Rzeka genów. Darwinowski obraz życia

Tytuł: Rzeka genów. Darwinowski obraz życia
Tytuł oryginału: River Out of Eden: A Darwinian View of Life
Autor(zy): Richard Dawkins (tekst), Lalla Ward (ilustracje)
Tłumaczenie: Marek Jannasz
Rok wydania: 1995 (ENG), 2007 (PL)
Wydawnictwo: Basic Books (ENG), CiS (PL)

Dlaczego w bazie: Żółwi element pojawia się jedynie w formie wzmianki, przytoczenia kawałku Starego Testamentu w którym mowa o „Turtle”. Zasadniczo chodzi o Turkawkę (Turtle Dove) i pozycji gdzie sam w sobie ten kawałka się pojawia nigdy nie przytaczamy, tutaj jest jednak kapkę rozwinięty, autor dodaje właśnie, że niektóre tłumaczenia dodają do tekstu „dove” by było wiadomo, że nie chodzi o żółwia, uznaliśmy więc, że jest to na tyle żółwie nawiązanie by się załapało do bazy.

For lo, the winter is past, the rain is over and gone. The flowers appear on the earth; the time of the singing of birds is come, and the voice of the turtle is heard in our land.
Poetyka tego cytatu jest tak urzekająca, że wynajdywanie w niej uchybień wobec oryginału wydaje się czymś wysoce niestosownym. Wstaw jednak „dove” po „turtle”, zgodnie z tyleż poprawnym co ciężkim przekładem współczesnym, a przekonasz się, jak gubi się rytm.1


1. For lo, the winter is past, the rain is over and gone. The flowers appear on the earth; the time of the singing of birds is come, and the voice of the turtle is heard in our land.
The poetry is so ravishing that I am reluctant to spoil it by noting that here, too, is an undoubted mutation. Reinsert „dove” after „turtle,” as the modern translations correctly but leadenly do, and hear the cadence collapse.


Autor: XYuriTT

Magia rzeczywistości

Tytuł: Magia rzeczywistości
Tytuł oryginału: The Magic of Reality: How We Know What’s Really True
Autor(zy): Richard Dawkins (tekst), Dave McKean (ilustracje)
Tłumaczenie: Piotr J. Szwajcer
Rok wydania: 2011 (Eng), 2012 (PL)
Wydawnictwo: Bantam Press (Eng), CiS (PL)

Dlaczego w bazie: Żółwie elementy znaleźliśmy w dwóch miejscach omawianej książki – w formie bardzo skromnych wzmianek.
Pierwsza wzmianka ma miejsce przy ogólnej wymieniance jakie zwierzaki wchodzą w skład zbioru „Gady”:

Station Three Hundred and Ten Million Years Ago presents us with our 170-million-greats-grandmother. She is the grand ancestor of all modern mammals, all modern reptiles – snakes, lizards, turtles, crocodiles – and all dinosaurs (including birds, because birds arose from certain kinds of dinosaur).

Kolejna wzmianka zaś ma miejsce przy omawianiu wysp Galapagos, wspomniane są ogromne żółwie:

Most of the Galapagos islands have only a single large volcano, but Isabela has five. If the sea level rises (perhaps because of global warming) Isabela could become five islands separated by sea. As it is, you can think of each volcano as a kind of island within an island. That’s how it would seem to an animal like a land iguana (or a giant tortoise), which needs to feed on the vegetation found only on the slopes around the volcanoes.

Autor: XYuriTT

Uki włóż

Tytuł: Uki włóż
Tytuł oryginału: Esio Trot
Autor(zy): Roald Dahl (tekst) i Quentin Blake (rysunki)
Tłumaczenie: Jerzy Łoziński
Rok wydania: 1990 (Eng), 2004 (PL)
Wydawnictwo: Jonathan Cape (Eng), Zysk i S-ka (PL)

Dlaczego w bazie: Omawiana pozycja jest jedną z kultowych wręcz, a na pewno bardzo popularnych pozycji autora którego dzieła uważane są za klasykę historyjek dla dzieci. Nierozłącznie wydawana z rysunkami które wykonał Quentin Blake (czasem pokolorowanymi). Mamy w bazie także opisany już film: Pan Hoppy i żółwie (po angielsku mający taki sam tytuł jak książka, polskie wydanie jednak dostały bardziej opisową nazwę…).

Oczywiście, by pokazać wszystkie żółwie elementy, zapewne byśmy musieli wkleić zdecydowanie zbyt dużą część tej niewielkiej książeczki. Dlatego zdecydowaliśmy się jedynie na cztery reprezentacyjne kawałki:

Tymczasem kłopot z panią Silver polegał na tym, iż swoje serce oddała już komuś innemu, a tym kimś był mały żółw imieniem Alfie. Każdego dnia, kiedy pan Hoppy spoglądał ze swojego balkonu, widział, jak pani Silver szeptała jakieś czułości i gładziła pancerz Alfiego, co wywoływało w nim absurdalną zazdrość. Mówiąc szczerze, nie miałby nic przeciwko temu, żeby zostać żółwiem, gdyby tylko każdego dnia pani Silver gładziła go po pancerzu i szeptała mu miłe słówka. 1

