi, żeby jej unikał? Wiesz, ominął ją jakoś?
– Próbowano już czegoś takiego – odparł Rincewind. – Magowie starali się dostroić do umysłu Wielkiego A’Tuina.
– Nie udało się?
– Udało się jak najbardziej. Tylko że…
Tylko że czytanie w umyśle tak gigantycznym, jak umysł Wielkiego A’Tuina, wiązało się z pewnym nieprzewidzianym ryzykiem, wyjaśnił. Żeby zyskać wiedzę o żółwiowym systemie myślenia, magowie ćwiczyli na żółwiach zwykłych i na morskich olbrzymach. Choć jednak byli pewni, że umysł Wielkiego A’Tuina będzie ogromny, nie przewidzieli, że będzie tak powolny.
– Grupa magów na zmianę od trzydziestu lat odczytuje jego myśli. Dowiedzieli się tylko, że Wielki A’Tuin na coś czeka – wyjaśnił Rincewind.4

Kolejny ciekawy fragment:

Ale ten kształt, przesłaniający gwiazdy niczym odcisk stopy Boga, nie jest planetą. To żółw mający tysiące mil od pokrytego kraterami łba po pancerny ogon.
A Wielki A’Tuin jest ogromny.
Olbrzymie płetwy wznoszą się i opadają z godnością, skręcając przestrzeń w niezwykle wiry. Świat Dysku płynie po niebie niczym królewska barka. Lecz nawet Wielki A’Tuin męczy się, gdy opuszcza swobodne głębiny przestrzeni i walczy z prądami słonecznych mielizn.
Magia słabnie na płyciznach światła. Jeszcze kilka dni w tych warunkach, a ciśnienie realności unicestwi Świat Dysku.
Wielki A’Tuin wie o tym, ale Wielki A’Tuin pamięta, że kiedyś już to robił – wiele tysięcy lat temu.
Oczy astrożółwia, lśniące czerwienią w blasku karłowatej gwiazdy, spoglądają nie na nią, ale na skrawek przestrzeni w pobliżu…5

Fragmentu w którym wykluwają się malutkie żółwiki, już ze słonikami i malutkimi dyskami na tychże nie mogliśmy nie przytoczyć!

W geologicznych głębinach potężnego mózgu Wielkiego A’Tuina nowe myśli mknęły wzdłuż ścieżek neuronowych, szerokich jak autostrady. Żółw niebios w żaden sposób nie może zmienić wyrazu twarzy, jednak pokryte łuską, poorane meteorami oblicze zdawało się pełne wyczekiwania. Oczy spoglądały nieruchomo na osiem kuł, bez końca okrążających gwiazdę wyrzuconą na plażę kosmosu.
Kule pękały.
Wielkie odłamki skał wyłamywały się, rozpoczynając długą spiralną drogę ku gwieździe. Migotliwe odpryski rozjaśniły niebo.
Z pozostałości pustej skorupy wydostał się w czerwony blask bardzo mały niebiański żółw. Był tylko nieco większy niż asteroid, a pancerz lśnił mu jeszcze od płynnego żółtka. Na grzbiecie miał cztery małe słoniątka, które dźwigały Dysk, malutki jeszcze, przesłonięty dymami wulkanów. Wielki AT’uin czekał, aż wszystkie osiem żółwi uwolni się ze skorup i zacznie w oszołomieniu przebierać płetwami. Wtedy, ostrożnie, by niczego nie naruszyć, stary żółw zawrócił i z wyraźną ulgą ruszył w długi rejs ku rozkosznie chłodnym bezdennym głębiom kosmosu.
Młode żółwie podążyły za nim, orbitując wokół rodzica.6

Ostatni przytoczony fragment (bo ogółem fragmentów jest więcej, A’Tuin jest wyjątkowo ważny dla fabuły) dotyczy tego jak nastrój żółwia promieniuje na mieszkańców dysku:

Należy tu zaznaczyć, że Wielki A’Tuin był w tej chwili zadowolony i spokojny. Takie uczucia w umyśle wielkości kilku sporych miast muszą promieniować dookoła. W związku z tym większość mieszkańców Dysku znalazła się w stanie, który można osiągnąć jedynie dzięki całemu życiu medytacji albo około trzydziestu sekundom używania zakazanych ziół.7


1. Of course, no other world was carried through the starry infinity on the backs of four giant elephants, who were themselves perched on the shell of a giant turtle. His name—or Her name, according to another school of thought—was Great A’Tuin; he—or, as it might be, she—will not take a central role in what follows but it is vital to an understanding of the Disc that he—or she—is there, down below the mines and sea ooze and fake fossil bones put there by a Creator with nothing better to do than upset archaeologists and give them silly ideas.
Great A’Tuin the star turtle, shell frosted with frozen methane, pitted with meteor craters, and scoured with asteroidal dust. Great A’Tuin, with eyes like ancient seas and a brain the size of a continent through which thoughts moved like little glittering glaciers. Great A’Tuin of the great slow sad flippers and star-polished carapace, laboring through the galactic night under the weight of the Disc. As large as worlds. As old as Time. As patient as a brick.
Actually, the philosophers have got it all wrong. Great A’Tuin is in fact having a great time.
Great A’Tuin is the only creature in the entire universe that knows exactly where it is going.
Of course, philosophers have debated for years about where Great A’Tuin might be going, and have often said how worried they are that they might never find out.
They’re due to find out in about two months. And then they’re really going to worry…
Something else that has long worried the more imaginative philosopher on the Disc is the question of Great A’Tuin’s sex, and quite a lot of time and trouble has been spent in trying to establish it once and for all.
In fact, as the great dark shape drifts past like an endless tortoiseshell hairbrush, the results of the latest effort are just coming into view.


2. She turned up the Importance of Washing the Hands, the Eight of Octograms, the Dome of the Sky, the Pool of Night, the Four of Elephants, the Ace of Turtles, and—Rincewind had been expecting it—Death.


3. As it twisted to snap at him he gritted his teeth and heaved, jerking the Luggage onto its curved lid where it rocked angrily like a maddened tortoise.

4. “Couldn’t somebody tell Great A’Tuin to avoid it?” he said. “Sort of go around it?”
“That sort of thing has been tried before,” said Rincewind. “Wizards tried to tune in to Great A’Tuin’s mind.”
“It didn’t work?”
“Oh, it worked all right,” said Rincewind. “Only…”
Only there had been certain unforeseen risks in reading a mind as great as the World Turtle’s, he explained. The wizards had trained up on tortoises and giant sea turtles first, to get the hang of the chelonian frame of mind, but although they knew that Great A’Tuin’s mind would be big they hadn’t realized that it would be slow.
“There’s a bunch of wizards that have been reading it in shifts for thirty years,” said Rincewind. “All they’ve found out is that Great A’Tuin is looking forward to something.”.


5. But this shape blotting out the sky like the footfall o God isn’t a planet.
It is a turtle, ten thousand miles long from its crater-pocked head to its armored tail.
And Great A’Tuin is huge.
Great flippers rise and fall ponderously, warping space into strange shapes. The Discworld slides across the sky like a royal barge. But evenGreat A’Tuin is struggling now as it leaves the free depths of space and must fight the tormenting pressures of the solar shallows. Magic is weaker here, on the littoral of light. Many more days of this and the Discworld will be stripped away by the pressures of reality.
Great A’Tuin knows this, but Great A’Tuin can recall doing all this before, many thousands of years ago.
The astrochelonian’s eyes, glowing red in the light of the dwarf star, are not focused on it but at a little patch of space nearby….


6. Down in the geological depths of Great A’Tuin’s huge brain new thoughts surged along neural pathways the size of arterial roads. It was impossible for a sky turtle to change its expression, but in some indefinable way its scaly, meteor-pocked face looked quite expectant.
It was staring fixedly at the eight spheres endlessly orbiting around the star, on the very beaches of space.
The spheres were cracking.
Huge segments of rock broke away and began the long spiral down to the star. The sky filled with glittering shards.
From the wreakage of one hollow shell a very small sky turtle paddled its way into the red light. It was barely bigger than an asteroid, its shell still shiny with molten yolk.
There were four small world-elephant calves on there, too. And on their backs was a Discworld, tiny as yet, covered in smoke and volcanoes.
Great A’Tuin waited until all eight baby turtles had freed themselves from their shells and were treading space and looking bewildered. Then, carefully, so as not to dislodge anything, the old turtle turned and with considerable relief set out on the long swim to the blessedly cool, bottomless depths of space.
The young turtles followed, orbiting their parent.


7. It should be pointed out that currently Great A’Tuin was very pleased and contented, and feelings like that in a brain the size of several large cities are bound to radiate out. In fact most people on the Disc were currently in a state of mind normally achievable only by a lifetime of dedicated meditation or about thirty seconds of illegal herbage..

