Żółwi dziennik

Tytuł: Żółwi dziennik
Tytuł oryginału: Turtle Diary
Autor(zy): Russel Hoban
Tłumaczenie: Michał Kłobukowski
Rok wydania: 1975 (eng), 2009 (PL)
Wydawnictwo: Cape, Baobab (PL)

Dlaczego w bazie: Jak może sugerować sam tytuł, książka ta jest bardzo żółwia, przewijają się one przez cała fabułę stanowiąc motywację dwójki głównych bohaterów. Poniżej wybrane kilka z wielu wielu fragmentów ksiązki w których wspominano o żółwiach. Warto też wspomnieć, że powstała także filmowa ekranizacja, którą także mamy opisaną w bazie.
Pierwszy kawałek to refleksja na temat warunków bytowych żółwi trzymanych w niewoli:

Żółwie morskie. Te najpotężniejsze musiały chyba ważyć sto albo i sto pięćdziesiąt kilo. Zataczały pętle, kolebały się i fruwały w złocistozielonej, mulistej wodzie, w koszmarnym zbiorniczku, nie większym niż mój pokój. Wzbijały się, nurkowały i zakręcały w oszklonym oceanie z odzysku, machając płetwami jak skrzydłami. Ich oczy nic nie mówiły, tysięcy podmorskich mil nie sposób było wypowiedzieć. 1

Drugi wybrany fragment to zachwyty nad umiejętnościami nawigacyjnymi żółwi:

Pewien gatunek zielonych żółwi znajduje pożywienie w przybrzeżnych wodach Brazylii i przepływa tysiąc czterysta mil, żeby sparzyć się i złożyć jaja na Wyspie Wniebowstąpienia w południowej części Atlantyku, w pół drogi do Afryki. Wyspa Wniebowstąpienia ma tylko osiem kilometrów długości. Nikt nie wie, jak żółwie ją odnajdują. W tutejszym zoo są dwa zielone, duży i mały. Na tabliczce napisano: „Żółw zielony, Chelonia mydas, jest źródłem zupy żółwiowej…”. Skoro tak, to ja jestem źródłem zupy Williamowej G. Każdy jest źródłem swojego rodzaju zupy. Czyli po takim wielkim mieście jak Londyn chodzi zupa w olbrzymich ilościach.2

Trzeci z fragmentów skupia się nad rozmyślaniami nad relacjami żółwi z rekinami:

Jak żółwie odnajdują Wyspę Wniebowstąpienia? W wodzie są przecież rekiny. Zjadają co któregoś żółwia. Czy żółwie wiedzą o rekinach? Jak mogą o nich nie myśleć, płynąc tysiąc czterysta mil z okładem? Widocznie w umyśle zielonego żółwia nie pojawia się wizja rekina, póki nie zjawi się sam rekin. Pewnie tak to już z nimi jest. Nie wierzę, że przepływają tysiąc czterysta mil, myśląc o rekinach. Żółw morski nie potrafi zamknąć się w pancerzu tak jak lądowy. Jego pancerz przypomina ciasną kamizelkę z tkanki kostnej, a płetwy zawsze wystają. Nic nie poradzi, jeśli nadciągnie rekin. Może najwyżej się modlić. Idiotyczny pomysł, żeby żółw miał się uciekać do modlitwy, kiedy z dołu szarżuje ta zębata paszczęka. 3

Kolejny fragment ponownie porusza kwestię ciasnoty ich zbiornika, żółwich umiejętności nawigacji oraz tego jak ludzie eksploatowali żółwie:

Już od pewnego czasu zdawałam sobie sprawę z obecności żółwi, zanim poszłam na nie popatrzeć. Wiedziałam, że prędzej czy później trzeba będzie, ale zwlekałam. A kiedy wreszcie do nich podeszłam, nie umiałam sobie poradzić z ich widokiem. W głowie kłębiły mi się tezy nie do obrony. No bo skoro żółwie są tym, czym są, to czemu istnieją gmachy, autobusy, ulice? Wyczytałam z tabliczki, że żółw zielony stanowi źródło zupy żółwiowej, a karetta dostarcza szylkretu dla celów handlowych. Ale czemu w ogóle zupa, czemu okulary?
W proporcji do swoich rozmiarów mój chrząszcz ma ponad dwa razy większą pływalnię niż żółwie. W ciasnym zbiorniku fruwały, fruwały w wodzie, podmorskie albatrosy. Czytałam, że wędrują w oceanie setki mil. Wyobraziłam sobie, jak dwuręczny młot rozbija grubą szybę i oswobadza żółwie razem z ich kawalątkiem oceanu, ale potem i tak tylko by się rzucały po podłodze. Wiecznie się boję, że zabłądzę, więc tajemna sztuka żółwiej nawigacji wydaje mi się święta. Na myśl o Polperro — niewielkim porcie w Kornwalii, w którym sprzedają lampy z jeżowców — zrobiło mi się strasznie smutno i wróciłam do domu. 4

Nastepny wybrany fragment to spory kawałek rozmowy-planowania uwolnienia żółwi:

Szło się po kilku schodkach, potem przez otwór w ścianie i wreszcie po pomoście z desek za tylną szybą. Było tak ostre światło, czułem się jak za kulisami. Żółwie widziane z góry wyglądały inaczej.
— Przy świetle dziennym miałyby inny kolor — powiedział dozorca. — Tutaj blakną.
— Czy trudno byłoby je stąd wynieść? — spytałem.
— Czasem to robimy, kiedy czyścimy zbiornik — odrzekł. — Przenosimy je do filtrów. Tyle że przetaszczyć je przez otwór w ścianie to niezła gimnastyka. Trzeba uważać na ich zęby. Ale w sumie nie zanadto trudna operacja.
— Powiedzmy — rzuciłem — że ktoś dostałby świra na punkcie żółwi i postanowiłby je wykraść, a potem wypuścić z powrotem do morza. Co by mu było potrzebne, żeby wykonać taki numer?
— Mówi pan o mnie — przyznał. — Już od dawna mam ochotę to zrobić. Nieraz tłumaczyłem dyrekcji, że powinniśmy wypuścić te duże, a na ich miejsce sprowadzić małe. Dwa, trzy razy w roku wypływamy na połów nowych okazów w okolicę Southampton, więc proponowałem zabrać przy okazji te wielkie i zwodować je w kanale La Manche. Chodzi mi nie tylko o to, żeby im zwrócić wolność, bo swoją drogą sprzykrzyło mi się po nich sprzątać. Ale dyrekcja nawet słyszeć o tym nie chce, nie interesują jej żółwie.
— A nie byłoby problemów z transportem? — spytałem. — Nie trzeba by ich jakoś zabezpieczyć przed wyschnięciem? I czy woda w kanale nie jest dla nich za zimna?
— Ciekawa historia — powiedział. — Jest pan drugą osobą, która w tym tygodniu pyta mnie o transport żółwi. Parę dni temu zaczepiła mnie w tej sprawie jakaś pani. Czasem nikt nie pyta o nie przez bite pół roku. Nie ma obawy, że wyschną na takim krótkim odcinku, jak stąd do Southampton. Wystarczy je położyć na mokrych workach. W taką krótką podróż mogłyby właśkiwie jechać bez żadnych zabezpieczeń. Woda też im chyba nie zaszkodzi. W zimnej robią się trochę ospałe, ale pewnie popłynęłyby z powrotem Prądem Północnoatlantyckim do Kanaryjskiego albo do Golfsztromu. Założę się, że w trzy miesiące znalazłyby się w ojczystych wodach.
— Czy ta pani — spytałem — była w mniej więcej artystyczno-intelektualnym typie? Mówiła z chrypką?
— To ona — przytaknął. — Pańska znajoma?
— Nie — odparłem. — Czyli to nie taki znów problem, prawda? Wystarczy pożyczyć furgonetkę i wziąć jakiś mały wózek czy coś w tym rodzaju. Ale tu pewnie w nocy ktoś pilnuje?
Zastanawiałem się, kiedy spojrzy na mnie twardo i zechce wiedzieć, czemu go tak wypytuję.
— Owszem, Securicor — powiedział. — Ale ich ludzie robią obchód w regularnych odstępach czasu. Żaden problem.
Czyżby mnie zachęcał, żebym spróbował? Robił dobre wrażenie, wyglądało, że jest, jak trzeba. Nagle wszystko wydało się ogromnie realne, aż wpadłem w lekki dygot.
— Miło się rozmawiało — powiedziałem, zapisując jego nazwisko i telefon. George Fairbairn. Główny dozorca. Akurat wtedy ledwo ogarniałem myślą tę całą sprawę; czułem się prawie tak, jakby na mnie napierała. A co w związku z żółwiami chodziło po głowie tej kobiecie? Pewnie obmyślała jakiś podobny numer albo przynajmniej snuła podobne fantazje. Śmieszna historia: Dwie głowy, nabite myślami o żółwiach. 5

Kolejny trzy fragmenty ponownie opowiadają o tym co definiuje w tej książce żółwie, ich dążenie do celu i odnajdywaniu go:

Widziałam parę filmów o świeżo wyklutych żółwikach, które pędzą do morza, prawie fruną nad piaskiem, całymi flotyllami mknąc w stronę wody. Te trzy leżały na grzbietach, brzemienne odnajdywaniem, i biernie czekały. Kiedy tak na nie patrzyłam, nie mieściło mi się w głowie, że mogą czegokolwiek z góry się spodziewać. Gdy poczują, że wróciły do oceanu, zrobią po prostu to, co w oceanie robi żółw, ich gotowość tkwiła w nich cała, bez uszczerbku. Jeśli dane im będzie przeżyć, będą nawigować, kierując się słońcem, chemicznymi śladami w wodzie, przechowanym we własnych genach odciskiem pradawnego, dziś już podzielonego kontynentu. Pełne były odnajdywania, odnajdywanie ucieleśniało się w nich. 6

