Tytuł: To
Tytuł oryginału: It
Autor(zy): Stephen King
Tłumaczenie: Robert P. Lipski
Rok wydania: 1986 (ENG), 1993 (PL)
Wydawnictwo: Viking Press (ENG), Amber (PL)
Dlaczego w bazie: Jedna z bardziej znanych książek Stephena Kinga, inną jego twórczość mamy zebraną w tej notce.
Jest to bardzo bogata w żółwie książka, może nie w kwestii samej ilości scenek, jest ich tu na tyle, że jesteśmy w stanie pokazać wszystkie żółwie fragmenty, ale na pewno wyróżnia się pod względem tego jak bardzo istotny jest w niej żółw.
Książka ta doczekała się adaptacji aktorskich, miniserii w 1990 w której to jednak nie było żadnego żółwiego elementu oraz adaptacji w formie dwóch filmów, łączących się w jedną całość, To wydane w 2017 oraz To: Rozdział 2 w których to żółwie elementy były.
Pierwszy kawałek dotyczy Turtle Waxu:
George, najszybciej jak mógł, przejrzał stos gratów na półce. Stare pudełka z pastą Kiwi, szmaty do czyszczenia butów, zbita lampa naftowa, prawie pusta butelka Windexa, stara, płaska puszka wosku „Żółw”.
Z jakiegoś powodu ta puszka przykuła jego uwagę i niemal przez pół minuty wpatrywał się jak zahipnotyzowany w wizerunek żółwia na wieczku. Potem odłożył ją na półkę… i wreszcie znalazł małe kwadratowe pudełko z napisem Gulf.1
Drugi chyba związany jest z żółwiem z poprzedniego cytatu.
Ten żółw – zastanawiał się George, podążając w stronę szuflady w szafce, gdzie trzymano zapałki. Gdzie ją wcześniej widziałem tego żółwia?2
Pierwsza wzmianka o żółwiu (książka ma podwójną chronologię, sceny z dwóch lini czasowych są opisywane równolegle)
– Żółw nie mógł nam pomóc – powiedział nagle. Powiedział to wyraźnie. Usłyszała to. Na jego twarzy wciąż malował się ten wyraz głębokiego zamyślenia i nagle poczuła, że zaczynają ogarniać przerażenie.3
Także wzmianka o żółwiu niemogącym im pomóc:
To ją czasami przerażało. Raz żartem bąknęła coś o pakcie z diabłem. Stanley śmiał się do rozpuku, ale jej to nie wydawało się zabawne i chyba nigdy nie będzie. ,,Żółw nie mógł nam pomóc”. Czasem, praktycznie bez powodu, budziła się w nocy, mając w myślach te słowa jako jedyny fragment zapomnianego snu, i odwracała się do Stanleya, by go dotknąć, upewnić się, że nadal tam był.4
Ponownie:
Teraz sobie przypomniała, jak zbiegła po schodach, a potem dopadła telefonu – tak, tak właśnie było, ale do kogo chciała zadzwonić?
Szalona myśl: Zadzwoniłabym do żółwia, ale żółw nie mógł nam pomóc. 5
Kolejne cztery wzmianki dotyczą Głosu Żółwia:
Jaka część? Ta, która zajmuje się czuwaniem i obserwacją. Tak mi się przynajmniej wydaje.