Autor: XYuriTT

Kolor magii

Tytuł: Kolor magii
Tytuł oryginału: The Colour of Magic
Autor(zy): Terry Pratchett
Tłumaczenie: Piotr W. Cholewa
Rok wydania: 1983 (ENG), 1994 (PL)
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka

Dlaczego w bazie: Pierwsza książka z cyklu o świecie dysku, a że świat ten jest dosyć żółwi (w fundamentalnym znaczeniu), to i we wprowadzeniu nie zabrakło żółwich motywów. Zresztą, gdyby uznać A’Tuina za postać (bo czemu właściwie nie?), to jest to pierwsza postać jaka zostaje w książce opisana, pojawia się już w prologu:

Wielki A’Tuin, żółw, zbliża się płynąc powoli przez międzygwiezdną otchłań. Wodorowy szron pokrywa jego ciężkie płetwy, przedwieczną skorupę wyżłobiły kratery meteorów. Oczami wielkimi jak morza, przesłoniętymi bielmem i pyłem asteroidów, spogląda nieruchomo w Cel. Mózgiem większym niż miasto, z geologiczną powolnością myśli tylko o Ciężarze. Spory ułamek ciężaru można oczywiście przypisać Berilii, Tubulowi, Wielkiemu T’Phonowi i Jerakeenowi, czterem gigantycznym słoniom. Na ich spalonych gwiazdami, szerokich barkach spoczywa krąg Świata, na całym obwodzie otoczony girlandą wodospadu, a od góry przykryty jasnobłękitną kopułą Niebios.
Astropsychologia do dziś nie ustaliła, o czym myślą słonie. Wielki Żółw był jedynie hipotezą – do dnia, gdy nieduże, tajemnicze królestwo Krull, w którym najbliższe krawędzi góry wystają poza Krańcowy Wodospad, na czubku najbardziej przepastnego urwiska zbudowało rusztowanie z systemem bloków. Stamtąd, w mosiężnym pojeździe o kwarcowych oknach, opuszczono za Krawędź kilku obserwatorów, by zajrzeli pod zasłonę mgieł.
Ci dawni astrozoologowie, ściągnięci z powrotem przez ogromne zaprzęgi niewolników, dostarczyli wielu informacji o naturze i kształcie A’Tuina oraz słoni. Nie rozwiązali jednak fundamentalnych problemów natury i celu Wszechświata.
Na przykład: jakiej płci jest A’Tuin? Astrozoologowie stwierdzili autorytatywnie, że póki nie powstanie większe i mocniejsze rusztowanie dla pojazdu badającego głęboki kosmos, odpowiedzi na to kluczowe pytanie nie poznamy. Tymczasem można jedynie spekulować na temat oglądanej przestrzeni.
Istniała na przykład teoria, że A’Tuin przybył znikąd i będzie czołgał się jednostajnie lub też jednostajnie człapał donikąd, aż do końca czasu. Teoria ta wśród uczonych cieszyła się dużą popularnością. Alternatywny pogląd, przedkładany przez ludzi bardziej religijnej natury, głosił, że A’Tuin podąża od Miejsca Lęgu po Czas Rui, jak zresztą wszystkie gwiazdy na niebie, także bez wątpienia dźwigane przez ogromne żółwie. Kiedy żółwie dotrą do celu, zaczną kopulować krótko i namiętnie, po raz pierwszy i jedyny. Z tego ognistego połączenia narodzą się nowe żółwie i poniosą nowe światy. Hipoteza ta znana była pod nazwą teorii Wielkiego Wybuchu.1

Nie samym A’Tuinem jednak książka stoi, dwukrotnie pojawaiją się też inne wzmianki o żółwiach, pierwszy w kontekście „morskich opowieści”:

Oczywiście, wracali z pustymi rękami albo wcale. Ginęli pewnie w paszczach olbrzymich żółwi, jak twierdzili rozsądniejsi ludzie morza.2

W książce jest zbyt wiele wzmianek i nawiązań do A’Tuina, nie zamieszczamy ich wszystkich, tylko te co ciekawsze, jak na przykład dwa poniższe fragmenty:

Wprawdzie słońce dysku jest zaledwie orbitującym księżycem, a jego protuberancje mają wymiar bramek do krykieta, jednak tę drobną wadę aż nadto wynagradza wspaniały obraz Wielkiego Żółwia A’Tuina, na którego starożytnej i pooranej meteorami skorupie spoczywa dysk. W swej powolnej wędrówce po brzegach Nieskończoności A’Tuin obraca czasem swą głowę, by kłapnąć na przelatującą kometę. Najpiękniejszym jednak widokiem – choćby dlatego, że większość umysłów, postawionych wobec galaktycznego ogromu A’Tuina, zwyczajnie nie potrafi weń uwierzyć -jest nieskończony Krańcowy Wodospad, gdzie morza dysku, wrząc pianą, spadają przez Krawędź w kosmos. 3

– Krullianie zamierzają wysłać poza Krawędź Dysku spiżowy pojazd. Głównym celem wyprawy będzie zbadanie płci A’Tuina, Żółwia Świata.
– To przecież nie ma sensu – zauważył Rincewind.
– Wcale nie. Pomyśl tylko. Pewnego dnia A’Tuin może spotkać innego przedstawiciela gatunku chelys galactica pośród wiecznego mroku, przez który płynie. Będą walczyć? Zaczną się parzyć? Odrobina wyobraźni przekona cię, że płeć Wielkiego A’Tuina może być dla nas kwestią niezwykle wręcz istotną. Przynajmniej tak uważają Krullianie.
Rincewind usiłował nie myśleć o parzących się Żółwiach Światów. Nie było to całkiem łatwe.4

W innym momencie Rincewind obserwuje żółwie korzystające ze słoneczka:

Rincewind minął zakręt i znaleźli się na balkonie biegnącym wokół czterech ścian dziedzińca. W dole prawie całą powierzchnię zajmowała ozdobna sadzawka, w której między liśćmi nenufarów wygrzewało się kilka żółwi.5

Na dysku istniał nawet odpowiednik ziemskiego astronauty, z racji że jego celem był żółw, ma on ciut inną nazwę:

Drugi chelonauta – gdyż taki był zawód ludzi, którym los przeznaczył podróż do Wielkiego A’Tuina – podniósł głowę znad mapy i przyglądał się temu ze zdziwieniem. Bohaterskie czoło przecięła zmarszczka świadcząca o wielkim wysiłku myślowym.6



1. Great A’Tuin the turtle comes, swimming slowly through the interstellar gulf, hydrogen frost on his ponderous limbs, his huge and ancient shell pocked with meteor craters. Through sea-sized eyes that are crusted with rheum and asteroid dust He stares fixedly at the Destination.
In a brain bigger than a city, with geological slowness, He thinks only of the Weight.
Most of the weight is of course accounted for by Berilia, Tubul, Great T’Phon and Jerakeen, the four giant elephants upon whose broad and star-tanned shoulders the Disc of the World rests, garlanded by the long waterfall at its vast circumference and domed by the baby-blue vault of Heaven.
Astropsychology has been, as yet, unable to establish what they think about.
The Great Turtle was a mere hypothesis until the day the small and secretive kingdom of Krull, whose rim-most mountains project out over the Rimfall, built a gantry and pulley arrangement at the tip of the most precipitous crag and lowered several observers over the Edge in a quartz-windowed brass vessel to peer through the mist veils.
The early astrozoologists, hauled back from their long dangle by enormous teams of slaves, were able to bring back much information about the shape and nature of A’Tuin and the elephants but this did not resolve fundamental questions about the nature and purpose of the universe.
For example, what was A’Tuin’s actual sex? This vital question, said the astrozoologists with mounting authority, would not be answered until a larger and more powerful gantry was constructed for a deep-space vessel. In the meantime they could only speculate about the revealed cosmos.
There was, for example, the theory that A’Tuin had come from nowhere and would continue at a uniform crawl, or steady gait, into nowhere, for all time. This theory was popular among academics.
An alternative, favored by those of a religious persuasion, was that A’Tuin was crawling from the Birthplace to the Time of Mating, as were all the stars in the sky which were, obviously, also carried by giant turtles. When they arrived they would briefly and passionately mate, for the first and only time, and from that fiery union new turtles would be born to carry a new pattern of worlds. This was known as the Big Bang hypothesis..


2. Some sailors even believed the childhood tales and sailed in search of it. Of course, they returned either empty-handed or not at all. Probably eaten by giant turtles, in the opinion of more serious mariners.


3. Although the Disc’s sun is but an orbiting moonlet, its prominences hardly bigger than croquet hoops, this slight drawback must be set against the tremendous sight of Great A’Tuin the Turtle, upon Whose ancient and meteor riddled shell the Disc ultimately rests. Sometimes, in His slow journey across the shores of Infinity, He moves His country-sized head to snap at a passing comet.
But perhaps the most impressive sight of all—if only because most brains, when faced with the sheer galactic enormity of A’Tuin, refuse to believe it—is the endless Rimfall, where the seas of the Disc boil ceaselessly over the Edge into space..


4. “The Krullians intend to launch a bronze vessel over the edge of the Disc. Their prime purpose is to learn the sex of A’Tuin the World Turtle.”
“Seems rather pointless,” said Rincewind.
“No. Consider. One day Great A’Tuin may encounter another member of the species chelys galactica, somewhere in the vast night in which we move. Will they fight? Will they mate? A little imagination will show you that the sex of Great A’Tuin could be very important to us. At least, so the Krullians say.”
Rincewind tried not to think of World Turtles mating. It wasn’t completely easy..


5. Rincewind skidded around a corner and found himself on a balcony that ran around the four sides of a courtyard. Below them, most of the floor of the yard was taken up by an ornamental pond in which a few terrapins sunbathed among the lily leaves..