Żółwie musiały tymczasem przepłynąć szmat drogi, sobie tylko znanej. Po prostu robiły swoje. Nie myślały, co robią, tylko robiły. 7

Myśląc o żółwiach czułam wręcz fizycznie, jak płyną, czułam skurcze mięśni u nasady płetw, rozgarniających zieloną wodę. Żółwie miały tylko siebie, ale musiały płynąć, póki nie znajdą tego, co w nich domaga się odnalezienia. To w sobie nosiły miejsce, ku któremu zmierzały, a które u kresu podróży wyłoni się z morza — prawdziwe, konkretne, nie żadna iluzja. Oczywiście po drodze coś je mogło zatrzymać, mogły zginąć w paszczach rekinów lub z rąk rybaków, lecz w najgorszym razie zginęłyby, zdążając ku swojemu wybranemu miejscu. Nie miałam szans się dowiedzieć, czy tam dotarły, dla mnie już zawsze miały płynąć. 8



1. Sea turtles. Two or three hundred pounds the big ones must have weighed. Looping and swinging, flying in golden-green silty water in a grotty little tank no bigger than my room. Soaring, dipping and curving with flippers like wings in a glass box of second-hand ocean. Their eyes said nothing, the thousands of miles of ocean couldn’t be said.


2. There are green turtles whose feeding grounds are along the coast of Brazil, and they swim 1,400 miles to breed and lay their eggs on Ascension Island in the South Atlantic, half way to Africa. Ascension Island is only five miles long. Nobody knows how they find it. Two of the turtles at the Aquarium are green turtles, a large one and a small one. The sign said: ‘The Green Turtle, Chelonia mydas, is the source of turtle soup…’ I am the source of William G. soup if it comes to that. Everyone is the source of his or her kind of soup. In a town as big as London that’s a lot of soup walking about.


3. How do the turtles find Ascension Island? There are sharks in the water too. Some of the turtles get eaten by sharks. Do the turtles know about sharks? How do they not think about the sharks when they’re swimming that 1,400 miles? Green turtles must have the kind of mind that doesn’t think about sharks unless a shark is there. That must be how it is with them. I can’t believe they’d swim 1,400 miles thinking about sharks. Sea turtles can’t shut themselves up in their shells as land turtles do. Their shells are like tight bone vests and their flippers are always sticking out. Nothing they can do if a shark comes along. Pray. Ridiculous to think of a turtle praying with all those teeth coming up from below.


4. I’d been aware of the turtles for some time before I went to look at them. I knew I’d have to do it but I kept putting it off. When I did go to see them I didn’t know how to cope with it. Untenable propositions assembled themselves in my mind. If these were what they were then why were buildings, buses, streets? The sign said that green turtles were the source of turtle soup and hawksbills provided the tortoise-shell of commerce. But why soup, why spectacles?
Relative to her size my beetle has more than twice as much swimmingroom as the turtles. And in that little tank the turtles were flying, flying in the water, submarine albatrosses. I’ve read about them, they navigate hundreds of miles of ocean. I imagined a sledge-hammer smashing the thick glass, letting out the turtles and their little bit of ocean, but then they’d only be flopping about on the wet floor.
I’m always afraid of being lost, the secret navigational art of the turtles seems a sacred thing to me. I thought of the little port of Polperro in Cornwall where they sell sea-urchin lamps, then I felt very sad and went home.


5. One had to go up a few steps and climb through a hole in the wall, then there were planks across the back of the tank. It was brightly lit, had a backstage feeling. The turtles looked different seen from above.
‘That’s not the colour they’d be in natural light,’ the keeper said. ‘Their colour fades here.’
‘Would it be a big job moving them out of here?’ I said.
‘We do it sometimes when we clean the tank,’ he said. ‘Put them in the filters. Bit awkward getting them through the hole, you have to mind their jaws. But it’s not too difficult.’
‘Suppose,’ I said, ‘some sort of turtle freak decided to steal the turtles and put them back in the ocean. What would he need for the job?’
‘You’re talking about me,’ he said. ‘That’s what I’ve wanted to do. I’ve told them we ought to let the big ones go, replace them with little ones. We go fishing off Southampton for specimens two or three times a year, and I’ve said why don’t we take the big turtles along and put them into the Channel.
Apart from wanting them to go free I’m tired of cleaning up after them. But they don’t want to know, they’re not interested in the turtles here.’
‘Wouldn’t transport be a problem?’ I said. ‘Don’t they have to be kept from drying out? And isn’t the Channel too cold for them?’
‘Funny,’ he said. ‘You’re the second this week that’s asked me about turtle transport. A lady was chatting to me about the turtles the other day. Sometimes no one asks about them for six months at a stretch. Drying out’s no problem on a trip as short as from here to Southampton. Put them on wet sacks, they’d even be all right without anything for that distance. I don’t think the water’d bother them. Cold water makes them a little sluggish but I think they’d backtrack up the North Atlantic Current till they hit the Canary Current or the Gulf Stream. I bet they’d be in home waters in three months.’
‘The lady,’ I said, ‘was she rather arty-intellectual looking? Husky voice?’
‘That’s the one,’ he said. ‘Friend of yours?’
‘No,’ I said. ‘Then there isn’t all that much to it, is there? Just a matter of hiring a van and taking along a trolley or something. But the place must be guarded at night?’ I wondered when he’d start looking at me hard and ask me about the questions I was asking.
‘Securicor,’ he said. ‘But they make their rounds on a regular schedule. That’s no problem.’
Was he inviting me to have a go at it? I liked the look of him, he seemed a right sort of man. Suddenly it all seemed hugely possible, I began to go trembly. ‘It’s been nice talking to you,’ I said, and got his name and telephone number. George Fairbairn. He’s the Head Keeper. It seemed almost too much to think about at the moment, almost as if it were thrusting itself upon me. And what had she in mind for the turtles? Probably the same sort of lark or at least the same sort of fantasy. Funny, two minds full of turtle thoughts.