A może to był głos Żółwia. Tak… chyba raczej to było to. Wiem, że Bill Denbrough byłby za tym rozwiązaniem.6
Część mnie – ta, którą Bill określiłby mianem głosu Żółwia – mówi, że powinienem do nich zadzwonić, i to jeszcze dzisiejszej nocy. 7
Wydaje mi się, że nie pamiętają nic, bo tylko ja jeden słyszę głos Żółwia, tylko ja jeden pamiętam, bo tylko ja pozostałem w Derry. A ponieważ tamci rozjechali się we wszystkie strony, nie mogą wiedzieć, że ich życie przebiega według takiego samego schematu.8
Wmawiam sobie, choć bez większej nadziei, że się pomyliłem i wziąłem tchórzliwy krzyk mego bojaźliwego umysłu za głębszy, bardziej prawdziwy głos Żółwia. Jakkolwiek by było, co ja właściwie wiem?9
Kolejna wzmianka o żółwiu:
Jakimś trafem, z jakiegoś powodu zostaliśmy wybrani, aby powstrzymać To raz na zawsze. Ślepy los? Ślepy traf? A może to znowu ten przeklęty Żółw? Czy równie dobrze jak mówić, To potrafi również rozkazywać? Nie wiem. I wątpię, czy To się w ogóle liczy. Tyle lat temu Bill powiedział: „Żółw nie może nam pomóc” i jeśli wtedy to było prawdą, na pewno teraz też nic się nie zmieniło.10
Dla odmiany, żółw jako porównanie:
Rozległ się gromki śmiech. Ben wybiegł z parku tak szybko, jak mógł, kuląc się w sobie, niczym żółw chowający głowę we wnętrzu swojej skorupy. 11
Standardowa żółwia wzmianka:
Nie. Żadnych bójek. Bill był jeszcze zbyt osłabiony, aby móc wdawać się w zwady z George’em. Był śpiący, śnił o jakimś
(żółwiu)
zabawnym małym zwierzątku, nie pamiętał dokładnie o jakim, i obudził się, słysząc bębnienie deszczu o szyby i głos George’a mamroczącego coś do siebie w pokoju jadalnym.12
Wzmianka o Głosu Żółwia:
Kiedy nadejdzie pora, usłyszą głos Żółwia.13
Ponownie wzmianka o Turtle Wax, tym razem jednak żółwia część zagineła w tłumaczeniu:
I wtedy Richie Tozier opierający się o ścianę uśmiechnął się ponownie i rzekł: – O rany, spójrzcie tylko na kopułę Billa Denbrougha. Od jak dawna woskujesz sobie glacę, Wielki Billu?14
Żółw jako rysunek:
I nagle przypomniał sobie słowo, słowo, które nic dla niego nie znaczyło, choć sprawiło, że jego mięśnie mimowolnie się napięły: Chüd.
Spuścił wzrok, wpatrując się w chodnik i przez chwilę dostrzegł na nim narysowany kredą kształt żółwia. Świat przed jego oczami zawirował. Zacisnął mocno powieki i kiedy znów je otworzył, zobaczył, że to nie był żółw, a jedynie baza gry w klasy, na wpół rozmyta deszczem.
Chüd.15
Kolejny żółwi element:
Nagle przez moment linie zafalowały i Eddie miał wrażenie, jakby zmieniły się w coś innego. To wyglądało jak żółw.16
Drugi przykład w którym żółw zaginął w tłumaczeniu, tym razem dotyczył żółwich okularów:
– P-p-poczekaj – rzekł nagle Bill i pognał do domu. Wrócił w minutę później z parą tanich letnich, przeciwsłonecznych okularów, które od roku, a może i dłużej spoczywały w szufladzie, w kuchni. – L-l-lepiej je nałóż, H-humbak.17
Kolejna żółwia wzmianka:
(Ach, Chüd, to jest rytuał, Chüd i Żółw nie może nam pomóc)18
Wzmianka o głosu Żółwia:
Może powinienem był im powiedzieć – pomyślał, odkładając ostatnie czasopismo na miejsce. Ale coś przemawiało silnie przeciwko temu – przypuszczał, że to był głos Żółwia. Być może To było częścią tego wszystkiego, podobnie jak wrażenie, że historia kołem się toczy. 19
Pierwsza z ważnych wzmianek, z której dowiadujemy się o żółwim udziale w powstaniu wszechświata:
Wydarzyło się coś nowego.
Po raz pierwszy w całej wieczności wydarzyło się coś nowego.