6. The second chelonaut—for such was the profession of the men whose fate it would shortly be to voyage to Great A’Tuin—looked up from the chart table and watched this in puzzlement. His big heroic brow wrinkled with the effort of speech..

Autor: XYuriTT

Terry Pratchett – Książki

Zasadniczo w ramach TurtleDexa opisujemy tylko rzeczy w których SĄ żółwie elementy, te bez, pomijamy. Twórczość Terry’ego Pratchetta stanowi pierwszy z wyjątków od tej reguły, oprócz pozycji które sprawdziliśmy i mają żółwie elementy (czyli WIĘKSZOŚĆ jego twórczości!), wymieniamy także takie które zbadaliśmy i żółwich elementów nie znaleźliśmy (można je rozpoznać po tym, że tytuł nie jest linkiem do notki). Oczywiście autorem wszystkich pozycji jest Terry Pratchett (a tłumaczem większości Piotr W. Cholewa), jedynie w przypadku współautorstwa, podajemy dodatkowo informację o innych twórcach.

Legendę, jak rozumieć poszczególne ikonki znaleźć można w tekście o książkach

Seria Świat Dysku, główne 41 tomów:
1 Kolor magii (The Colour of Magic )
2 Blask fantastyczny (The Light Fantastic )
3 Równoumagicznienie (Equal Rites)
4 Mort (Mort)
5 Czarodzicielstwo (Sourcery)
6 Trzy wiedźmy (Wyrd Sisters)
7 Piramidy (Pyramids)
8 Straż! Straż! (Guards! Guards!)
9 Eryk (Faust Eric )
10 Ruchome obrazki (Moving Pictures)
11 Kosiarz (Reaper Man)
12 Wyprawa czarownic (Witches Abroad)
13 Pomniejsze bóstwa (Small Gods )
14 Panowie i damy (Lords and Ladies)
15 Zbrojni (Men at Arms )
16 Muzyka duszy (Soul Music)
17 Ciekawe czasy (Interesting Times)
18 – Maskarada (Maskerade)
19 Na glinianych nogach (Feet of Clay )
20 Wiedźmikołaj (Hogfather)
21 Bogowie, honor, Ankh-Morpork (Jingo)
22 Ostatni kontynent (The Last Continent)
23 Carpe Jugulum (Carpe Jugulum )
24 Piąty elefant (The Fifth Elephant)
25 Prawda ( The Truth )
26 Złodziej czasu ( Thief of Time)
27 Ostatni bohater ( The Last Hero)
28 – Zadziwiający Maurycy i jego edukowane gryzonie (The Amazing Maurice and his Educated Rodents)
29 – Straż Nocna (Night Watch)
30 Wolni Ciut Ludzie ( The Wee Free Men )
31 – Potworny regiment (Monstrous Regiment)
32 – Kapelusz pełen nieba (A Hat Full of Sky )
33 – Piekło pocztowe (Going Postal )
34 – Łups! (Thud!)
35 – Zimistrz (Wintersmith)
36 Świat finansjery (Making Money)
37 Niewidoczni Akademicy (Unseen Academicals )
38 W północ się odzieję ( I Shall Wear Midnight)
39 – Niuch (Snuff)
40 Para w ruch (Raising Steam)
41 Pasterska korona (The Shepherd’s Crown)

Seria Świat Dysku, rozmaite pozycje powiązane:
Nauka świata Dysku (The Science of Discworld) – wraz z Ianem Stewartem i Jackiem Cohenem.
Nauka świata Dysku II – Glob (The Science of Discworld II – The Globe) – wraz z Ianem Stewartem i Jackiem Cohenem.
Nauka świata Dysku III – Zegarek Darwina (The Science of Discworld III – Darwin’s Watch) – wraz z Ianem Stewartem i Jackiem Cohenem.
Nauka świata Dysku IV – Dzień sądu (The Science of Discworld IV – Judgement Day) – wraz z Ianem Stewartem i Jackiem Cohenem.

The Discworld Companion – wraz ze Stephenem Briggsem
The Discworld Companion Updated – wraz ze Stephenem Briggsem
The New Discworld Companion – wraz ze Stephenem Briggsem
Żółw przypomniany (Turtle Recall: The Discworld Companion… So Far) – wraz ze Stephenem Briggsem
The Ultimate Discworld Companion – wraz ze Stephenem Briggsem
Mamy też w bazie tekst dotyczący powyższych pięciu książek: Discworld Companions – Porównanie żółwiej zawartości

Humor i mądrość Świata Dysku (The Wit and Wisdom of Discworld)
Folklor Świata Dysku (The Folklore of Discworld) – wraz z Jacqueline Simpson
Where’s My Cow?
Przewodnik pani Bradshaw (Mrs Bradshaw’s Handbook)
Kompendium i Atlas Świata Dysku (The Compleat Discworld Atlas)
Świat kupek (The World of Poo)
Poważnie zabawne, nieskończenie cytowalne (Seriously Funny: The Endlessly Quotable)
Testy Niewidocznego Uniwersytetu (The Unseen University Challenge) – Wraz z Davidem Langfordem
The Discworld Almanak The Year of the Prawn – Wraz z Bernardem Pearsonem

Death’s Domain – Wraz z Stephenem Briggsem i Paulem Kidby.
The Streets of Ankh-Morpork – Wraz z Stephenem Briggsem i Stephenem Playerem.
Świat Dysku: Mappa (The Discworld Mapp) – Wraz z Stephenem Briggsem i Stephenem Playerem.
A Tourist guide to Lance – Wraz z Stephenem Briggsem i Paulem Kidby. Brak żółwich elementów.

Poniższe dwie pozycje są „pośrednie”, zawierają bowiem zbiory tekstów/opowiadań, niektóre z nich są związane ze Światem Dysku, inne nie.
Kiksy klawiatury. Eseje i nie tylko (A Slip of the Keyboard)
Mgnienie ekranu. Zbiór opowiadań (A Blink of the Screen: Collected Shorter Fiction)

Inne dzieła:
Cykl Długa Ziemia:
Długa Ziemia (The Long Earth) – Wraz ze Stephenem Baxterem.
Długa Ziemia: Długa Wojna (The Long War) – Wraz ze Stephenem Baxterem.
Długa Ziemia: Długi Mars (The Long Mars) – Wraz ze Stephenem Baxterem.
Długa Ziemia: Długa Utopia (The Long Utopia) – Wraz ze Stephenem Baxterem.
Długa Ziemia: Długi Kosmos (The Long Cosmos) – Wraz ze Stephenem Baxterem.

Trylogia Nomów (The Bromeliad Trilogy):
Nomów księga wyjścia (Truckers)
Nomów księga kopania (Diggers)
Nomów Księga Odlotu (Wings)

Opowieści o Johnnym Maxwellu (Johnny Maxwell trilogy):
Tylko ty możesz uratować ludzkość (Only You Can Save Mankind)
Johnny i zmarli (Johnny and the Dead)
Johnny i bomba (Johnny and the Bomb)

Pojedyncze różności:
Dobry Omen (Good Omens) – współautorstwo z Neilem Gaimanem.
Nacja (Nation)
Kot w stanie czystym (The Unadulterated Cat)
Dysk (wydany także jako Warstwy Wszechświata) (Strata)
Dywan (The Carpet People)
Ciemna strona Słońca (The Dark Side of the Sun)
Spryciarz z Londynu (Dodger)
Smoki na zamku Ukruszon (Dragons at Crumbling Castle: And Other Tales)
Odkurzacz Czarownicy

Książki o Pratchett’cie/Świecie Dysku:
Terry Pratchett: A Life With Footnotes – Biografia Terry’ego, napisana przez jego długoletniego asystenta, Roba Wilkinsa.
The turtle moves! Discworld’s story (unauthorized) – Książka przybliżająca Świat Dysku, napisał ją Lawrence Watt-Evans.
The Wyrdest Link – Drugi zbiór pytań o świat Dysku, autorem jest David Langford.

Pomniejsze bóstwa

Tytuł: Pomniejsze bóstwa
Tytuł oryginału: Small Gods
Autor(zy): Terry Pratchett
Tłumaczenie: Piotr Cholewa
Rok wydania: 1992 premiera Eng, 2001 PL
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka

Dlaczego w bazie: Z całego Świata Dysku ta pozycja jest najbardziej żółwia – sam A’Tuin jest tu jedynie parę razy wspomniany (choć i tak więcej razy niż w niektórych innych pozycjach), główna „atrakcja” to jednak bóg Om, który to przez większość książki przebywa w cielesnej formie żółwia. Masa ciekawych cytatów się pojawia, poniżej zawarte, choć i tak ich przecież wiele, stanowią ich malutką tylko część.