Wczesną wiosną, kiedy poprzez pancerz wyczuwał cieplejsze powietrze, budził się, wygrzebywał się z siana i bardzo powoli wypełzał na balkon, a pani Silver witała go wiwatami, klaskaniem w dłonie i okrzykami:
– Och, kochanie, jak dobrze, że znowu jesteś! Jakżeż za tobą tęskniłam!2

UKI WŁÓŻ, UKI WŁÓŻ,
OKCARG IMJATS ARU
AŁE IZ DOD AŁE IZ DOD
ABE IN OD POH YRÓG OD POH
AŻY WOD POH UH CAD OD POH
MORGO AH POH UPO TOD POH
UKI WŁÓŻ, UKI WŁÓŻ
– Co to znaczy? – spytała strapiona – To w jakimś innym języku?
– Tak, w żółwim – wyjaśnił pan Hoppy. – Żółwie to bardzo zacofane stworzenia i dlatego rozumieją tylko słowa pisane od tyłu. To chyba oczywiste, prawda?3

Na koniec zakupów okazało się, że w swym entuzjazmie pan Hoppy nabył ni mniej, ni więcej, tylko sto czterdzieści żółwi, które znosił do domu w koszu, po dziesięć, piętnaście za jednym razem. Wiele się nachodził i sporo namęczył, ale warto było. O tak, warto! A swoją drogą, cóż to był za cudowny widok – cały salon pełen żółwi! Podłoga nieustannie się poruszała. Jedne żółwie przemieszczały się bowiem powoli, inne chrupały kapustę, jeszcze inne popijały wodę z płaskiego plastikowego talerza. Jedynym dźwiękiem był lekki chrzęst ich ocierających się o siebie pancerzy. Pan Hoppy musiał bardzo ostrożnie chodzić na palcach między tym ruchomym morzem brązowych pancerzy, gdy chciał uzupełnić wodę czy podrzucić im nowe liście kapusty.4


1. The trouble with Mrs Silver was that she gave all her love to somebody else, and that somebody was a small tortoise called Alfie. Every day, when Mr Hoppy looked over his balcony and saw Mrs Silver whispering endearments to Alfie and stroking his shell, he felt absurdly jealous. He wouldn’t even have minded becoming a tortoise himself if it meant Mrs Silver stroking his shell each morning and whispering endearments to him.


2. In early spring, when Alfie felt the warmer weather through his shell, he would wake up and crawl very slowly out of his house on to the balcony. And Mrs Silver would clap her hands with joy and cry out, „Welcom back, my darling one! Oh, how I have missed you!”


3. ESIO TROT, ESIO TROT,
TEG REGGIB REGGIB!
EMOC NO, ESIO TROT,
WORG PU, FFUP PU, TOOHS PU!
GNIRPS PU, WOLB PU, LLEWS PU!
EGROG! ELZZUG! FFUTS! PLUG!
TUP NO TAF, ESIO TROT, TUP NO TAF!
TEG NO, TEG NO! ELBBOG DOOF!
“What does it mean?” she asked. “Is it another language?”
“It’s tortoise language,” MrHoppy said.
“Tortoises are very backward creatures. Therefore they can only understand words that are written backwards. That’s obvious, isn’t it?


4. When he had finished, Mr Hoppy, in his enthusiasm, had bought no less than one hundred and forty tortoises and he carried them home in baskets, ten or fifteen at a time. He had to make a lot of trips and he was quite exhausted at the end of it all, but it was worth it. Boy, was it worth it! And what an amazing sight his living-room was when they were all in there together! The floor was swarming with tortoises of different sizes, some walking slowly about and exploring, some munching cabbage leaves, others drinking water from a big shallow dish. They made just the faintest rustling sound as they moved over the canvas sheet, but that was all. Mr Hoppy had to pick his way carefully on his toes between this moving sea of brown shells whenever he walked across the room.


Autor: XYuriTT

Life in Cold Blood

Tytuł: Life in Cold Blood
Autor(zy): David Attenborough
Rok wydania: 2008
Wydawnictwo: BBC Books

Dlaczego w bazie: Książkowa wersja serii przyrodniczej o takim samym tytule. Tak jak i w wersji telewizyjnej, tak i w książce spora część poświęcona jest żółwiom, całkiem solidne, przekrojowe przybliżenie. W książce jest także ogromna ilość obrazków, nie przytaczamy ich wszystkich pojedynczo, jedynie wszystkie w formie jednego „kolażu”. Tekstu na temat żółwi także jest bardzo dużo – co oczywiste, nie możemy wkleić 1/4 książki do notki, prezentujemy więc jedynie kilka wybranych cytatów.

Pierwszy wybrany przez nas kawałek dotyczy żółwi norowych (gopher tortoise) i, no, kopanych przez nich nor:

In hotter parts of the world tortoises have to defend themselves from the sun’s beat, especially during the middle of the day. A body enclosed within a thick shell can easily over-heat. That is a particular danger for the gopher tortoise (Gopherus polyphemus) which lives in Florida and other warm parts of south-east North America. It has broad strong claws on its front legs with which it digs so effectively that it can excavate a shaft three metres (10 feet) long in a single day. The work is extremely laborious, for the soil excavated from the far end of the tunnel has to be pushed all the way back and thrown out from the entrance. A completed burrow may extend for six metres (20 feet) or so. Exceptional ones have been measured that are twice that length. Most descend at a and gentle angle and go down until they reach the water table. it is. in these refuges that the gopher tortoises shelter during the hottest part of the day.