6. I’ve seen films of newly hatched turtles racing to the sea, whole fleets of them almost flying over the sand in their rush to the water. These three lay on their backs ponderous with the finding in them, passively waiting. Looking at them I couldn’t think there was any expectation in them. When they felt themselves once more in ocean they would simply do what turtles do in ocean, their readiness was whole and undiminished in them. If permitted to live they would navigate by the sun, by chemical traces in the water, by the imprint in their genes of an ancient continent now sundered. They were compacted of finding, finding was embodied in them.


7. The turtles would be well on their way now, following whatever track they followed. Just doing it. Not thinking about it, just doing it.


8. Thinking about the turtles I could feel the action of their swimming, the muscle contractions that drove the flippers through the green water. All they had was themselves but they would keep going until they found what was in them to find. In them was the place they were swimming to, and at the end of their swimming it would loom up out of the sea, real, solid, no illusion. They could be stopped of course, they might be killed by sharks or fishermen but they would die on the way to where they wanted to be. I’d never know if they’d got there or not, for me they would always be swimming.


Autor: XYuriTT

Park Jurajski

Tytuł: Park Jurajski
Tytuł oryginału: Jurassic Park
Autor(zy): Michael Crichton
Tłumaczenie: Arkadiusz Nakoniecznik
Rok wydania: 1990 (ENG), 1993 (PL)
Wydawnictwo: Alfred A. Knopf, Inc. (ENG), Amber (pierwsze PL wydanie)

Dlaczego w bazie: W książce tej, pełnej jak większość pewnie wie innych, „wymarłych” gadów, znalazło się miejsce dla dwóch żółwich fragmentów.
Pierwszy to porównanie podejścia do składanych jaj, faktu, że żółwie je pozostawiają po złożeniu i więcej nie interesują, a dinozaury zapewne przeciwnie:

Przy tym najnowsze analizy zachowań społecznych dinozaurów – w dużym stopniu oparte na pracy Alana Granta – prowadziły do wniosku, iż wiodły one złożone życie stadne i wychowywały młode. Współczesne gady tego nie robią. Samica żółwia porzuca jaja, a dinozaury prawdopodobnie pilnowały jaj.1

W drugim fragmencie, stegozaur zostaje (w niepozytywnym sensie) porównany do żółwia:

Tim wstał powoli… Znowu usłyszał sapanie – to wracał stegozaur. Chyba zaciekawił go samochód, który spadł z drzewa. Stwór wyglądał bardzo głupio, kiedy szedł – wysuwał do przodu małą główkę i trzymał ją nisko. Widać było, jak ruszają się te duże płyty na jego grzbiecie, ułożone w dwóch rzędach. Właściwie wyglądał jak ogromniasty żółw. I tak się zachowywał; to znaczy wyglądał tak samo głupio i też był powolny.2




1. And the new studies of group behavior, based largely on Grant’s own work, suggested that dinosaurs had a complex social life and reared their young, as reptiles did not. Crocodiles and turtles abandon their eggs. But dinosaurs probably did not.


2. Slowly, Tim got to his feet. In the darkness he heard the snuffling, and saw the stegosaur coming back, apparently attracted by the crash of the Land Cruiser. The dinosaur moved dumbly, the low head thrust forward, and the big cartilaginous plates running in two rows along the bump of the back. It behaved like an overgrown tortoise. Stupid like that. And slow.


Autor: XYuriTT

Xiao Long. Jedwab i porcelana. Tom 4. Czarny żółw

Tytuł: Xiao Long. Jedwab i porcelana. Tom 4. Czarny żółw
Autor(zy): Dawid Juraszek
Rok wydania: 2015
Wydawnictwo: Sumptibus

Dlaczego w bazie: W ostatnim tomie przygód Xiao Longa wzmianki o żółwiach są zaledwie dwie, doliczyć należy jednak do tego fakt, że za dodatkową, wzmiankę ogólną uznać można sam tytuł, zawierający w sobie żółwia (będący nawiązaniem do czterech symbolii, populanych w Chinach).
Obie wzmianki w tekście są w formie inwektyw:

– I tyle razy mu tamten żółwi syn szyki mieszał!