Już na samym początku pojawia się ciekawy opis żółwi, ich perspektywy oraz relacji z orłami (która parokrotnie powróci w książce):

Rozważmy żółwia i orła. Żółw jest stworzeniem żyjącym na ziemi.
Właściwie nie jest możliwe życie bliżej gruntu, jeśli nie przebywa się pod nim. Horyzont żółwia sięga na kilka cali. Żółw porusza się z taką prędkością, jaka wystarcza do polowania na sałatę. Przeżył, gdy cała reszta ewolucji przemknęła obok, ponieważ – ogólnie rzecz biorąc – dla nikogo nie stanowił zagrożenia, a zjadanie go sprawiało zbyt wiele kłopotu.
A teraz weźmy orła. To istota, której światem jest powietrze i wysokie szczyty, której horyzont sięga aż po krańce ziemi. Orzeł ma wzrok tak ostry, że potrafi dostrzec maleńkie, piskliwe stworzonko przemykające o pół mili od niego. Czysta siła, czysta władza… Błyskawiczna skrzydlata śmierć.
Szpony i dziób takie, że przerobią na posiłek cokolwiek mniejszego od orła, a zapewnią mu przynajmniej szybką przekąskę z czegokolwiek większego.
Mimo to orzeł potrafi godzinami siedzieć na urwisku i obserwować królestwa tej ziemi, dopóki w dali nie zauważy ruchu. Wtedy skupia spojrzenie, skupia, skupia na maleńkiej skorupie kołyszącej się wśród
suchych krzaków na pustyni. I zrywa się…
W chwilę później żółw odkrywa, że świat oddala się od niego. I widzi ten świat po raz pierwszy – już nie z wysokości jednego cala nad gruntem, ale z pięciuset stóp. I myśli: Jakimż wspaniałym przyjacielem jest orzeł.
I wtedy orzeł go puszcza.
Prawie zawsze żółw spada i ginie. Wszyscy wiedzą, dlaczego tak się dzieje: grawitacja to nałóg, z którym trudno zerwać. Nikt nie wie, dlaczego orzeł to robi. Owszem, żółwiem można sobie dobrze podjeść, ale biorąc pod uwagę włożony w to wysiłek, praktycznie wszystkim innym można lepiej.
Po prostu orły uwielbiają dręczyć żółwie.
Oczywiście, orły nie zdają sobie sprawy z faktu, że uczestniczą w bardzo prymitywnej formie doboru naturalnego.
Pewnego dnia żółw nauczy się latać.1

Jedna z „frakcji” występujących w książce za swój znak-hasło rozpoznawcze ma coś żółwiego:

– Prawda ukoi ból, Sasho. Powiedz.
– …prawda…
Vorbis westchnął. I wtedy zauważył, że palec Sasho zgina się i prostuje pod kajdanami. Wzywa go.
-Tak?
Pochylił się niżej nad ciałem. Sasho otworzył jedyne pozostałe mu oko.
– …prawda…
– Tak?
– …Żółw Się Rusza…2

Pierwsza rozmowa dwóch głównych bohaterów książki:

Sięgnął po motykę i z ulgą stanął nad grządką.
Ostrze miało właśnie uderzyć o ziemię, kiedy Brutha zobaczył żółwia.
Żółw był mały, mniej więcej żółty i cały zakurzony. Skorupę miał mocno poszczerbioną. Miał też jedno paciorkowate oko – drugie padło ofiarą któregoś z tysiąca niebezpieczeństw, jakie zagrażają każdej powolnej istocie żyjącej o cal od ziemi.
Brutha rozejrzał się. Ogrody leżały wewnątrz kompleksu świątyń, otoczone przez wysokie mury.
-Jak się tu dostałeś, mały zwierzaczku? – zapytał. – Przyleciałeś?
Żółw przyjrzał mu się monooptycznie. Bruthę ogarnęła nostalgia. Na piaszczystych pagórkach wokół jego rodzinnego domu żyło mnóstwo żółwi.
– Dałbym ci trochę sałaty — zapewnił. – Ale żółwi nie wpuszcza się chyba do ogrodów. Czy nie jesteście szkodnikami?
Żółw wciąż mu się przyglądał. Właściwie nic nie potrafi się tak przyglądać jak żółw. Brutha poczuł, że powinien coś powiedzieć.
– Są winogrona. To chyba nie grzech, jeśli dam ci jedno winogrono.
Masz ochotę na winogrono, mały żółwiku? – zapytał.
– Masz ochotę zostać czymś obrzydliwym w najgłębszej otchłani chaosu? – zapytał żółw.3

Pogłębienie kwestii tego jak Om się komunikuje:

Brutha zawahał się. Z wolna pojawiła się myśl, że demony i su-kuby nie pojawiają się chyba w postaci małych żółwi. Nie miałoby to sensu.
Nawet brat Nhumrod musiałby przyznać, że w dziedzinie rozpasanego erotyzmu można wymyślić wiele obiektów ciekawszych od jednookiego żółwia.
– Nie wiedziałem, że żółwie umieją mówić – powiedział.
– Nie umieją – odparł żółw. – Czytaj z moich warg. Brutha pochylił się.
– Nie masz warg – zauważył.
– Nie – zgodził się żółw. – No właśnie. Ani porządnych strun głosowych. Przekazuję słowa wprost do twojej głowy, jasne?
– Ojej!
– Rozumiesz chyba, prawda?
– Nie.
Żółw przewrócił jedynym okiem.
– Powinienem przewidzieć. Zresztą to bez znaczenia. Nie muszę tracić czasu na ogrodników. Idź i sprowadź tu kogoś najważniejszego. Ale już.4

Ciekawa refleksja na temat tego czy żółwie umieją mówić:

– Zamień się w bagienną pijawkę i schnij w karzącym ogniu! -wrzasnął żółw.
– Nie ma powodu do przekleństw – zwrócił mu uwagę Brutha. Żółw z wściekłości podskoczył kilka razy.
– To nie było przekleństwo! To był rozkaz! Jestem Wielkim Bogiem Omem!
Brutha zamrugał.
– Nie, nie jesteś – stwierdził po chwili. – Widziałem Wielkiego Boga Oma. – Machnął ręką, nabożnie wykonując znak świętych rogów. — Nie pojawia się w postaci żółwia. Przybywa jako orzeł, lew albo potężny byk. Przy wielkiej świątyni stoi posąg wysoki na siedem łokci. Jest z brązu i w ogóle. Tratuje niewiernych. Nie możesz tratować niewiernych, kiedy jesteś żółwiem. Znaczy, możesz najwyżej spoglądać na nich znacząco. Ten posąg ma rogi ze szczerego złota. Tam, gdzie mieszkałem, też stał posąg, wysoki na jeden łokieć, i to też był byk. Dlatego wiem, że nie jesteś Wielkim Bogiem… – znów uczynił znak świętych rogów – …Omem.
Żółw trochę się uspokoił.
– A ile mówiących żółwi w życiu widziałeś? – zapytał z ironią.
– Nie wiem – odparł Brutha.
– Jak to nie wiesz?
– Bo przecież one wszystkie mogły mówić — wyjaśnił z powagą Brutha, demonstrując tę osobistą logikę, dzięki której przydzielono mu dodatkowe zajęcia przy melonach. – Po prostu mogły się akurat nie odzywać, kiedy byłem w pobliżu.5

Standardowe dla książek o dysku przybliżenie postaci A’Tuina (niestandardowym jest fakt, że informacje te uważane są za herezję):

Drunah przerwał milczenie.
– De Chelonian Mobile— odczytał głośno. — „Żółw Się Rusza”. Co to znaczy?
-Już wysłuchanie tego może narazić twoją duszę na tysiąc lat w piekle – odparł Vorbis. Nie odrywał wzroku od Fri’ita, który teraz wpatrywał się nieruchomo w ścianę.
– Sądzę, że z pewną ostrożnością możemy podjąć to ryzyko — uznał Drunah.
Vorbis wzruszył ramionami.
– Autor twierdzi, że świat… płynie przez pustkę na grzbietach czterech ogromnych słoni – wyjaśnił. Drunah otworzył usta.
– Na grzbietach? — zdziwił się.
– Tak pisze – potwierdził Vorbis, wciąż obserwując Fri’ita.
– A na czym one stoją?
– Autor pisze, że stoją na skorupie gigantycznego żółwia. Drunah uśmiechnął się nerwowo.
– A na czym stoi ten żółw?
– Nie widzę sensu w spekulacjach, na czym może stać – warknął Vorbis. – Ponieważ on nie istnieje!
– Naturalnie, naturalnie — zgodził się szybko Drunah. – To tylko pusta ciekawość.6

Wcześniej wspomniane było hasło rozpoznawcze, teraz zaś rysunek:

Na ścianie jaskini ktoś umieścił rysunek: nierówny owal z trzema wydłużeniami u góry – środkowe odrobinę większe od bocznych, i trzema na dole, środkowe odrobinę dłuższe i szpiczaste. Jak dziecięcy rysunek żółwia.7

Opis jak żółwie widzą ludzi:

Poza tym, z punktu widzenia żółwia, nawet najpiękniejsza ludzka istota jest tylko parą stóp, odległą szpiczastą głową i gdzieś po drodze parą nozdrzy oglądaną z niewłaściwej strony.8

Mała próbka powszechnego dla książki „przeklinania” przez Oma (a także wzmianka o zaletach kulinarnych żółwi, także powracający motyw):