Drugi kawałek który wybraliśmy dotyczy długowieczności żółwi i tego jak można określać ich wiek:

Tortoises, with their long scrawny necks and creaking deliberate gait, are often regarded as the very image of old age. And indeed they do live a very long time. The horny scutes on an individual’s carapace indicate its age in much the same way as do the rings in the trunk of a tree. They grow more quickly in the warm season than the cold, so each year they acquire a distinct ridge. Counting these ridges therefore can give an indication of a tortoise’s age. But as an individual gets older, so the ridges can become worn and blurred and in very old specimens accurate counts are not possible.

Kolejny kawałek dotyczy żółwia Tu’i Malila, opisywanego także w innej książce którą mamy w bazie, to jest Podróże na drugi kraniec świata. Dalsze przygody młodego przyrodnika. Przytoczone jest to, że może być najdłużej żyjącym żółwiem wg. dostępnych danych, puenta (poza cytatem już) jest jednak taka, że raczej nie miał on w chwili śmierci tylu lat ile mu się przypisuje.

A very ancient tortoise lived for many years in the roval palace on the Pacific island of Tonga. He was held in such respect and affection that he was given a name and a title. He was Tui — or Chief — Malila. He had certainly led a long and eventful life. He had been run over by a cart, kicked by a horse and scorched by several fires. His battered dented shell bore the scars to prove it. These disasters seemed to have done him little permanent harm but old age robbed him of his sight and towards the end of his life, he could no longer find his way to the flower-beds where he had browsed so happily and destructively in his earlier years. So every day he was handfed with ripe paw-paw and boiled mandioca. Tongan tradition maintained that he had been presented to the then King of Tonga by Captain Cook in either 1773 or 1777. He eventually died in 1966. If the tradition was correct, and he was reasonably grown when he arrived on the island, he must have lived for around two hundred years and. Tonga commemorated him by striking a coin carrying his image.

Kolejny kawałek dotyczy rozmiarów jakie mogą osiągać żółwie:

Tortoises, like many reptiles, may continue to grow throughout their lives, though the pace at which they do so tends to diminish the older they get and maximum size varies from species to species. Tui Malila, being a Madagascar radiated tortoise, was little more than 40 centimetres (16 inches) long. Marion’s tortoise, on the other hand, whose shell is now in London’s Natural History Museum, measures 97 centimetres (over 38 inches) for it was a genuine giant. It came from the Seychelles or perhaps Aldabra that lies far away from those islands to the south-west.

Przedostatni wybrany przez nas kawałek dotyczy ewolucji żółwi, okazji jaka dla nich powstała gdy znikły dinozaury, i niestety przegranej rywalizacji o dominację z ssakami.

Tortoises, when they first appeared over two hundred million years ago, were initially quite small. Perhaps it was the presence of the dinosaurs that kept them down to size. But when, sixty-five million years ago the dinosaurs disappeared, the lands of the earth were suddenly bereft of large animals. The tortoises had their chance and with little competing with them for food, they increased in size. Less than five million years ago there were some that reached 2 metres (6 feet) in length. But their supremacy did not last long. The mammals, in all their variety and ferocity, took over and eventually hunted the unwieldly giant tortoises to extinction.
But before that happened, the giants may have spread to islands in the Pacific and the Indian Ocean. Big tortoises can probably survive at sea even better than their smaller relatives. Their shells are proportionately thinner so they have a greater buoyancy and their long necks would help them keep their heads and nostrils above the waves, So it is possible that the ancestors of the giants of the Galapagos and the Seychelles were gigantic even before they reached the islands.

Ostatni kawałek to coś czego nie mogło zabraknąć w książce o żółwiach, czyli przywołanie Galapagos i tego, że żółwie były jednym z solidnych elementów które naprowadziły Karola Darwina na sformułowanie znanej Teorii.

When Charles Danvin visited the islands in 1835, the official British resident mentioned that he could tell which island a tortoise came from by the shape of its shell. It was this remark that thrimately led Darwin to formulate his theory of natural selection as the driving force of evolution.

Autor: XYuriTT

Wojna makowa

Tytuł: Wojna makowa
Tytuł oryginału: The Poppy War
Autor(zy): Rebecca F. Kuang
Tłumaczenie: Grzegorz Komerski
Rok wydania: 2018 (Eng), 2020 (PL)
Wydawnictwo: HarperCollins (Eng), Fabryka Słów (PL)

Dlaczego w bazie: Książka ta osadzona jest w fikcyjnym cesarstwie Nikan, który to jednak w całkowicie jednoznaczny sposób wzorowane jest na dawnych Chinach i czerpie z ich historii oraz kultury, w tym wierzeń. A jak tak, to nie mogło zabraknąć czarnego żółwia jako jednego z czterech kluczowych bóstw. Poniżej precyzyjna rozpiska wszystkich żółwich wzmianek w omawianym tomie:

Pierwszy kawałek jaki przywołujemy jest trochę nietypowo, zazwyczaj staramy się trzymać bowiem chronologii i przywoływać fragmenty w takiej kolejności w jakiej znajdują się w książce. W tym jednak przypadku, zacytowany fragment, zawołanie, pojawia się w tekście aż 11 razy, jest pierwszym żółwim kawałkiem na jaki natrafiamy, pojawia się też pomiędzy poniżej zacytowanymi elementami – no ale nie będziemy jedenaście razy identycznego fragmentu wklejać.