– I potośmy tych żółwich synów bili, żeby dalej nie mieć co w gębę tkać?

Autor: XYuriTT

Xiao Long. Jedwab i porcelana. Tom 3. Czerwony ptak

Tytuł: Xiao Long. Jedwab i porcelana. Tom 3. Czerwony ptak
Autor(zy): Dawid Juraszek
Rok wydania: 2015
Wydawnictwo: Sumptibus

Dlaczego w bazie: W trzecim tomie przygód Xiao Longa żółwie wzmianki pojawiają się w trzech miejscach, w tym w jednym jest to sporawy fragment.
Pierwsza takowa wzmianka ma formę inwektywy:

Uciekł, żółwi syn!

Drugie nawiązanie nawiązuje do przysłowiowej żółwiej powolności, żółwiego tempa:

Chmury nie sunęły już w żółwim tempie pod niebem, wisiały nachalnie nad głowami i dachami, ociężałe i odęte.

Ostatni fragment jest jak wspomniano, sporo dłuższy i zawiera opis żywego żółwika, pierwszy i ostatni w ramach tej czterotomowej serii:

Xiao nachylił się nad wodą. Pod nenufarami przy brzegu pływały złocistopomarańczowe i soczystobłękitne ryby, ciesząc oko widza barwnym tańcem. Xu Zedong wskazał jednak drugi kraniec stawu, gdzie na okrągłą drewnianą deszczułkę z figurką opiekuńczego bóstwa wdrapać się próbował pomarszczony zielonobrązowy żółw.
– Przypatrz mu się dobrze – polecił skarbnik
Bakalarz bacznie przyjrzał się zwierzęciu i jego zmaganiom. Przednie łapki zaopatrzone w trójkątne pazurki wparły się już mocno w krawędź obracającej się powoli deszczułki, ale kolejne próby wydźwignięcia się spełzały na niczym. Tylne odnóża żółwia gmerały niezgrabnie w wodzie, szyja wydłużała się i prężyła, zakończony spiczastym ryjkiem pyszczek wyciągał się ku niebu, lecz wszystko nadaremnie – skórzasta skorupa kiwała się wciąż to od deszczułki, to do deszczułki z regularnością wodnego zegara. Niezrażone zwierzę ponawiało wciąż swe zdane na porażkę próby, jak gdyby nie pojmując, że traci siły na darmo, że w ten sposób zawieszonego gdzieś nad swoim łepkiem celu nie osiągnie -jeśli w ogóle wart jest osiągnięcia.
– Teraz odwróć się -polecił mężczyzna – i bez zwłoki wykonaj, co teraz powiem. Twym zadaniem jest ułożenie wiersza o wysiłkach tego żółwia. Są dwa warunki. Pierwszy nie możesz użyć słowa żółw, drugi: wiersz musisz ułożyć w ciągu tuzina kroków. Idź!
Pchnięty lekko Xiao ruszył chwiejnie przed siebie przez dziedziniec. W głowie miał mętlik, kroki stawiał więc wolno, by zyskać na czasie. Wiersz o tym żółwiu bez słowa -myślał. Jak opowiedzieć o czymś, bez nazywania tej rzeczy? Wtem uświadomił sobie, ze przeszedł już ćwierć wyznaczonej liczby kroków, a wciąż myśli o zadaniu, zamiast je wykonywać. Zamknął oczy. Tym razem naprawdę była to oznaka namysłu. Licząc machinalnie kroki, wymierzał rytm i dopasowywał rymy. Szybciej, niż się spodziewał postawił krok dwunasty, a skarbnik zawołał:
– Słucham!
Bakalarz odwrócił się, otworzył oczy – i usta:
„Kwiat płatkami ku słońcu
Góra szczytem w niebo
Rzeka nurtem do morza
Człowiek czym dokąd?”
Xu Zedong namyślał się chwilę, a potem pokiwał głową.
– Od biedy ujdzie. Chodź, pokażę ci, gdzie będziesz spał. Jutro poznam cię z synami i dasz im pierwszą lekcję. Jadłeś już wieczerzę?
Za plecami odchodzących żółw podjął jeszcze jedną próbę wspięcia się na deseczkę. Na próżno. Z nieodgadnionym wyrazem paciorkowatych oczu opuścił łapki i zanurzył się w wodzie.

Autor: XYuriTT

Xiao Long. Jedwab i porcelana. Tom 2. Niebieski smok

Tytuł: Xiao Long. Jedwab i porcelana. Tom 2. Niebieski smok
Autor(zy): Dawid Juraszek
Rok wydania: 2015
Wydawnictwo: Sumptibus

Dlaczego w bazie: W drugim tomie serii o Xiao Longu żółwie wspomniane są w dwóch miejscach. Pierwszy raz w kontekście medycznym:

Twój umysł się błąka, twoje ciało słabnie. Tylko szybkie leczenie zapobiegnie przeniknięciu choroby do szpiku. Potrzebne będzie przyżeganie. Ale to dopiero, gdy przygotuję odpowiednie medykamenty. Teraz napijesz się wywaru ośmiu szlachetnych składników. Wzmocni on twe siły życiowe i usunie nadmiar zimna i gorąca. Jutro zażyjesz kości tygrysa, rogi jelenia i skorupę żółwia. Leż tu i czekaj na mnie.