Zanim powstał wszechświat, istniały tylko dwa stworzenia -jednym było To, a drugim Żółw. Żółw był głupim, starym stworzeniem, które nigdy nie wyłaniało się ze swej skorupy. To sądziło, że być może Żółw umarł, że wyzionął ducha miliard lat temu, a może nawet wcześniej. Nawet jeżeli tak się nie stało, był on w dalszym ciągu tylko starym, durnym stworzeniem i to, że Żółw wyrzygał cały wszechświat, w niczym nie umniejszało jego głupoty.
To przybyło na ziemię długo po tym, jak Żółw wślizgnął się do wnętrza swojej skorupy i właśnie tu odkryło głębię wyobraźni, która była prawie nowa i prawie interesująca.20
Kolejna żółwia wzmianka:
jedyną rzeczą, jaką To miało wspólną z głupim starym Żółwiem i całą kosmologią makrowersum znajdującego się poza maleńką skorupką jajka tego wszechświata, było to, iż wszystkie istoty żyjące muszą podlegać prawom kształtu, jaki przybierają.21
Przypomnienie że żółw wyrzygał wszechświat:
Jednak była jeszcze jedna myśl, powracająca natrętnie i nieubłaganie, niezależnie od tego, jak bardzo To próbowało ją od siebie odegnać. Brzmiała następująco: Wszystkie rzeczy wypływały z Tego (co niewątpliwie miało miejsce, odkąd Żółw wyrzygał wszechświat, po czym zasłabł we wnętrzu swojej skorupy), a zatem jakim sposobem jakiekolwiek stworzenia, Tego czy Innego świata, mogły oszukać lub zranić To? Jak to było możliwe?22
Żółwia wzmianka:
A teraz umysł żony pisarza był z Tym, w Tym, poza krańcami makrowersum; w ciemnościach, poza Żółwiem, na bezkresach poza wszelkimi wyobrażalnymi krainami.23
Cztery kolejne fragmenty są istotnie żółwie, pojawia się on osobiście!:
Pomknął w stronę tego i zobaczył, że był to ogromny Żółw, którego skorupa mieniła się wszystkimi kolorami. Żółw powoli wychylił głowę ze swej skorupy i Bill miał wrażenie, jakby istota, która go tu przywiodła, zareagowała na to zdziwieniem. Oczy Żółwia promieniały łagodnością.
Bill pomyślał, że to musi być najstarsza istota, jaką ktokolwiek mógł sobie wyobrazić, o wiele starsza niż To, które mówiło o sobie, że jest odwieczne.
Czym jesteś?
– Jestem Żółwiem, synu. Stworzyłem wszechświat, ale proszę, nie wiń mnie za to. Bolał mnie brzuch.
Pomóż mi! Proszę, pomóż mi!
– Nie zajmuję stanowiska w tego typu sprawach. Mój brat
– Ma własne miejsce w makrowersum; energia jest wieczna i nawet dziecko takie jak ty musi to pojąć.
Przelatywał teraz obok Żółwia i pomimo że mknął ze sporą prędkością, znajdująca się po jego prawej stronie skorupa Żółwia zdawała się nie mieć końca. W jego umyśle pojawiło się mgliste skojarzenie jazdy pociągiem, podczas gdy w oknie widać pociąg mknący w przeciwnym kierunku. Masz. wówczas wrażenie, jakby twój pociąg stał w miejscu lub nawet jechał do tyłu. Nadal słyszał To, awanturujące się i hałasujące – głos Tego był piskliwy i wściekły, nieludzki – przepełniony zajadłą nienawiścią. Ale kiedy Żółw przemówił, głos Tego umilkł zupełnie. Głos Żółwia rozlegał się w głowie Billa i dzięki temu Bill w jakiś sposób zrozumiał, że gdzieś tam znajdował się jeszcze Inny i ten Ostateczny zamieszkiwał poza granicami tej pustki. Ostateczny był, być może, Stwórcą Żółwia, który jedynie obserwował, i Tego, który jedynie jadł. Ten Inny był mocą pozawszechświatową, mocą wykraczającą poza wszelkie istniejące potęgi, autorem wszystkiego, co istniało.