Na Wielkiego Żółwia!1

Kolejny kawałek to wspominane wyżej, wymienienie czterech głównych bóstw:

Rin się zawahała. Nie była do końca pewna, do którego z bóstw powinna zanieść modły. Ich imiona, naturalnie, znała – Biały Tygrys, Czarny Żółw, Lazurowy Smok i Cynobrowy Ptak. Wiedziała również, że reprezentują cztery kierunki świata i że razem stanowią jedynie niewielki podzbiór rozległego panteonu czczonych w cesarstwie bogów. 2

Kolejny kawałek wspomina żółwie skorupy wykorzystywane jako walutę:

Nauczyciel zachichotał.
– Ty naprawdę nigdy nie wyjeżdżałaś z Tikany, co? Mamy w cesarstwie w obiegu coś koło dwudziestu rodzajów waluty. Muszle żółwi, porcelanki, złoto, srebro, sztabki miedzi… Każda prowincja ma własny pieniądz, ponieważ ich władze nie ufają cesarskiej biurokracji. 3

Kolejna wzmianka to żółwie w kontekście żywieniowym:

– Wiesz co? Daj spokój z tą miną. Nie rób z siebie oszołomionej chłopki – zasugerował Kitaj, gdy Lan ustawiła przed nimi kolejno: pieczone przepiórki, przepiórcze jaja, zupę z płetwy rekina serwowaną w żółwiowej muszli i wieprzowe flaczki. – Przecież to zwyczajne jedzenie.4

Kolejne trzy kawałki dotyczą żółwia i odźwiernego:

Odźwierny był najdrobniejszy z trójki, przygarbiona postać w powłóczystej szacie. U jego boku człapał spory żółw.5

Cienie zbliżyły się do bramy, całkiem podobnej do wrót strzegących wejścia do akademii. Portal był dwukrotnie wyższy od bohaterów, ozdobiony szczegółowymi, elegancko rzeźbionymi sylwetkami motyli i tygrysów, a pilnował go wielki żółw, który skłonił nisko łeb w niemym geście zaproszenia.6

– Trzeci z bohaterów był pośród nich najbardziej skromny. Słaby i chorowity, nie trenował sztuk walki tak intensywnie jak przyjaciele. Był jednak lojalny i niezachwianie oddany bogom. Nie poprosił o przysługę żadnego z mieszkańców Panteonu, wiedział bowiem, iż nie jest godzien. Zamiast tego uklęknął przed pokornym żółwiem, który przepuścił ich w bramie. „Proszę jedynie o siłę, bym mógł bronić przyjaciół, i o odwagę, bym mógł chronić swój kraj”, powiedział. Na co gad odrzekł: „Otrzymasz, o co prosisz, oraz jeszcze więcej. Zdejmij z mej szyi łańcuch z kluczami. Od tego dnia po wsze czasy będziesz Odźwiernym. Masz odtąd możliwość otwierania wrót boskiej menażerii, w której mieszkają stworzenia wszelkiego rodzaju, zarówno bestie piękne, jak obmierzłe potwory pokonane przez herosów zamierzchłych epok. Są twoje, możesz im rozkazywać wedle swej woli”.7

Kolejne trzy kawałki to pomniejsze wzmianki o Wielkim Żółwiu (inne niż zawołanie wymienione na samym początku):

Bogowie Nikan byli legendarnymi herosami, utrwalonymi kulturowo symbolami, ikonami, o których przypominano sobie z okazji ważnych wydarzeń w rodzaju ślubów, narodzin czy śmierci. Stanowili personifikacje żywionych przez Nikaryjczyków uczuć. Nikt jednak nie wierzył, że człowieka, który zapomni zapalić kadzidełko ku czci Lazurowego Smoka, naprawdę czeka pechowy rok. Nikt nie sądził, że można ochronić bliskich przed złem dzięki modłom do Wielkiego Żółwia.
Nikaryjczycy praktykowali te rytuały, powtarzali odpowiednie sekwencje ruchów, ponieważ czerpali z tego specyficzną pociechę, był to dla nich wygodny sposób wyrażenia niepokoju, z jakim obserwowali koleje własnego losu.8

– Nikaryjska religia jest systemem zbyt chaotycznym, by zawierać choć ziarno prawdy – odparła. – Są czterej bogowie główni: Smok, Tygrys, Żółw i Feniks. Potem mamy całą czeredę bóstw domowych, lokalnych bożków opiekuńczych, bogów zwierzęcych, bogów rzek, bogów gór… – wyliczała na palcach.9

– Ale z drugiej strony, jeżeli nic nie jest boskie, to dlaczego przypisujemy boskość postaciom z mitologii? – odparł Jiang. – Po co bić pokłony przed Wielkim Żółwiem? Przed Ślimaczą Boginią Nüwą?10

Ostatnie dwa kawałki wspominają żółwie skorupy w kontekście wróżenia z tychże:

Mieszkańcy Rubieży od lat odgadują przyszłość poprzez interpretację wzorów na skorupach żółwi. Są w stanie leczyć przypadłości cielesne, uzdrawiając ducha. Potrafią rozmawiać z roślinami, przepędzać choroby umysłu…11

Poślubiła myśliwego. Nauczyła jego pobratymców z plemienia wielu przydatnych umiejętności: jak śpiewem sprowadzać z nieba deszcz, jak odczytywać ścieżki pogody z pęknięć na żółwiowej skorupie, jak palić kadzidełka, by uradować bóstwa opiekuńcze i zebrać w zamian bogate plony.12


1. Great Tortoise!


2. Rin hesitated before them. She was not entirely certain which one she ought to pray to.
She knew their names, of course—the White Tiger, the Black Tortoise, the Azure Dragon, and the Vermilion Bird. And she knew that they represented the four cardinal directions, but they formed only a small subset of the vast pantheon of deities that were worshipped in Nikan.


3. Tutor Feyrik chuckled. “You really have never left Tikany, have you? There are probably twenty kinds of currency being circulated in this Empire—tortoise shells, cowry shells, gold, silver, copper ingots . . . all the provinces have their own currencies because they don’t trust the imperial bureaucracy.


4. “You could act less like a dazed peasant, you know,” Kitay said as Lan laid out a spread of quail, quail eggs, shark fin soup served in turtle’s shell, and pig’s intestines before them. “It’s just food.”


5. “And the Gatekeeper.” The Gatekeeper was the thinnest of the three, a stooped figure wrapped in robes. By his side crawled a large tortoise.


6. The three heroes now approached a gate similar to those that guarded the entrance to the Academy. The doors were twice the heroes’ height, decorated with intricately curling patterns of butterflies and tigers, and guarded by a great tortoise that bowed its head low as it let them pass.


7. “The third hero was the humblest among his peers. Weak and sickly, he had never been able to train to the extent of his two friends. But he was loyal and unswerving in his devotion to the gods. He did not beg a favor from any deity in the Pantheon, for he knew he was not worthy. Instead he knelt before the humble tortoise who had let them in.
“‘I ask only for the strength to protect my friends and the courage to protect my country,’ he said. The tortoise replied, ‘You will be given this and more. Take the chain of keys from around my neck. From this day forth you are the Gatekeeper. You have the means to unlock the menagerie of the gods, inside which are kept beasts of every kind, both creatures of beauty and monsters vanquished by heroes long past. You will command them as you see fit.’


8. Gods in Nikan were the heroes of myths, tokens of culture, icons to be acknowledged during important life events like weddings, births, or deaths. They were personifications of emotions that the Nikara themselves felt. But no one actually believed that you would have bad luck for the rest of the year if you forgot to light incense to the Azure Dragon. No one really thought that you could keep your loved ones safe by praying to the Great Tortoise.
The Nikara practiced these rituals regardless, went through the motions because there was comfort in doing so, because it was a way for them to express their anxieties about the ebbs and flows of their fortunes.


9. “Nikara religion is too haphazard to hold any degree of truth,” Rin said. “You have the four cardinal gods—the Dragon, the Tiger, the Tortoise, and the Phoenix. Then you have local household gods, village guardian gods, animal gods, gods of rivers, gods of mountains . . .” She counted them off on her fingers.


10. “But if nothing is divine, why do we ascribe godlike status to mythological figures?” Jiang countered. “Why bow to the Great Tortoise? The Snail Goddess Nüwa?


11. The Hinterlanders have been interpreting the future for years, reading the cracks in a tortoise shell to divine events to come. They can fix illnesses of the body by healing the spirit. They can speak to plants, cure diseases of the mind…”


12. She married the hunter. She taught the men of the hunter’s tribe many things: how to chant at the sky for rain, how to read the patterns of the weather in the cracked shell of a tortoise, how to burn incense to appease the deities of agriculture in return for a bountiful harvest.


Źródło: Mossar, Opracował: XYuriTT

Thrawn

Tytuł: Thrawn
Autor(zy): Timothy Zahn
Tłumaczenie: Anna Hikiert-Bereza
Rok wydania: 2017 (Eng), 2019 (PL)
Wydawnictwo: Del Rey (Eng), Uroboros (PL)

Dlaczego w bazie: Żółwi element pojawia się w tej książce tylko w jednej scence, okręty przyrównane zostają do wywróconych na grzbiety żółwi (a więc w domyśle, bezbronnych istot).

– Jak już wspomniałem, nie będą w stanie chronić „Chimaery”, a ona nie będzie mogła ich bronić. Są niczym odwrócone do góry nogami żółwie… otoczone przez inne odwrócone do góry nogami żółwie.1


1. As I said: They can’t support the Chimaera, and the Chimaera can’t support them. They’re basically belly-up turtles surrounded and hemmed in by other belly-up turtles.