Drugie pojawienie to nawiązanie do klasycznych czterech symboli:

– Pod Czarnym Żółwiem zatrzęsła się ziemia. Fale spustoszyły wybrzeża pod Niebieskim Smokiem. Wojny pochłaniają niezmierzone masy ludzkie pod Czerwonym Ptakiem. Pod Białym Tygrysem zapadają się łańcuchy górskie. Czy rozumiesz?

Autor: XYuriTT

Xiao Long. Jedwab i porcelana. Tom 1. Biały tygrys

Tytuł: Xiao Long. Jedwab i porcelana. Tom 1. Biały tygrys
Autor(zy): Dawid Juraszek
Rok wydania: 2009
Wydawnictwo: Fabryka Słów (pierwsze wydanie, 2009), Sumptibus (wydanie w 2015), RW2010 (ebook)

Dlaczego w bazie: Żółwie w tej książce, pierwszej części czterotomowej opowieści pojawiają się w sześciu miejscach.

Pierwsze trzy wzmianki pojawiają się w różnych dialogach, jako forma inwektywy:

– No i co teraz powiesz, bakałarzu z Hengshanu? Przykład tych głupich i nikczemnych żółwic nie skłania cię do przemyślenia swych zeznań?

– Czy myślisz, że traciłbym czas na taki żółwi pomiot jak ty, gdybym nie był do tego zmuszony? – wychrypiał. – Od mnichów i ich żebraczych misek zwykle roi się na ulicach Beizhou, lecz kiedy są potrzebni, nagle uchodzą nie wiedzieć gdzie, a klasztory pustoszeją!

– Zapalaj świece, żółwi synu, ale już! I bacz, by żadnej już nie strącić.

Czwarte nawiązanie jest innego rodzaju, chodzi bowiem o żółwią rzeźbę:

Otwór w dachu miał chyba ze dwa łokcie średnicy, w podłodze połowę tego. Obok na posadzce leżała okrągła, kamienna płyta, pokryta smoczymi pieczęciami i feniksowymi znakami, a na tylnym ołtarzu stała rzeźba żółwia.

Przedostatnie nawiązanie to nazwa geograficzna:

– Jest krótsza droga. Spłyniemy łodzią po Czystej Rzece aż do Kaskad Przyczajonego Żółwia. Stamtąd do klasztoru prowadzi stara ścieżka, powinniśmy zdążyć przed zmrokiem.

Ostatnie nawiązanie zaś to żółw w kontekście medycznym-składnika leku/wywaru:

Wcierał w ranę dekokt, póki obcesowo wyrwany ze snu mężczyzna nie zniknął, złorzecząc na zewnątrz.
– To ekstrakt żółwiowy – rzucił ni z tego, ni z owego. – Nie pomaga, ale pozostałe środki szkodzą. Pewnie chodzi ci o Zhe Di?


Autor: XYuriTT

Pasterska korona

Tytuł: Pasterska korona
Tytuł oryginału: The Shepherd’s Crown
Autor(zy): Terry Pratchett
Tłumaczenie: Piotr W. Cholewa
Rok wydania: 2015 (ENG), 2016 (PL)
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka

Dlaczego w bazie: W ostatniej książce ze Świata Dysku nie mogło zabraknąć żółwi. Pojawiają się trzy nawiązania, pierwsze dotyczy A’Tuina:

Kiedy nie czytali i się nie uczyli, pan Kretall zabierał Geoffreya, by w całych Włościach wyszukiwać różne rzeczy – stare kości i stare miejsca. Opowiadał mu o wszechświecie, o którym chłopiec wcześniej nie myślał. Im więcej się teraz dowiadywał, tym bardziej pragnął wiedzy; marzył, by dowiedzieć się wszystkiego o Wielkim A’Tuinie i o krainach poza Włościami.1

Kolejne przywoływanej już w innej książce kołdry babci Weatherwax:

Nawet materac wyglądał czysto i zdrowo. Od czasu do czasu Ty, kotka babci, pojawiała się, by sprawdzić, co się dzieje, i poleżeć na pozszywanej z łat kołdrze, tak płaskiej, że wyglądała, jakby ktoś rozdeptał olbrzymiego żółwia.2

Trzecie to zaś luźna humorystyczna rozmowa w której przywołany jest żółw:

– Niespecjalnie – odparł Klaps Drżączek. – Prawdę mówiąc, nie cierpię jej. Odkąd umarła moja Judy. Dzieci też nie mieliśmy…
Łza spłynęła mu z oka i zadrżał głos, co ukrył, pociągając łyk piwa.
– Ale miała żółwia, nie? – przypomniał Pomarszczony Joe, mężczyzna tak potężny, że mógłby podnosić krowy.
– To fakt – zgodził się Klaps. – Mówiła, że go lubi, bo nie chodzi szybciej niż ona. I dalej mam tego żółwia, ale to nie to samo. Nie bardzo się nadaje do rozmowy. Moja Judy cały dzień paplała o tym czy tamtym. Chociaż żółw całkiem uważnie słucha, a to więcej, niż dało się czasem powiedzieć o Judy.3



1. When they weren’t reading and studying, Mr Wiggall took Geoffrey to dig up things – old bones and old places – around the Shires, and told him about the universe, which he previously had not thought about. The more he learned the more he thirsted for knowledge and longed to know all about the Great Turtle A’Tuin, and the lands beyond the Shires.