Żółw zaczął podskakiwać.
– Niech cię porażą gromy! — wrzasnął.
– Najlepszym lekarstwem są ćwiczenia fizyczne. I dużo zimnej wody.
– Wij się na ostrzach potępienia!
Nhumrod schylił się i podniósł żółwia. Odwrócił go grzbietem w dół. Łapki machały wściekle.
– Jak on się tu dostał, hm?
– Nie wiem, bracie Nhumrodzie – odparł szczerze Brutha.
– Niech ręka ci uschnie i odpadnie! – krzyczał głos w jego głowie.
– Takim żółwiem można sobie nieźle podjeść – mruknął przewodnik nowicjuszy. Dostrzegł wyraz twarzy chłopca. – Spójrz na to inaczej – zaproponował. – Czy Wielki Bóg Om… – znak świętych rogów – …zamanifestowałby się w stworzeniu tak prymitywnym? Byk tak, naturalnie, orzeł z pewnością, przy jakiejś okazji także łabędź, o ile dobrze pamiętam… Ale żółw?
– Niech twoje organy płciowe wypuszczą skrzydła i odlecą!
– Zastanów się – ciągnął brat Nhumrod, nieświadom chórów w głowie nowicjusza. – Jakie cuda mógłby sprawić żółw? Hm…
– Niech twoje kości chrzęszczą miażdżone w szczękach olbrzymów!
– Może zmienić sałatę w złoto? – zgadywał brat Nhumrod jowialnym tonem człowieka pozbawionego poczucia humoru. – Deptać stopami mrówki? Ahaha.
– Haha – odparł grzecznie Brutha.
– Zabiorę go do kuchni, żeby już cię nie niepokoił. Znakomicie nadaje się na zupę. A potem nie będziesz już słyszał żadnych głosów, możesz mi wierzyć. Ogień leczy wszelkie szaleństwa, prawda?
– Zupę?
– Tego… – zaczął Brutha.
– Twoje wnętrzności będą owijać się wokół drzewa, aż pożałujesz!9

Kolejny kawałek, o pechowych żółwiach:

Wielki Bóg Om leżał z łapkami w powietrzu w koszu stojącym w którejś z kuchni. Był niemal całkiem przysypany pękiem ziół i kilkoma marchewkami. Przewrócony żółw usiłuje stanąć na nogi, wyciągając jak najdalej szyję i próbując użyć głowy jako dźwigni. Jeśli to nie skutkuje, gorączkowo macha łapkami w nadziei, że rozkołysze się i odwróci grzbietem do góry.
Przewrócony żółw to dziewiąta najbardziej żałosna rzecz w całym wszechświecie.
Przewrócony żółw, który wie, co się z nim zaraz stanie, awansuje na tej liście na pozycję przynajmniej czwartą.10

Kawałek w którym Brutha rozmyśla o… symbolicznym znaczeniu żółwia:

Teraz okopywał grządki fasoli, żeby lepiej wyglądały. Wielki Bóg Om, aktualnie będący małym bogiem Omem, zjadał liść sałaty.
Przez całe życie wierzyłem, myślał Brutha, że Wielki Bóg Om -bez przekonania zrobił znak świętych rogów-jest, no, jest wielką brodą na niebie, a czasem, kiedy zstępuje na ziemię, to jako wielki byk, lew albo… no, w każdym razie coś dużego. Coś, co budzi szacunek.
Żółw to jednak nie to samo. Staram się… ale to nie to samo.12

Ciekawy opis… „mowy ciała” u żółwi:

Brutha przyjrzał mu się zdziwiony. Żółw wyglądał na zakłopotanego, przynajmniej tak, jak jest to możliwe dla żółwia.12

Pierwsze spotkanie Oma z innym kluczowym (negatywnym) bohaterem książki:

Bardzo dziwne – mruknął Vorbis.
Usłyszał jakiś syczący odgłos i spuścił wzrok.
Przy jego stopie stał nieduży żółw. Pod spojrzeniem ekskwizytora usiłował się cofnąć, ale przez cały czas patrzył na człowieka i syczał jak czajnik.
Vorbis podniósł zwierzę i zbadał uważnie, obracając w dłoniach.
Potem rozejrzał się, znalazł między murami miejsce leżące w pełnym słońcu i odłożył gada na ziemię, na grzbiet. Po chwili zebrał jeszcze parę kamieni z grządek warzywnych i podparł nimi skorupę, żeby gwałtowne ruchy nie przewróciły żółwia z powrotem.
Ekskwizytor wierzył, że nie należy marnować żadnej okazji zdobycia wiedzy ezoterycznej. Zanotował więc w pamięci, by -jeśli praca pozwoli – wrócić tu za kilka godzin i sprawdzić, co się dzieje.13

Kolejny ciekawy opis cech charakterystycznych żółwi:

Om wlókł się zapiaszczonym korytarzem. Po zniknięciu Bruthy łaził jeszcze chwilę po ogrodzie. To kolejna czynność, którą żółwie wykonują perfekcyjne. Są praktycznie mistrzami świata w łażeniu.14

Kawałek rozmowy ludzkiej o orłach, komentowany z perspektywy żółwia:

– Bardzo szlachetny ptak, taki orzeł. I mądry – ciągnął starszy mężczyzna. – Ciekawostka: orły to jedyne ptaki, które odkryły, jak jeść żółwie. Wiecie? Chwytają je, wzlatują bardzo wysoko, a potem rzucają na skały. Skorupa pęka na kawałki. Zadziwiające.
– Pewnego dnia – burknął ponury głos znad ziemi – wrócę do formy, a ty będziesz bardzo żałował, że coś takiego powiedziałeś. Bardzo długo będziesz żałował. Może nawet stworzę więcej Czasu, żebyś miał kiedy żałować. Albo… nie, zmienię cię w żółwia. Zobaczymy, czy ci się spodoba.
Ten świst wiatru wokół skorupy, ten grunt rosnący z każdą chwilą… Tak, to będzie ciekawe.
– Okropne – stwierdziła kobieta spoglądając na orła. – Ciekawe, o czym myśli biedne stworzonko, kiedy spada.
– O swojej skorupie, droga pani – wyjaśnił Wielki Bóg Om, próbując wcisnąć się jeszcze głębiej pod spiżowy występ. Człowiek z tacą wydawał się przygnębiony.15

I znów, opis… żółwiego zachowania.

To nie była zwykła choroba morska. Brutha nie wiedział, gdzie jest. A przez całe życie wiedział, gdzie jest. To, gdzie jest, oraz istnienie Oma były zawsze najpewniejsze.
Ta cecha łączyła go z żółwiami. Wystarczy popatrzeć, jak żółw wędruje – od czasu do czasu przystaje, żeby zmagazynować wspomnienia dotychczasowej podróży. Nie bez powodu w innym punkcie multiwersum małe jeżdżące urządzenia, kierowane przez elektryczne układy myślące, nazywane są „żółwiami”.16

A tu z kolei ciekawa refleksja na temat podejścia do zwierząt:

– To, że jest okrutny dla zwierząt, nie znaczy jeszcze, że jest… no, złym człowiekiem – stwierdził, ale brzmienie głosu sugerowało, że sam w to nie wierzy. To był całkiem mały morświn.
– Odwrócił mnie na grzbiet – przypomniał Om.
– Tak, ale ludzie są ważniejsi od zwierząt.
– Ten punkt widzenia często jest wyrażany przez ludzi.
– Rozdział IX, wers 16 księgi… – zaczął Brutha.
– Kogo obchodzi, co jest napisane w jakiejś księdze? – przerwał mu żółw.
Brutha był wstrząśnięty.
– Przecież żadnemu z proroków nie mówiłeś, że ludzie powinni być dobrzy dla zwierząt. Nic takiego sobie nie przypominam. Nie wtedy, kiedy byłeś… większy. Nie dlatego chcesz, żeby ludzie byli dobrzy dla zwierząt, bo ci zależy na zwierzętach, ale dlatego że jedno z nich może być tobą.
– To całkiem rozsądny powód.17

Fragment o różnicach w budowie żółwi:

Om zastanawiał się, czy wszystkie żółwie potrafią pływać. Te morskie potrafiły na pewno. Ale łobuzy miały do tego odpowiednią skorupę. Prosiłby o zbyt wiele (gdyby nawet miał kogo prosić) Jeśliby liczył, że ciało zaprojektowane do dreptania po suchych pustkowiach miało jakieś właściwości hydrodynamiczne inne od tych, które są konieczne, by pójść na dno.18

Kolejne rozważania na temat A’Tuina:

– Om…
-Tak?
– Kapitan powiedział mi coś dziwnego: że świat jest płaski i ma krawędź.
– Tak? No i co?
– No bo przecież dobrze wiemy, że świat jest kulą, ponieważ… Żółw zamrugał niepewnie.
– Wcale nie jest – zaprotestował. – Kto powiedział, że świat jest kulą?
– Ty mówiłeś – odparł Brutha. I dodał: – W każdym razie według Pierwszej Księgi Septateuchu.
Nigdy nie myślałem w ten sposób, uświadomił sobie. Nigdy nie mówiłem „w każdym razie”.
– Dlaczego kapitan powiedział mi coś takiego? — zapytał. — To nie była zwykła rozmowa.
-Już ci mówiłem, że nie stwarzałem świata – odrzekł Om. – Po co miałbym to robić? On już tu był. I nawet gdybym go stworzył, to przecież nie w formie kuli. Ludzie by z niego spadali. Wszystkie morza ściekałyby na dół.
– Nie, gdybyś im kazał pozostać na miejscu.
– Też pomysł!
– Poza tym kula to forma doskonała – dodał Brutha. – Ponieważ w Księdze…
– Nie ma w niej nic szczególnego — mruknął Om. —Jeśli już o to chodzi, żółw jest formą doskonałą.
– Formą doskonałą dla czego?
– Formą doskonałą dla żółwia, chociażby. Takiego morskiego. Gdyby miał kształt kuli, to cały czas wypływałby na powierzchnię.
– Ale to herezja mówić, że świat jest piaski.
– Możliwe. Ale to prawda.
– I naprawdę leży na grzbiecie wielkiego żółwia?
– Zgadza się.
– W takim razie – zawołał tryumfalnie Brutha – na czym stoi żółw?!
Om spojrzał na niego, nie rozumiejąc.
– Na niczym nie stoi — oświadczył. – Wielkie nieba, przecież to morski żółw. Taki z płetwami. On pływa. Po to są żółwie.19