Źródło: Mossar, Opracował: XYuriTT

Podróże na drugi kraniec świata. Dalsze przygody młodego przyrodnika

Tytuł: Podróże na drugi kraniec świata. Dalsze przygody młodego przyrodnika
Tytuł oryginału: Journeys to the Other Side of the World: further adventures of a young naturalist
Autor(zy): David Attenborough
Tłumaczenie: Adam Tuz
Rok wydania: 2018 (ENG), 2020 (PL)
Wydawnictwo: Two Roads (ENG), Prószyński i S-ka (PL)

Dlaczego w bazie: Dalszy ciąg zapisków autora z jego pierwszych wypraw przyrodniczych. Znaleźliśmy aż dziesięć żółwich fragmentów, z czego jeden całkiem długi. Przytaczamy wszystkie:

Ostatnią wyspą, którą odwiedziliśmy przed powrotem do Suvy, był Koro. Zaraz po przyjeździe na wyspy Fidżi, kiedy ustalaliśmy szczegół naszej podróży po zewnętrznych wyspach, zaplanowaliśmy spędzenie na Koro dwóch tygodni, ponieważ słyszeliśmy, że mieszkańcy wsi Nathamak na północnym wybrzeżu wyspy potrafią na zawołanie wzywać z głębi oceanu świętego żółwia i wielkiego, białego rekina. Takie twierdzenie nie było rzeczą jedyną w swoim rodzaju; podobno ludzie z Samoa, Wysi Gilberta, a w obrębie Fidżi także z wyspy Kandavu też umieją to robić niemniej historia wydawała się nam niezwykła. Nasze opóźnienie w związku z pobytem w Lomalomie oznaczało, że moglibyśmy obecnie spędzić na Koro dwadzieścia cztery godziny, ale bardzo chciałem to zrobić w nadziei, iż nawet w tak krótkim czasie moglibyśmy ujrzeć na własne ocz przyzywanie żółwia.
O zmierzchu następnego wieczoru, w niedzielę, rzuciliśmy kotwicę u wybrzeża w pobliżu Nathamaki i natychmiast zeszliśmy na brzeg, żeby przy kavie przedstawić się wodzowi.
Mbuli oczekiwał nas kilka tygodni temu, gdyż przysłaliśmy z Suvy wiadomość o planowanej wizycie, ale choć zjawiliśmy się tak spóźnieni, sprawiał wrażenie zachwyconego, że nas widzi.
— Na pewno zostaniecie tu co najmniej przez tydzień — rzekł.
— Wielka szkoda, ale nie możemy — odpowiedziałem. — Jutro wieczorem musimy odpłynąć do Suvy, bo mamy rezerwacje na statku, który zawiezie nas na wyspy Tonga.
— Oia-wa — wykrzyknął mbuli. — To źle. Mieliśmy nadzieję, że będziecie u nas gościć przez wiele dni, żebyśmy mogli uczynić wam zaszczyt i pokazać coś niecoś na naszej wyspie. A dziś jest niedziela, więc nie możemy nawet powitać was wielkim przyjęciem i tańcem taralala, bo kościół zabrania tańczyć w niedziele.
Powiódł żałosnym wzrokiem po kręgu osób pijących kavę i przypatrujących się nam dziewczętach oraz chłopcach, zebranych u drzwi mbure.
— Nieważne — rzucił, rozchmurzając się. — Mam pomysł. Będziemy popijać kavę jeszcze przez cztery godziny, a wtedy będzie już poniedziałek, przyjdą wszystkie dziewczęta i będziemy tańczyć aż do wschodu słońca.
Ze znacznym żalem musieliśmy odrzucić tak pomysłową propozycję, ale obiecaliśmy wrócić wcześnie następnego ranka z kamerami, żeby sfilmować ceremonię przyzywania żółwia.
Następny dzień od świtu zaczął się brzydką pogodą. Niebo zapełniło się wiszącymi nisko, mglistymi chmurami ciągnącymi się nieprzerwanie aż po horyzont, a przez poszarzałe wody laguny przeciągały fale deszczu. Zapakowaliśmy sprzęt w nieprzemakalne osłony i zabraliśmy na brzeg w nadziei, że później w ciągu dnia warunki może się poprawią.
Naczelnik wioski, który miał przeprowadzić rytuał, czekał na nas w swoim mbure, wyglądając olśniewająco w ceremonialnym kilcie z liści pandana i szarfach z tkaniny z włókien z kory.
Mimo że padał deszcz, naczelnik chciał wyjść i przyzywać żółwie. Wyjaśniłem, że pogoda jest zbyt zła na filmowanie. Wyglądał na niezmiernie rozczarowanego, więc zaproponowałem, żeby zaprowadził nas na miejsce ceremonii, żebyśmy mogli zdecydować, gdzie ustawić kamery na wypadek, gdyby w ciągu dnia przestało padać. Zgodził się i razem wyszliśmy z domu w mżący deszcz. Naczelnik prowadził nas wzdłuż plaży, a następnie biegnącą stromo ku górze błotnistą ścieżką.
W marszu rozmawialiśmy, ponieważ naczelnik służył w wojsku i znakomicie mówił po angielsku.
— Myślę, że tak czy inaczej przywołam żółwie — rzekł do mnie swobodnym tonem.
— Proszę się nie trudzić — odparłem. — Chcę tylko rzucić okiem na to miejsce.
Mój rozmówca zrobił kilka dalszych kroków.