2. Even the mattress looked clean and wholesome. Every so often You, her cat, appeared to see what was going on, and to lie on the patchwork quilt that was so flat it looked like someone had trodden on a huge tortoise.


3. ‘Not really,’ said Smack Tremble. ‘In fact, I hate it. Ever since my Judy died. We never had kids, neither.’ There was a tear in his eye and a break in his voice, which he covered up by taking another swig from his tankard.
‘She had a tortoise though, didn’t she?’ Wrinkled Joe, who had been built to a size big enough to pick up cows, put in.
‘Right enough,’ Smack said. ‘She said she liked it because it walked no faster ’n her. Still got the tortoise, but it ain’t the same. Not much good at conversation. My Judy would rattle on all day about this ’n’ that. The tortoise listens well enough, mind you, which is more’n I could say for Judy sometimes.’


Autor: XYuriTT

Para w ruch

Tytuł: Para w ruch
Tytuł oryginału: Raising Steam
Autor(zy): Terry Pratchett
Tłumaczenie: Piotr W. Cholewa
Rok wydania: 2013 (ENG), 2014 (PL)
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka

Dlaczego w bazie: W przedostatniej książce z cyklu o Świecie Dysku pojawiają się cztery żółwie nawiązania. Pierwsze jest dosyć typowe, z A’Tuinem (niewymienionym z imienia):

Trudno zrozumieć nic, ale multiwersum jest go pełne. Nic wędruje wszędzie, zawsze wyprzedzając coś, a w wielkim obłoku nieświadomości pragnie stać się czymś, wyrwać się, poruszyć, poczuć, zmienić się, zatańczyć, doświadczać – krótko mówiąc, być.
A teraz, dryfując przez eter, dostrzegło swoją szansę. Nic oczywiście wiedziało o czymś, ale to coś było inne, o tak, więc wśliznęło się bezgłośnie do czegoś i spłynęło w dół, myśląc o wszystkim, aż szczęśliwie wylądowało na grzbiecie żółwia, bardzo wielkiego żółwia, i pomknęło, by stać się czymś jeszcze szybciej. Było żywiołem, a nie ma nic lepszego… aż nagle ten żywioł został schwytany! Pułapka się zatrzasnęła.1

Dwa kolejne dotyczą ogólnie rozumianego postępu, w kontekście którego pada wzmianka o żółwiu:

Bedwyr marzył, by dzieci miały lepsze życie od niego, i wydawało się to możliwe. Jego ojciec złościł się z tego powodu. Bedwyr żałował, że staruszek umarł, ale świat kręcił się dalej i Żółw płynął naprzód. Nowe sprawy rozwiązywano w nowy sposób. Nawet nie o to chodziło, że gragowie kurczowo trzymają się dnia wczorajszego – oni nie wyszli nawet z zeszłego stulecia.2

– Głupi stary krasnoludzie! – odparła z irytacją. – Nie rozumiesz, że trolle też uważają, że są umniejszane? Wszyscy mieszają się z sobą i tak jest dobrze! Jesteś krasnoludem, masz podkute krasnoludzie buty i wszystko inne, co tworzy krasnoluda. Pamiętaj, że nie tak dawno temu krasnoludy rzadko się spotykało poza Überwaldem. Na pewno znasz naszą historię. Nikt ci tego nie odbierze. A kto wie, może w tej chwili jakieś trolle mówią: „Och jej, nasze kamyki ulegają wpływom krasnoludów!”. Żółw płynie dla wszystkich, bez przerwy, a ci gragowie tak często urządzają schizmy, że ich zdaniem każdy jest teraz schizmą samą w sobie. Pomyśl o tym.
Zrobiłam ci pysznego szczura, soczystego i delikatnego. No to zjedz go i wyjdź trochę na słońce.
Wiem, że to nie po krasnoludziemu, ale ubranie łatwiej wysuszyć.3

Ostatnia to kolejny raz zadane pytanie na czym stoi A’tuin:

Głos Moista zabrzmiał gładko i słodko jak melasa.
– Szczerze ci powiem, Simnel, że nie masz racji. Przecież wierzysz w światło słońca, choć nie wiesz, jak słońce to robi. A skoro już jesteśmy przy tym temacie, czy też dostatecznie blisko niego, to czy kiedyś się zastanawiałeś, na czym stoi Żółw?
Dick nie miał się gdzie cofnąć.
– To co innego. Z nim jest po prostu tak, jak być powinno.4



1. It is hard to understand nothing, but the multiverse is full of it. Nothing travels everywhere, always ahead of something, and in the great cloud of unknowing nothing yearns to become something, to break out, to move, to feel, to change, to dance and to experience – in short, to be something.
And now it found its chance as it drifted in the ether. Nothing, of course, knew about something, but this something was different, oh yes, and so nothing slid silently into something and floated down with everything in mind and, fortunately, landed on the back of a turtle, a very large one, and hurried to become something even faster. It was elemental and nothing was better than that and suddenly the elemental was captured! The bait had worked.