I nagle wydało mu się, że zrozumiał – To chciało, aby przebił się przez jakąś ścianę na krańcu wszechświata i dostał się do jakiegoś innego miejsca,
(które Żółw nazywał makrowersum)
gdzie To żyło naprawdę. Gdzie To istniało jako tytaniczne, pulsujące blaskiem serce, które w umyśle Innego mogło być niczym więcej jak tylko drobnym pyłkiem. Zobaczy To nagie, istotę z nie ukształtowanego, niszczącego światła i albo miłosiernie ulegnie totalnej zagładzie, albo będzie żył wiecznie, obłąkany, a mimo to świadomy we wnętrzu morderczej, odwiecznej, pozbawionej formy, wygłodniałej Istoty znanej jako To.
Proszę, pomóż mi! Dla innych!
– Sam musisz sobie pomóc, synu.
Ale jak? Proszę, pomóż mi! Jak? Jak?
Znajdował się teraz na wysokości pokrytych łuską tylnych odnóży Żółwia, zdążył jeszcze obrzucić spojrzeniem jego stare, gigantyczne cielsko i urzekły go potężne, ciężkie pazury stwora – były ciemnożółte, gdzieniegdzie z odcieniem niebieskiego, a w każdym z nich wirowały całe galaktyki.
Proszę, jesteś dobry, czuję i wierzę, że jesteś dobry i błagam cię… nie pomożesz mi?
– Ty już wiesz, jest tylko Chüd. I twoi przyjaciele.
Proszę, och proszę…
– Synu. musisz oprzeć obie ręce o poręcz, drewnianą i z uporem rzec, że ducha zobaczyłeś rano… to wszystko, co mogę ci powiedzieć. Kiedy już wdepniesz w kosmologiczne gówno, takie jak to, musisz dać sobie spokój z instrukcją obsługi i brnąć, żeby czym prędzej z niego wyjść.
Zdał sobie sprawę, że głos Żółwia słabnie. Minął go już, pogrążając się w ciemności, która była najgłębszą czeluścią. Głos Żółwia został zagłuszony przez rechotliwy, mamroczący głos Istoty, która wtrąciła go w tę czarną pustkę – głos Pajęczycy, głos Tego.
– I jak ci się tam podoba, mały przyjacielu? Podoba ci się? Lubisz to?, w to ci graj?, w dechę?, ekstra?, morowo? Spodobało ci się spotkanie z moim przyjacielem Żółwiem? Myślałam, że ten stary, głupi frajer zdechł już setki lat temu i w sumie dobrze by było, gdyby tak się stało, bo co z tego, że żyje, skoro i tak nie może ci pomóc, no nie?24
Jest tylko Chüd – powiedział Żółw. I przypuśćmy, że to było właśnie to? Przypuśćmy, że wgryźli się sobie nawzajem w języki, tylko że nie fizycznie, a duchowo? A jeżeli okaże się, że gdy To ciśnie Billa dostatecznie głęboko w tę mroczną pustkę, dostatecznie daleko, by zbliżył się do odwiecznego bezcielesnego ja istoty egzystującej pod postacią Pajęczycy, rytuał dobiegnie końca? To pozbawiłoby go zmysłów, zabiło i jednocześnie wygrało całą tę rozgrywkę.
– Świetnie ci idzie, synu, ale już niebawem będzie za późno.
To się boi! Boi się mnie! Boi się nas wszystkich! Ślizgał się, ślizgał się, a w oddali przed nim znajdowała się ściana; wyczuł ją, wyczuł ją w ciemnościach – ścianę na granicy kontinuum, a tuż za nią czaił się kształt – trupie światła.