— Równie dobrze mógłbym je przywołać — powiedział.
— Wolałbym, żeby pan tego nie robił. To byłoby irytujące, gdyby przypłynęły, a my nie moglibyśmy ich sfilmować.
Naczelnik brnął dalej pod górę zboczem wzgórza.
— Cóż, ale mógłbym mimo wszystko je przywołać.
— Niech pan tego nie robi ze względu na nas — prosiłem. — Gdyby tego ranka przypłynęły, mogłyby już nie zawracać sobie głowy powrotem dziś po południu.
Naczelnik się roześmiał.
— Zawsze przypływają — odpowiedział.
Do tego czasu szliśmy już wzdłuż krawędzi wysokiego klifu. Deszcz na moment ustał i na powierzchni morza w dole połyskiwał mdły snop słonecznego światła. Nagle naczelnik wybiegł w przód, stanął nad urwiskiem i zaczął _piewać na całe gardło:
Tui Naikasi, Tui Naikasi
Boże Nathamaki,
Który żyjesz u wybrzeży naszej pięknej wyspy,
Który zjawiasz się na wezwanie ludzi z Nathamaki,
Wypłyń na powierzchnię, wypłyń, wypłyń, wypłyń.
Patrzyliśmy w dół na morze falujące sto pięćdziesiąt metrów pod nami. Nie było słychać żadnego dźwięku oprócz szumu drzew w podmuchach wiatru i odległego plusku fal łamiących się na brzegu daleko pod nami.
Tui Naikasi, wypłyń, wypłyń, wypłyń.
Wtem ujrzałem mały, czerwonawy dysk z płetwami, który wychynął ponad powierzchnię morza.
— Patrz — zawołałem z podnieceniem do Geoffa, wskazując palcem. — Tam jest.
Kiedy wypowiedziałem te słowa, żółw zanurkował i zniknął.
— Nie wolno wskazywać — rzekł naczelnik z dezaprobatą. — To tambu. Jeśli się to zrobi, żółw natychmiast zniknie.
Zawołał ponownie. Czekaliśmy, przepatrując morze. Wtem żółw ponownie wypłynął na powierzchnię. Pozostawał widoczny mniej więcej przez pół godziny, następnie zagarnął wodę przednimi płetwami, zanurkował i zniknął. W ciągu następnego kwadransa osiem razy ujrzeliśmy żółwia wypływającego na powierzchnię. Wydawało mi się, że w leżącej w dole zatoce znajdują się co najmniej trzy osobniki różnej wielkości.
Kiedy wróciliśmy do wioski, zastanawiałem się nad tym, co widzieliśmy. Czy było to aż tak niezwykłe? Jeśli zatoka była akwenem szczególnie atrakcyjnym dla żółwi i zawsze pewna ich liczba pływała w jej wodach, powinniśmy byli i tak je dostrzec, jako że gady muszą wypływać na powierzchnię, by zaczerpnąć oddechu. To by wyjaśniało przyczynę, dla której naczelnik tak chciał je przywołać, gdyż umniejszałoby to wrażenie cudu — mówiąc najłagodniej — gdyby żółwie wypłynęły, mimo że nikt nie wyrzekł nawet jednego słowa.
We wsi mbuli podjął nas wspaniałym obiadem składającym się z kurczaka na zimno, bulw kolokazji jadalnej oraz batatów. Kiedy jedliśmy, siedząc po turecku na pokrytej matami podłodze, wódz opowiedział nam legendę związaną z przywoływaniem żółwi.
Przed wieloma laty, kiedy wyspy Fidżi były jeszcze niezamieszkane, przypłynęli trzej bracia z rodzinami, żeglujący między wyspami w swoich kanu. Kiedy mijali wysepkę Mbau, najmłodszy brat powiedział: Podoba mi się to miejsce. Zamieszkam tam. Zatem wysadzili go wraz z rodziną na brzeg, a dwaj pozostali bracia kontynuowali podróż na wschód, aż dopłynęli do Koro. To piękna wyspa, rzekł Tui Naikasi, najstarszy z braci. Tu będzie mój dom. I wysiadł z łodzi na brzeg razem z rodziną. Ostatni z bra-ci żeglował dalej, aż dotarł do wyspy Taveuni i tam się osiedlił.
Ostatecznie los pobłogosławił Tui Naikasiego licznymi dziećmi i wnukami, a gdy miał on już umierać, wezwał rodzinę i rzekł: Teraz muszę was opuścić; lecz jeśli kiedykolwiek znajdziecie się w kłopocie, wyjdźcie na klif nad plażą, na której pierwszy raz wylądowałem, zawołajcie do mnie, a ja zjawię się w morzu, żeby wam okazać, że nadal nad wami czuwam. Po czym Tui Naikasi umarł, a jego dusza wcieliła się w żółwia. Jego żona zmarła wkrótce potem, a jej dusza przybrała postać białego rekina.
Od tamtego czasu ludzie z Nathamaki przed wyruszeniem w długą podróż, a wojownicy ze wsi przed wyprawą wojenną zbierali się na klifie, żeby ucztować i tańczyć, a wreszcie przyzywać swoich przodków pod postaciami żółwia i rekina, by dali im odwagę przed czekającymi ich próbami.
Spytałem ogromnego mężczyznę, siedzącego obok mnie i pochłaniającego obfite porcje batatów, czy wierzy w tę historię. Zachichotał i potrząsnął przecząco głową.