Refleksja na temat sposobu myślenia żółwi:

– Nie brzmi to jak mowa Boga – zauważył.
– To przez ten żółwi mózg.
– Co takiego?
– Czy ty niczego nie rozumiesz? Ciała to nie tylko poręczne pojemniki, w których można przechować umysł. Forma wpływa na sposób myślenia. To przez tę całą morfologię.
– Co takiego? Om westchnął.
– Jeśli się nie koncentruję, zaczynam myśleć jak żółw.
– Co? To znaczy powoli?
– Nie. Żółwie to cynicy. Zawsze oczekują najgorszego.
– Dlaczego?
– Nie wiem. Pewnie dlatego że często im się przytrafia.20

Fragment-nawiązanie do innej ksiązki Pratchetta, Piramid gdzie filozofowie bardzo dosłownie testowali wyprzedzanie strzał przez żółwie:

– Dobry wieczór panu — powiedział. – Co podać?
– Chciałbym napić się wody — oświadczył z naciskiem Brutha.
– Może coś dla żółwia?
– Wina! – zawołał głos Oma.
– Nie wiem… A co normalnie piją żółwie?
– Te, które tu miewam, na ogół piją trochę mleka z wrzuconym kawałkiem chleba – odparł barman.
– Ma pan dużo żółwi? – zapytał Brutha głośno, by zagłuszyć pełne oburzenia krzyki Oma.
– Och, taki przeciętny żółw to bardzo użyteczne zwierzę filozoficzne. Wyprzedza metaforyczne strzały, pokonuje w biegu zające… Przydaje się.21

Wyjaśnienie genezy hasła „spiskowców”:

– Żółw Się Rusza – mruknął zamyślony Urn.
– Co? — nie zrozumiał Brutha.
– Mistrz napisał taką książkę.
– Właściwie nie książkę – wtrącił skromnie Didactylos. – Raczej zwój. Taki drobiazg w wolnej chwili.
– Gdzie napisałeś, że świat jest płaski i płynie w przestrzeni na grzbiecie ogromnego żółwia?
– Czytałeś? – Filozof spoglądał na chłopca z uwagą. -Jesteś niewolnikiem?22

Żart(y) z żółwia:

– Nie powie pan, że są reliktem przestarzałego systemu wierzeń? – zapytał.
Didactylos, wciąż gładząc palcami skorupę Oma, pokręcił głową.
– Nie. Wolę, żeby pioruny uderzały daleko ode mnie.
– Aha. Czy mógłby pan przestać tak go obracać? Właśnie powiedział, że wcale mu się to nie podoba.
– Żeby poznać, ile mają lat, trzeba przeciąć takiego na pół i policzyć słoje – oświadczył Didactylos.
– Hm… Poczucia humoru też nie ma.23

Kolejny kawałek o naturze świata dysku/A’Tuinie:

– A to jest książka, którą napisał Didactylos – poinformował Urn.
Brutha spojrzał na rysunek żółwia. Były tam… słonie. To są słonie, podsunęła mu pamięć ze świeżego wspomnienia bestiarium zapadającego nieodwołalnie w głąb umysłu. Słonie stojące na skorupie, a na nich coś z górami i wodospadem oceanu wokół krawędzi…
-Jak to możliwe? – spytał Brutha. – Świat na grzbiecie żółwia? Dlaczego wszyscy próbują mnie o tym przekonać? To nie może być prawda!
– Powiedz to marynarzom – odparł Didactylos. – Każdy, kto żeglował po Oceanie Krawędziowym, wie to dobrze. Po co zaprzeczać rzeczom oczywistym?
– Przecież świat z całą pewnością jest doskonałą kulą, obiegającą kulę słońca, jak nam mówi Septateuch. To przecież… logiczne. A taki właśnie powinien być świat.
– Powinien? Nic nie wiem o powinności. To słowo nie należy do filozofii.
– A to… Co to jest? – Brutha wskazał krąg poniżej rysunku żółwia.
– Widok z góry – wyjaśnił Urn.
– Mapa świata – dodał Didactylos.24

Bardzo ważna mądrość życiowa:

– Najważniejsze, to porządnie się wysypiać – oświadczył Om. – To dobrze wpływa na skorupę.25

Kawałej o bytności żółwiej:

– O tobie wiem, że istniejesz. – Chłopiec wyczuł, że Om trochę się uspokoił. -Jest w żółwiach coś takiego… Tak, w żółwie mogę wierzyć. Posiadają dużą ilość egzystencji skupionej w jednym miejscu. To raczej z bogami jako takimi mam kłopot…26

Kolejny opis-interpretacja żółwich zachowań:

Głowa Oma na moment skryła się wewnątrz skorupy, co było najlepszym możliwym dla żółwia odpowiednikiem wzruszenia ramionami.27

Kolejne refleksje o A’Tuinie:

– Nie możecie wierzyć w Wielkiego A’Tuina – powiedział. -Wielki A’Tuin istnieje. Nie ma sensu wiara w rzeczy, które istnieją.
– Ktoś podniósł rękę – szepnął Urn.
– Słucham.
– Mistrzu, przecież tylko rzeczy, które istnieją, warte są tego, by w nie wierzyć – rzekł słuchacz ubrany w mundur sierżanta Świętej Gwardii.
– Skoro istnieją, nie trzeba w nie wierzyć — odparł Didactylos. – One po prostu są. – Westchnął. – Co mogę wam powiedzieć? Co chcecie usłyszeć? Spisałem tylko to, co ludzie wiedzą. Góry wyrastają i rozsypują się, a pod nimi A’Tuin płynie wciąż przed siebie. Ludzie żyją i umierają, a Żółw Się Rusza. Imperia rodzą się i rozpadają, a Żółw Się Rusza. Bogowie przychodzą i odchodzą, a Żółw wciąż Się Rusza. Żółw Się Rusza!
– I to jest prawdziwa prawda? – dobiegł czyjś głos z mroku. Didactylos wzruszył ramionami.
– Żółw istnieje. Świat jest płaskim dyskiem. Słońce okrąża go raz dziennie i ciągnie za sobą światło. I tak będzie się działo niezależnie od tego, czy w to wierzycie, czy nie. To jest rzeczywistość. Nie wiem nic o prawdzie. Prawda jest o wiele bardziej skomplikowana. Właściwie nie przypuszczam, żeby Żółw choć trochę się przejmował, czy jest prawdziwy, czy nie.28

Kolejna ciekawa refleksja na temat tego jak żółwie postrzegają świat:

Popełzł przez krzaki; ich ciernie nieszkodliwie drapały jego skorupę.
Minął innego żółwia, który nie był zamieszkany przez boga. Rzucił Omowi to niepewne spojrzenie, typowe dla żółwi próbujących zdecydować, czy coś pojawiło się, by zostać zjedzone, czy raczej by uprawiać z tym seks, gdyż normalny żółw myśli tylko o tych dwóch rzeczach. Om wyminął go i znalazł kilka liści, które tamten przeoczył.29

I znów o żółwich zachowaniach:

Om walczył, by powstrzymać łapki i głowę przed cofnięciem się do wnętrza skorupy, co jest instynktowną reakcją żółwia na atak paniki.30

Żółw wyjątkowo w innym niż dotychczas spotykane znaczeniu, to jest formacji obronnej/bojowej:

– A wiesz, co to jest żółw? Urn podrapał się w głowę.
– No dobrze. Odpowiedź nie brzmi: nieduży gad w skorupie, prawda? Bo przecież wiesz, że to wiem.
– Chodziło mi o żółwia z tarcz. Kiedy atakujesz fortecę albo mury, a przeciwnik ciska na ciebie z góry wszystkim, co mu w rękę wpadnie, każdy żołnierz trzyma nad głową tarczę tak, że… ona tak jakby… wsuwa się w tarcze dookoła. Może utrzymać spory ciężar.
– Nachodzą na siebie — mruknął Urn.
– Jak łuski – uzupełnił Symonia. Urn w zadumie przyjrzał się wozowi.
– Żółw – mruknął.31

I znów, fajny cytowalny kawałek:

Nikt nie zauważył maleńkiego czarnego punktu spadającego z nieba.
Nie można pokładać ufności w bóstwach. Ale można polegać na żółwiach.32

Ostatni przytoczony żółwi fragment.