– Nie mów do mnie, synu, i nie mów do siebie, bo rozluźniasz uścisk, wgryź się mocniej, jeśli ci na tym zależy, jeżeli się odważysz, jeżeli jesteś dość silny, jeżeli wytrzymasz… zrób to, synu!25
Ponownie przemknął obok Żółwia i zobaczył, że zdążył on już wsunąć głowę do swej skorupy – płynący z jej wnętrza głos był głuchy i przytłumiony, jakby rozpościerała się tam nie kończąca się głębia.
– Nieźle, synu, ale ja skończyłbym to teraz – nie pozwól, by To zdołało uciec. Energia ma tendencję do rozpraszania się, wiesz o tym. To, czego można dokonać, mając jedenaście lat, często nigdy nie da się już powtórzyć.
Głos Żółwia gasł, gasł coraz bardziej. Wokoło niego była tylko przesuwająca się w błyskawicznym tempie ciemność… a potem pojawił się wylot gigantycznego tunelu… fetor starości i rozkładu… pajęczyny omiatające jego twarz jak gnijące motki przędzy w awiedzonym domu… pokryte pleśnią płytki przemykały obok, tworząc rozmazaną, niewyraźną plamę… skrzyżowanie tuneli… teraz panował w nich mrok – świecące upiornym blaskiem balony zniknęły, a To krzyczało, krzyczało bez końca26
Bill czuł w głowie zamęt. Czuł na sobie grube i niezdarne dłonie wyczerpania. Nie pamiętał, aby kiedykolwiek był równie zmęczony… ale w myślach wciąż pobrzmiewał mu przeciągły, nieomal znużony głos Żółwia: „Ja skończyłbym to teraz; nie pozwól, by To zdołało uciec… to, czego można dokonać, mając jedenaście lat, często nigdy nie da się już powtórzyć”.27
To opowiada o losie żółwia:
– Żółw był głupi, zbyt głupi, aby kłamać, powiedział ci prawdę, mały przyjacielu… czas robi tylko jedną rundkę dokoła. Zraniłeś mnie… zaskoczyłeś. Już ci się to nie uda. To ja cię wezwałam. Ja.
Wezwałaś mnie, w porządku, ale nie Ty jedna.
Twój przyjaciel Żółw… umarł parę lat temu. Ten stary kretyn porzygał się we wnętrzu swojej skorupy i udławił się na śmierć jedną czy dwoma galaktykami, bardzo smutne, nie uważasz? Ale również dość dziwne. Wydaje mi się, że zasługuje na miejsce w „Wierzyć lub nie”. To się stało mniej więcej w tym czasie, kiedy miałeś swój kryzys twórczy. Musiałeś odczuwać, że odchodzi, mały przyjacielu.28
Kolejna wzmiania o żółwiu:
I nagle usłyszał słaby, prawie niesłyszalny okrzyk Billa – wydawało się, jakby dochodził z jakiejś niewyobrażalnej odległości… a słowa, choć bezsensowne, były bardzo wyraźne i przepełnione bezdenną
(Żółw nie żyje, och. Boże, Żółw naprawdę nie żyje)
rozpaczą.29
Potwierdzenie losu żółwia:
Richie znajdował się w ciemności – głębszej niż jakakolwiek znana mu ciemność, ba, nigdy nie przypuszczał, że taki mrok w ogóle może istnieć – podróżując poprzez przestrzeń z prędkością, jak przypuszczał, równą prędkości światła, potrząsany przez To jak szczur przez teriera. Czuł, że w oddali przed nim znajdowało się coś ogromnego -jakiś gigantyczny kształt. Martwy kształt. Czy to był Żółw, którego opłakiwał Bill gasnącym głosem? To musiał być on. Tyle że teraz była to jedynie martwa skorupa. A potem przemknął obok niej, podążając dalej w ciemność.30
Wzmianka o żółwiu:
Pomknęli w powrotną drogę i to obłędne światło zaczęło słabnąć. Najpierw zmieniło się w serię jaskrawych, lśniących punkcików, a potem zgasło zupełnie. Pędzili przez ciemność niczym torpedy – Richie schwycił zębami język Tego, a obolałą dłoń zaciskał bez przerwy na nadgarstku Billa. Dotarli do Żółwia i minęli go w ułamku sekundy,31
Ostatnia wzmianka o żółwiu:
I wtedy wyraźnie usłyszał głos Innego; Żółw być może umarł, ale nie ulegało wątpliwości, że Inny – jego stwórca – żyje i miewa się dobrze.32
1. George sifted through the junk on the shelf as fast as he could — old cans of Kiwi shoepolish and shoepolish rags, a broken kerosene lamp, two mostly empty bottles of Windex, an old flat can of Turtle wax. For some reason this can struck him, and he spent nearly thirty seconds looking at the turtle on the lid with a kind of hypnotic wonder. Then he tossed it back . . . and here it was at last, a square box with the word GULF on it.