2. Bedwyr wanted his children to do better than him, and it looked as though they would. His father had been annoyed about this. Bedwyr was sorry that the old boy was dead, but the world kept turning and the Turtle moved. New things were being done in new ways. And it wasn’t that the grags were holding hard to yesterday; they hadn’t even got as far as this century.


3. But Bleddyn was emphatic and said, ‘You silly old dwarf. Don’t you think the trolls consider themselves diminished too? People mingle and mingling is good! You’re a dwarf, with big dwarf hobnail boots and everything else it takes to be a dwarf. And remember, it wasn’t so long ago that dwarfs were very scarce outside of Uberwald. You must know your history? Nobody can take that away, and who knows, maybe some trolls are saying right now, “Oh dear, my little pebbles is being influenced by the dwarfs! It’s a sin!” The Turtle moves for everybody all the time, and those grags schism so often that they consider everyone is a schism out there on their own. Look it up. I’ve cooked you a lovely rat – nice and tender – so why not eat it up and get out into the sunshine? I know it isn’t dwarfish, but it’s good for getting your clothes dried.’


4. And suddenly Moist’s voice was as smooth as treacle. ‘Actually, Mister Simnel, I think you’re wrong in that. You believe in the sunshine, although you don’t know how it does it. And since we’re on or near the subject, have you ever wondered what the Turtle stands on?’ Dick was cornered and said,
‘Ee, well, that’s different. That’s just how things are meant to be.’


Autor: XYuriTT

W północ się odzieję

Tytuł: W północ się odzieję
Tytuł oryginału: I Shall Wear Midnight
Autor(zy): Terry Pratchett
Tłumaczenie: Piotr W. Cholewa
Rok wydania: 2010 (ENG), 2011 (PL)
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka

Dlaczego w bazie: W tej książce ze Świata Dysku żółw pojawia się tylko raz, w formie nawiązania do… zdolności umysłowych-mobilnych żółwi.

Nie ma przyjaciół w swoim wieku, pomyślała Tiffany. Założę się, że nie pozwalali jej na zabawy z dziećmi z wioski. Zwykle siedzi w domu. A za parę dni wychodzi za mąż. Ojej. Nietrudno było wyciągnąć właściwe wnioski, nawet chromy żółw szybko by do nich doszedł. Jej mężem miał być Roland, porwany przez królową elfów, przetrzymywany w jej okropnej krainie przez całe lata, choć wcale się nie starzał. Dręczony przez swoje ciotki, niespokojny o starego ojca… I nagle musiał się zachowywać, jakby był o dwadzieścia lat starszy, niż jest. Ojej.1



1. Hasn’t got many friends of her own age, Tiffany thought. I bet she wasn’t allowed to play with the village children. Doesn’t get out much. Getting married in a couple of days. Oh dear. It wasn’t a very difficult conclusion to reach. A tortoise with a bad leg could have jumped to it. And then there was Roland. Kidnapped by the Queen of the Elves, held in her nasty country for ages without growing older, bullied by his aunts, worried sick about his elderly father, finds it necessary to act as if he is twenty years older than he really is. Oh dear.


Autor: XYuriTT

Niewidoczni Akademicy

Tytuł: Niewidoczni Akademicy
Tytuł oryginału: Unseen Academicals
Autor(zy): Terry Pratchett
Tłumaczenie: Piotr W. Cholewa
Rok wydania: 2009 (ENG), 2010 (PL)
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka

Dlaczego w bazie: W ostatniej książce ze Świata Dysku która skupiała się na magach żółwie nawiązanie pojawia się jedno, i jak zazwyczaj, dotyczy ono A’Tuina (jednakże niewymienionego z imienia):

– A tak – rzucił asystent, wciąż pilnie notując. – Byłem kiedyś na wykładzie o takich zjawiskach. Mówili o tych rzeczach, które nie trafiają żółwia świata. To jakby efekt kuli bilardowej: mógł uzyskać dodatkową prędkość, kiedy okrążał potężny korpus strażnika gola.1


1. ‘Ah, yes,’ said the assistant, still writing. ‘I went to a lecture about that sort of thing, once. It was about how things don’t hit the world turtle, sir. It was like a slingshot effect, he may have picked up additional speed as he rounded the goalkeeper’s enormous girth, sir.’


Autor: XYuriTT