– Znam go – oznajmił Borvorius. – To Vorbis! Ktoś go w końcu zabił, co? Mógłbyś przestać mi wciskać tę rybę? Czy ktoś wie, co to za człowiek? – zapytał, wskazując Fastę Benja.
– To był żółw – wyjaśnił Brutha.
– Żółw? Wcale mnie to nie dziwi. Nigdy im nie ufałem. Wiecznie się kręcą pod nogami.33

1. Now consider the tortoise and the eagle.
The tortoise is a ground-living creature. It is impossible to live nearer the ground without being under it. Its horizons are a few inches away. It has about as good a turn of speed as you need to hunt down a lettuce. It has survived while the rest of evolution flowed past it by being, on the whole, no threat to anyone and too much trouble to eat.
And then there is the eagle. A creature of the air and high places, whose horizons go all the way to the edge of the world. Eyesight keen enough to spot the rustle of some small and squeaky creature half a mile away. All power, all control. Lightning death on wings. Talons and claws enough to make a meal of anything smaller than it is and at least take a hurried snack out of anything bigger.
And yet the eagle will sit for hours on the crag and survey the kingdoms of the world until it spots a distant movement and then it will focus, focus, focus on the small shell wobbling among the bushes down there on the desert. And it will leap…
And a minute later the tortoise finds the world dropping away from it. And it sees the world for the first time, no longer one inch from the ground but five hundred feet above it, and it thinks: what a great friend I have in the eagle.
And then the eagle lets go.
And almost always the tortoise plunges to its death. Everyone knows why the tortoise does this. Gravity is a habit that is hard to shake off. No one knows why the eagle does this. There’s good eating on a tortoise but, considering the effort involved, there’s much better eating on practically anything else. It’s simply the delight of eagles to torment tortoises.
But of course, what the eagle does not realize is that it is participating in a very crude form of natural selection.
One day a tortoise will learn how to fly.


2. – “Truth is surcease from pain, Sasho. Tell me.”
“…truth…”
Vorbis sighed. And then he saw one of Sasho’s fingers curling and uncurling under the manacles. Beckoning.
“Yes?”
He leaned closer over the body.
Sasho opened his one remaining eye. “…truth…”
“Yes?”
“…The Turtle Moves…”


3. He picked up his hoe and turned back, in relief, to the vines.
The hoe’s blade was about to hit the ground when Brutha saw the tortoise.
It was small and basically yellow and covered with dust. Its shell was badly chipped. It had one beady eye—the other had fallen to one of the thousands of dangers that attend any slow-moving creature which lives an inch from the ground.
He looked around. The gardens were well inside the temple complex, and surrounded by high walls.
“How did you get in here, little creature?” he said. “Did you fly?”
The tortoise stared monoptically at him. Brutha felt a bit homesick. There had been plenty of tortoises in the sandy hills back home.
“I could give you some lettuce,” said Brutha. “But I don’t think tortoises are allowed in the gardens. Aren’t you vermin?”
The tortoise continued to stare. Practically nothing can stare like a tortoise.
Brutha felt obliged to do something.
“There’s grapes,” he said. “Probably it’s not sinful to give you one grape. How would you like a grape, little tortoise?”
“How would you like to be an abomination in the nethermost pit of chaos?” said the tortoise.


4. Brutha hesitated. It dawned on him, very slowly, that demons and succubi didn’t turn up looking like small old tortoises. There wouldn’t be much point. Even Brother Nhumrod would have to agree that when it came to rampant eroticism, you could do a lot better than a one-eyed tortoise.
“I didn’t know tortoises could talk,” he said.
“They can’t,” said the tortoise. “Read my lips.”
Brutha looked closer.
“You haven’t got lips,” he said.
“No, nor proper vocal cords,” agreed the tortoise. “I’m doing it straight into your head, do you understand?”
“Gosh!”
“You do understand, don’t you?”
“No.”
The tortoise rolled its eye.
“I should have known. Well, it doesn’t matter. I don’t have to waste time on gardeners. Go and fetch the top man, right now.”


5. “Turn into a mud leech and wither in the fires of retribution!” screamed the tortoise.
“There’s no need to curse,” said Brutha.
The tortoise bounced up and down furiously.
“That wasn’t a curse! That was an order! I am the Great God Om!”
Brutha blinked.
Then he said, “No you’re not. I’ve seen the Great God Om,” he waved a hand making the shape of the holy horns, conscientiously, “and he isn’t tortoise-shaped. He comes as an eagle, or a lion, or a mighty bull. There’s a statue in the Great Temple. It’s seven cubits high. It’s got bronze on it and everything. It’s trampling infidels. You can’t trample infidels when you’re a tortoise. I mean, all you could do is give them a meaningful look. It’s got horns of real gold. Where I used to live there was a statue one cubit high in the next village and that was a bull too. So that’s how I know you’re not the Great God”—holy horns—“Om.”
The tortoise subsided.
“How many talking tortoises have you met?” it said sarcastically.
“I don’t know,” said Brutha.
“What d’you mean, you don’t know?”
“Well, they might all talk,” said Brutha conscientiously, demonstrating the very personal kind of logic that got him Extra Melons. “They just might not say anything when I’m there.


6. Drunah broke the silence.
“De Chelonian Mobile,” he said aloud. “‘The Turtle Moves.’ What does that mean?”
“Even telling you could put your soul at risk of a thousand years in hell,” said Vorbis. His eyes had not left Fri’it, who was now staring fixedly at the wall.
“I think it is a risk we might carefully take,” said Drunah.
Vorbis shrugged. “The writer claims that the world…travels through the void on the back of four huge elephants,” he said.
Drunah’s mouth dropped open.
“On the back?” he said.
“It is claimed,” said Vorbis, still watching Fri’it.
“What do they stand on?”
“The writer says they stand on the shell of an enormous turtle,” said Vorbis.
Drunah grinned nervously.
“And what does that stand on?” he said.
“I see no point in speculating as to what it stands on,” snapped Vorbis, “since it does not exist!”
“Of course, of course,” said Drunah quickly. “It was only idle curiosity.”


7. On one wall of the cave there was a drawing. It was vaguely oval, with three little extensions at the top—the middle one slightly the largest of the three—and three at the bottom, the middle one of these slightly longer and more pointed. A child’s drawing of a turtle.


8. Besides, from a tortoise-eye viewpoint even the most handsome human is only a pair of feet, a distant pointy head, and, somewhere up there, the wrong end of a pair of nostrils.


9. The tortoise bounced up and down.
“Smite you with thunderbolts!” it screamed.
“I find healthy exercise is the thing,” said Nhumrod. “And plenty of cold water.”
“Writhe on the spikes of damnation!”
Nhumrod reached down and picked up the tortoise, turning it over. Its legs waggled angrily.
“How did it get here, mmm?”
“I don’t know, Brother Nhumrod,” said Brutha dutifully.
“Your hand to wither and drop off!” screamed the voice in his head.
“There’s very good eating on one of these, you know,” said the master of novices. He saw the expression on Brutha’s face.
“Look at it like this,” he said. “Would the Great God Om”—holy horns—“ever manifest Himself in such a lowly creature as this? A bull, yes, of course, an eagle, certainly, and I think on one occasion a swan…but a tortoise?”
“Your sexual organs to sprout wings and fly away!”
“After all,” Nhumrod went on, oblivious to the secret chorus in Brutha’s head, “what kind of miracles could a tortoise do? Mmm?”
“Your ankles to be crushed in the jaws of giants!”
“Turn lettuce into gold, perhaps?” said Brother Nhumrod, in the jovial tones of those blessed with no sense of humor. “Crush ants underfoot? Ahaha.”
“Haha,” said Brutha dutifully.
“I shall take it along to the kitchen, out of your way,” said the master of novices. “They make excellent soup. And then you’ll hear no more voices, depend upon it. Fire cures all Follies, yes?”
“Soup?”
“Er…” said Brutha.
“Your intestines to be wound around a tree until you are sorry!”


10. The Great God Om was upside down in a basket in one of the kitchens, half-buried under a bunch of herbs and some carrots.
An upturned tortoise will try to right itself firstly by sticking out its neck to its fullest extent and trying to use its head as a lever. If this doesn’t work it will wave its legs frantically, in case this will rock it upright.
An upturned tortoise is the ninth most pathetic thing in the entire multiverse.
An upturned tortoise who knows what’s going to happen to it next is, well, at least up there at number four.


10. He hoed the bean rows for the look of the thing. The Great God Om, although currently the small god Om, ate a lettuce leaf.
All my life, Brutha thought, I’ve known that the Great God Om—he made the holy horns sign in a fairly halfhearted way—was a…a…great big beard in the sky, or sometimes, when He comes down into the world, as a huge bull or a lion or…something big, anyway. Something you could look up to.
Somehow a tortoise isn’t the same. I’m trying hard…but it isn’t the same.


12. Brutha stared at it. It looked embarrassed, insofar as that’s possible for a tortoise.


13. “How very strange,” said Vorbis.
A hissing noise made him look around.
There was a small tortoise near his foot. As he glared, it tried to back away, and all the time it was staring at him and hissing like a kettle.
He picked it up and examined it carefully, turning it over and over in his hands. Then he looked around the walled garden until he found a spot in full sunshine, and put the reptile down, on its back. After a moment’s thought he took a couple of pebbles from one of the vegetable beds and wedged them under the shell so that the creature’s movement wouldn’t tip it over.
Vorbis believed that no opportunity to acquire esoteric knowledge should ever be lost, and made a mental note to come back again in a few hours to see how it was getting on, if work permitted.


14. Om stumped along a sandy corridor.
He’d hung around a while after Brutha’s disappearance. Hanging around is another thing tortoises are very good at. They’re practically world champions.