2. That turtle, George thought, going to the counter drawer where the matches were kept. Where did I see a turtle like that before? But no answer came, and he dismissed the question.
3. ’The turtle couldn’t help us,’ he said suddenly. He said that quite clearly. She heard it. That inward look — that look of surprised musing — was still on his face, and it was starting to scare her.
4. Once she had made an uneasy joke about deals with the devil. Stanley had laughed until he almost choked, but to her it hadn’t seemed that funny, and she supposed it never would.
The turtle couldn’t help us.
Sometimes, for no reason at all, she would wake up with this thought in her mind like the last fragment of an otherwise forgotten dream, and she would turn to Stanley, needing to touch him, needing to make sure he was still there.
5. Now she could remember running back down here, feet stuttering on the stair-levels, running for the phone, oh yes, oh sure, but who had she meant to call?
Crazily, she thought: I would call the turtle, but the turtle couldn’t help us.
6. What part? The watchman part, I suppose.
Or maybe it was the voice of the Turtle. Yes . . . I rather think it was that. I know it’s what Bill Denbrough would believe.
7. Part of me — the part Bill would call the voice of the Turtle — says I should call them all, tonight.
8. I am somehow convinced that they don’t remember any of it, because they don’t need to remember. I’m the only one that hears the voice of the Turtle, the only one who remembers, because I’m the only one who stayed here in Derry. And because they’re scattered to the four winds, they have no way of knowing the identical patterns their lives have taken.
9. Maybe I won’t have to do it. I hold on to the waning hope that I’ve mistaken the rabbity cries of my own timid mind for the deeper, truer voice of the Turtle. After all, what do I have?
10. Somehow, for some reason, we’re the ones who have been elected to stop it forever. Blind fate? Blind luck? Or is it that damned Turtle again? Does it perhaps command as well as speak? I don’t know. And I doubt if it matters. All those years ago Bill said The Turtle can’t help us, and if it was true then it must be true now.
11. Ben escaped it as fast as he could, hunching his neck down into his collar like a turtle drawing into its shell.
12. No. No fight. For one thing, Bill himself had still been feeling too punk to work up a really good quarrel with George. He had been sleeping, dreaming something, dreaming about some
(turtle)
funny little animal, he couldn’t remember just what, and he had awakened to the sound of the diminishing rain outside and George muttering unhappily to himself in the dining room.
13. When the time comes, they will hear the voice of the Turtle.
14.
Then Richie Tozier, leaning back against the wall, grinned again and said: 'Oh my, look at this — Bill Denbrough went for the chrome dome look. How long you been Turtle Waxing your head, Big Bill?’
15. A word came to him suddenly, a word that meant nothing at all but which tightened his flesh: Chüd.
He looked down at the sidewalk and for a moment saw the shape of a turtle chalked there, and the world seemed to swim before his eyes. He shut them tightly and when he opened them saw it was not a turtle; only a hopscotch grid half-erased by the light rain.
Chüd.