15. “Very noble bird, the eagle. Intelligent, too,” said the elderly man. “Interesting fact: eagles are the only birds to work out how to eat tortoises. You know? They pick them up, flying up very high, and drop them on to the rocks. Smashes them right open. Amazing.”
“One day,” said a dull voice from down below, “I’m going to be back on form again and you’re going to be very sorry you said that. For a very long time. I might even go so far as to make even more Time just for you to be sorry in. Or…no, I’ll make you a tortoise. See how you like it, eh? That rushing wind around y’shell, the ground getting bigger the whole time. That’d be an interesting fact!”
“That sounds dreadful,” said the woman, looking up at the eagle’s glare. “I wonder what passes through the poor little creature’s head when he’s dropped?”
“His shell, madam,” said the Great God Om, trying to squeeze himself even further under the bronze overhang.


16. It wasn’t just the seasickness. He didn’t know where he was. And Brutha had always known where he was. Where he was, and the existence of Om, had been the only two certainties in his life.
It was something he shared with tortoises. Watch any tortoise walking, and periodically it will stop while it files away the memories of the journey so far. Not for nothing, elsewhere in the multiverse, are the little traveling devices controlled by electric thinking-engines called “turtles.”


17. “But being cruel to animals doesn’t mean he’s a…bad person,” he ventured, the harmonics of his tone suggesting that even he didn’t believe this. It had been quite a small porpoise.
“He turned me on to my back,” said Om.
“Yes, but humans are more important than animals,” said Brutha.
“This is a point of view often expressed by humans,” said Om.
“Chapter IX, verse 16 of the book of—” Brutha began.
“Who cares what any book says?” screamed the tortoise.
Brutha was shaken.
“But you never told any of the prophets that people should be kind to animals,” he said. “I don’t remember anything about that. Not when you were…bigger. You don’t want people to be kind to animals because they’re animals, you just want people to be kind to animals because one of them might be you.”
“That’s not a bad idea!”


18. Om wondered if tortoises could swim. Turtles could, he was pretty sure. But those buggers had the shell for it.
It would be too much to ask (even if a god had anyone to ask) that a body designed for trundling around a dry wilderness had any hydrodynamic properties other than those necessary to sink to the bottom.


19. “Om?”
“What?”
“The captain just said something odd. He said the world is flat and has an edge.”
“Yes? So what?”
“But, I mean, we know the world is a ball, because…”
The tortoise blinked.
“No, it’s not,” he said. “Who said it’s a ball?”
“You did,” said Brutha. Then he added: “According to Book One of the Septateuch, anyway.”
I’ve never thought like this before, he thought. I’d never have said “anyway.”
“Why’d the captain tell me something like that?” he said. “It’s not normal conversation.”
“I told you, I never made the world,” said Om. “Why should I make the world? It was here already. And if I did make a world, I wouldn’t make it a ball. People’d fall off. All the sea’d run off the bottom.”
“Not if you told it to stay on.”
“Hah! Will you hark at the man!”
“Besides, the sphere is a perfect shape,” said Brutha. “Because in the Book of—”
“Nothing amazing about a sphere,” said the tortoise. “Come to that, a turtle is a perfect shape.”
“A perfect shape for what?”
“Well, the perfect shape for a turtle, to start with,” said Om. “If it was shaped like a ball, it’d be bobbing to the surface the whole time.”
“But it’s a heresy to say the world is flat,” said Brutha.
“Maybe, but it’s true.”
“And it’s really on the back of a giant turtle?”
“That’s right.”
“In that case,” said Brutha triumphantly, “what does the turtle stand on?”
The tortoise gave him a blank stare.
“It doesn’t stand on anything,” it said. “It’s a turtle, for heaven’s sake. It swims. That’s what turtles are for.”


20. “That doesn’t sound like god talk,” he hazarded.
“It’s this tortoise brain.”
“What?”
“Don’t you know anything? Bodies aren’t just handy things for storing your mind in. Your shape affects how you think. It’s all this morphology that’s all over the place.”
“What?”
Om sighed. “If I don’t concentrate, I think like a tortoise!”
“What? You mean slowly?”
“No! Tortoises are cynics. They always expect the worst.”
“Why?”
“I don’t know. Because it often happens to them, I suppose.”


21. “Evening, sir,” he said. “What’ll it be?”
“I’d like a drink of water, please,” said Brutha, very deliberately.
“And something for the tortoise?”
“Wine!” said the voice of Om.
“I don’t know,” said Brutha. “What do tortoises usually drink?”
“The ones we have in here normally have a drop of milk with some bread in it,” said the barman.
“You get a lot of tortoises?” said Brutha loudly, trying to drown out Om’s outraged screams.
“Oh, a very useful philosophical animal, your average tortoise. Outrunning metaphorical arrows, beating hares in races…very handy.”


22. “The Turtle Moves,” said Urn thoughtfully.
“What?” said Brutha.
“Master did a book,” said Urn.
“Not really a book,” said Didactylos modestly. “More a scroll. Just a little thing I knocked off.”
“Saying that the world is flat and goes through space on the back of a giant turtle?” said Brutha.
“Have you read it?” Didactylos’s gaze was unmoving. “Are you a slave?


23. Then he said, “You aren’t going to say they’re a relic of an outmoded belief system?”
Didactylos, still running his fingers over Om’s shell, shook his head.
“Nope. I like my thunderstorms a long way off.”
“Oh. Could you stop turning him over and over? He’s just told me he doesn’t like it.”
“You can tell how old they are by cutting them in half and counting the rings,” said Didactylos.
“Um. He hasn’t got much of a sense of humor, either.”


24. “And this is the book Didactylos wrote,” said Urn.
Brutha looked down at a picture of a turtle. There were…elephants, they’re elephants, his memory supplied, from the fresh memories of the bestiary sinking indelibly into his mind…elephants on its back, and on them something with mountains and a waterfall of an ocean around its edge…
“How can this be?” said Brutha. “A world on the back of a tortoise? Why does everyone tell me this? This can’t be true!”
“Tell that to the mariners,” said Didactylos. “Everyone who’s ever sailed the Rim Ocean knows it. Why deny the obvious?”
“But surely the world is a perfect sphere, spinning about the sphere of the sun, just as the Septateuch tells us,” said Brutha. “That seems so…logical. That’s how things ought to be.”
“Ought?” said Didactylos. “Well, I don’t know about ought. That’s not a philosophical word.”
“And…what is this…” Brutha murmured, pointing to a circle under the drawing of the turtle.
“That’s a plan view,” said Urn.
“Map of the world,” said Didactylos.


25. “Getting plenty of sleep is vital,” said Om. “It builds a healthy shell.”


26. “Oh, I know you exist,” said Brutha. He felt Om relax a little. “There’s something about tortoises. Tortoises I can believe in. They seem to have a lot of existence in one place. It’s gods in general I’m having difficulty with.”


27. Om’s head darted into his shell for a moment, the nearest he was capable of to a shrug.


28. You can’t believe in Great A’Tuin,” he said. “Great A’Tuin exists. There’s no point in believing in things that exist.”
“Someone’s put up their hand,” said Urn.
“Yes?”
“Sir, surely only things that exist are worth believing in?” said the enquirer, who was wearing a uniform of a sergeant of the Holy Guard.
“If they exist, you don’t have to believe in them,” said Didactylos. “They just are.” He sighed. “What can I tell you? What do you want to hear? I just wrote down what people know. Mountains rise and fall, and under them the Turtle swims onward. Men live and die, and the Turtle Moves. Empires grow and crumble, and the Turtle Moves. Gods come and go, and still the Turtle Moves. The Turtle Moves.”
From the darkness came a voice, “And that is really true?”
Didactylos shrugged. “The Turtle exists. The world is a flat disc. The sun turns around it once every day, dragging its light behind it. And this will go on happening, whether you believe it is true or not. It is real. I don’t know about truth. Truth is a lot more complicated than that. I don’t think the Turtle gives a bugger whether it’s true or not, to tell you the truth.”


29. He crawled through the bushes, their thorns scraping harmlessly along his shell. He passed another tortoise, which wasn’t inhabited by a god and gave him that vague stare that tortoises employ when they’re deciding whether something is there to be eaten or made love to, which are the only things on a normal tortoise mind. He avoided it, and found a couple of leaves it had missed.


30. Om fought to stop his head and legs retracting automatically into his shell, a tortoise’s instinctive panic reaction.


31. “Do you know what a tortoise is?”
Urn scratched his head. “Okay. The answer isn’t a little reptile in a shell, is it? Because you know I know that.”
“I mean a shield tortoise. When you’re attacking a fortress or a wall, and the enemy is dropping everything he’s got on you, every man holds his shield overhead so that it…kind of…slots into all the shields around it. Can take a lot of weight.”
“Overlapping,” murmured Urn.
“Like scales,” said Simony.
Urn looked reflectively at the cart.
“A tortoise,” he said.


32. No one saw the tiny speck, tumbling down from the sky.
Don’t put your faith in gods. But you can believe in turtles.


33. “I know him—” said Borvorius. “Vorbis! Someone killed him at last, eh? And will you stop trying to sell me fish? Does anyone know who this man is?” he added, indicating Fasta Benj.
“It was a tortoise,” said Brutha.
“Was it? Not surprised. Never did trust them, always creeping around.


Autor: XYuriTT