16. Then, for just a moment, it swam and looked like something else. It looked like a turtle.
17. ’Wuh-wuh-wait,’ Bill said suddenly, and dashed into the house. He came back a minute later with a pair of cheap Turtle wraparound sunglasses that had been languishing in a kitchen drawer for a year or more. 'Better p-put these uh-on, H-H-Haystack.’
18. (Ah Chüd this is the Ritual of Chüd and the Turtle cannot help us)
19. Maybe I should have told them, he thought, putting the last of the magazines back in their places. But something spoke strongly against the idea — the voice of the Turtle, he supposed. Perhaps that was part of it, and perhaps that sense of circularity was part of it, too.
20. Something new had happened.
For the first time in forever, something new.
Before the universe there had been only two things. One was Itself and the other was the Turtle. The Turtle was a stupid old thing that never came out of its shell. It thought that maybe the Turtle was dead, had been dead for the last billion years or so. Even if it wasn’t, it was still a stupid old thing, and even if the Turtle had vomited the universe out whole, that didn’t change the fact of its stupidity.
It had come here long after the Turtle withdrew into its shell, here to Earth, and It had discovered a depth of imagination here that was almost new, almost of concern.
21. because the only thing It had in common with the stupid old Turtle and the cosmology of the macroverse outside the puny egg of this universe was just this: all living things must abide by the laws of the shape they inhabit.
22. And yet there was a thought that insinuated itself no matter how strongly It tried to push the thought away. It was simply this: if all things flowed from It (as they surely had done since the Turtle sicked up the universe and then fainted inside its shell), how could any creature of this or any other world fool It or hurt It, no matter how briefly or triflingly? How was that possible?
23. Now the mind of the writer’s wife was with It, in It, beyond the end of the macroverse; in the darkness beyond the Turtle; in the outlands beyond all lands.
24. He rushed toward it and saw it was a great Turtle, its shell plated with many blazing colors. Its ancient reptilian head slowly poked out of its shell, and Bill thought he felt a vague contemptuous surprise from the thing that had cast him out here. The eyes of the Turtle were kind. Bill thought it must be the oldest thing anyone could imagine, older by far than It, which had claimed to be eternal.
What are you? —
I’m the Turtle, son. I made the universe, but please don’t blame me for it; I had a bellyache.
Help me! Please help me!
—I take no stand in these matters. My brother —
— has his own place in the macroverse; energy is eternal, as even a child such as yourself must understand
He was flying past the Turtle now, and even at his tremendous skidding speed, the Turtle’s plated side seemed to go on and on to his right. He thought dimly of riding in a train and passing one going in the other direction, a train that was so long it seemed eventually to stand still or even move backward. He could still hear It, yammering and buzzing, Its voice high and angry, not human, full of mad hate. But when the Turtle spoke, Its voice was blanked out utterly. The Turtle spoke in Bill’s head, and Bill understood somehow that there was yet Another, and that Final Other dwelt in a void beyond this one. This Final Other was, perhaps, the creator of the Turtle, which only watched, and It, which only ate. This Other was a force beyond the universe, a power beyond all other power, the author of all there was.
Suddenly he thought he understood: It meant to thrust him through some wall at the end of the universe and into some other place
(what that old Turtle called the macroverse)
where It really lived; where It existed as a titanic, glowing core which might be no more than the smallest mote in that Other’s mind; he would see It naked, a thing of unshaped destroying light, and there he would either be mercifully annihilated or live forever, insane and yet conscious inside Its homicidal endless formless hungry being.
Please help me! For the others —
—you must help yourself, son
But how? Please tell me! How? How? HOW?
He had reached the Turtle’s heavily scaled back legs now; there was time enough to observe its titanic yet ancient flesh, time to be struck with the wonder of its heavy toenails — they were an odd bluish-yellow color, and he could see galaxies swimming in each one.
Please, you are good, I sense and believe that you are good, and I am begging you . . . won’t you please help me?
—you already know, there is only Chüd. and your friends.
Please oh please —
son, you’ve got to thrust your fists against the posts and still insist you see the ghosts . . . that’s all I can tell you. once you get into cosmological shit like this, you got to throw away the instruction manual He realized the voice of the Turtle was fading. He was beyond it now, bulleting into a darkness that was deeper than deep. The Turtle’s voice was being overcome, overmastered, by the gleeful, gibbering voice of the Thing that had thrust him out and into this black void — the voice of the Spider, of It.
— how do you like it out here, Little Friend? do you like it? do you love it? do you give it ninety-eight points because it has a good beat and you can dance to it? can you catch it on your tonsils and heave it left and right? did you enjoy meeting my friend the Turtle? I thought that stupid old fuck died years ago, and for all the good he could do you, he might as well have, did you think he could help you?
25. There is only Chüd, the Turtle had said. And suppose this was it? Suppose they had bitten deep into each other’s tongues, not physically but mentally, spiritually? And suppose that if It could throw Bill far enough into the void, far enough toward Its eternal discorporate self, the ritual would be over? It would have ripped him free, killed him, and won everything all at the same
— you’re doing good, son, but very shortly it’s going to be too late It’s scared! Scared of me! Scared of all of us!
— skidding, he was skidding, and there was a wall up ahead, he sensed it, sensed it in the dark, the wall at the edge of the continuum, and beyond it the other shape, the deadlights —
— don’t talk to me, son, and don’t talk to yourself — it’s tearing you loose, bite in if you care, if you dare, if you can be brave, if you can stand . . . bite in, son!
26. He was pulled past the Turtle and saw that its head had withdrawn into its shell; its voice emerged hollow and distorted, as if even the shell it lived in were a well eternities deep:
— not bad, son, but I’d finish it now; don’t let It get away, energy has a way of dissipating, you know; what can be done when you’re eleven can often never be done again
The voice of the Turtle faded, faded, faded. There was only the rushing dark . . . and then the mouth of a cyclopean tunnel . . . smells of age and decay . . . cobwebs brushing at his face like rotted skeins of silk in a haunted house . . . moldering tiles blurring by . . . intersections, all dark now, the moon-balloons all gone, and It was screaming, screaming:
27. Bill’s brain was whirling. Exhaustion tugged at him with thick and clumsy hands. He could not remember ever feeling this tired . . . but in his mind he heard the drawling, almost weary voice of the Turtle: I’d finish it now; don’t let It get away . . . what can be done when you’re eleven can often never be done again.
28. — the Turtle was stupid, too stupid to lie. he told you the truth, Little Buddy . . . the time only comes around once, you hurt me . . . you surprised me. never again. I am the one who called you back. I.
You called, all right, but You weren’t the only one
— your friend the Turtle . . . he died a few years ago. the old idiot puked inside his shell and choked to death on a galaxy or two. very sad, don’t you think? but also quite bizarre, deserves a place in Ripley’s Believe It or Not, that’s what I think, happened right around the same time you had that writer’s block, you must have felt him go, Little Buddy
29. And somewhere, faintly, from some unimaginable distance, he heard Bill scream . . . and the words, although meaningless, were crystal-clear and full of sickening
(the Turtle is dead oh God the Turtle really is dead)
despair.
30. Richie was in greater darkness than he had ever known, than he had ever suspected might exist, travelling at what felt like the speed of light, and being shaken as a terrier shakes a rat. He sensed that there was something up ahead, some titanic corpse. The Turtle he had heard Bill lamenting in his fading voice? Must be. It was only a shell, a dead husk. Then he was past, rushing on into the darkness.
31. They whistled back, that crazy light fading, becoming a series of brilliant pinpoints that finally winked out. They drove through the darkness like torpedoes, Richie gripping Its tongue with his teeth and Bill’s wrist with one aching hand. There was the Turtle; there and gone in a single eyeblink.
32. And clearly, he heard the Voice of the Other; the Turtle might be dead, but whatever had invested it was not.
Autor: XYuriTT