— Czy często jadacie żółwie mięso? — spytałem, wiedząc, że w większości regionów Fidżi jest ono wysoko cenione jako przysmak.
— Nigdy — odparł. — Dla nas to tambu.
Następnie opowiedział mi o osobliwym zdarzeniu, które miało miejsce zaledwie kilka miesięcy temu. Grupa kobiet ze wsi łowiła w lagunie ryby i przypadkowo złapała w sieci żółwia. Wciągnęły go do kanu, żeby go z nich wyplątać, lecz zanim zdążyły to zrobić, zjawił się ogromny biały rekin i je zaatakował. Kobiety próbowały odpędzić go wiosłami, ale rekin nie dał się odstraszyć i ciągle rzucał się na kanu, aż się przestraszyły, że wywróci łódź do góry dnem. Złapałyśmy Tui Naikasiego, rzekła jedna z kobiet, a rekin, jego żona, nie odpłynie, zanim go nie uwolnimy. Jak najszybciej wyswobodziły żółwia ze zwojów sieci i wrzuciły z powrotem do wody. Żółw natychmiast zanurkował i zniknął, a rekin podążył za nim.
Do czasu zakończenia posiłku pogoda znacznie się poprawiła, postanowiliśmy zatem podjąć próbę sfilmowania ceremonii. Na podstawie tego, co widzieliśmy rano, uznaliśmy, że niezmiernie trudno będzie uzyskać ze szczytu klifu film wyraźnie ukazujący żółwia, więc opłynęliśmy zatokę łodzią i wylądowaliśmy na olbrzymim, czworokątnym, kamiennym bloku, leżącym w wodzie blisko klifu, który — jak nam powiedział wódz — był domem Tui Naikasiego. Po dziesięciu minutach drobna sylwetka naczelnika wioski pojawiła się na szczycie klifu. Pomachał do nas, wspiął się na wysoki man-gowiec i zaczął wołać:
— Tui Naikasi, Tui Naikasi. Wypłyń na powierzchnię. Wypłyń, wypłyń.
— Jeśli żółw przypłynie — szepnął do mnie Geoff — nie podniecaj się, na miłość boską, i nie wskazuj go palcem. Tylko daj mi go sfilmować, zanim zniknie.
— Tui Naikasi. Vunde, vunde, vunde — wołał naczelnik.
Lustrowałem powierzchnię morza przez lornetkę.
— Jest — stwierdził Manu, krzyżując zdecydowanym gestem ramiona na piersi. — Około dwudziestu jardów stąd, trochę w lewo.
— Gdzie? — zapytał udręczonym szeptem Geoff. Pokusa wskazania była niemal nieodparta, wyraźnie widziałem bowiem zwierzę wysuwające łeb z wody, by zaczerpnąć haust powietrza. Wtedy terkot kamery dał mi znać, że Geoff również je zobaczył. Żółw pozostał tam prawie minutę, leniwie unosząc się na wodzie. Następnie woda zawirowała, a żółw zniknął.
— Okay? — wrzasnął naczelnik.
— Vinaka, vinaka — wrzasnęliśmy w odpowiedzi.
— Wołam znowu — krzyknął.
Po pięciu minutach żółw zjawił się ponownie, tak blisko nas, że słyszałem jego wdech, gdy wychynął na powierzchnię. Kiedy mu się przyglądałem, Manu pociągnął mnie za rękaw.
— Spójrz tam — powiedział cicho, wskazując ruchem głowy miejsce w morzu blisko nas. Zaledwie około trzech metrów od głazu, na którym staliśmy, płynął wyraźnie widoczny w przejrzystej wodzie olbrzymi rekin, tnąc powierzchnię morza trójkątną płetwą grzbietową. Geoff szybko obrócił kamerę i sfilmował rybę opływającą głaz. Minęła nas trzy razy. Następnie potężnymi uderzeniami długiego ogona zwiększyła prędkość i odpłynęła ku środkowi zatoki, gdzie ostatnio dostrzegliśmy żółwia. Chociaż już nie widzieliśmy tułowia rekina, mogliśmy śledzić jego kurs według ruchu płetwy grzbietowej. Wreszcie i ona pogrążyła się w wodzie.
Zrobiło to na mnie wielkie wrażenie. Można by było wytresować do przypływania na wezwanie zarówno rekina, jak i żółwia, ale w tym celu trzeba by było nagradzać zwierzęta pokarmem, a jestem pewien, że tego ludzie z Nathamaki nie robili. Czy był to zatem tylko zbieg okoliczności, że zarówno rekin, jak i żółw zjawiały się na wołanie naczelnika? Żeby udzielić na to pytanie stosownej odpowiedzi, musielibyśmy czekać w milczeniu na szczycie klifu codziennie, może przez tydzień, i starannie notować częstość pojawiania się w błękitnych wodach zatoki rekinów oraz żółwi wynurzających się, by zaczerpnąć powietrza. Z tego powodu rzeczywiście bardzo żałowałem, że tego wieczoru musimy opuścić wyspę.

Tu’i Malila był żółwiem lądowym i podobno najstarszym żyjącym zwierzęciem na świecie. Według tradycji tego osobnika oraz samicę otrzymał w darze od kapitana Cooka w roku 1773 lub 1777 tongijski wódz Sioeli Pangia. Później wódz podarował zwierzęta córce Tu’i Tonga’. Po sześćdziesięciu latach samica padła, a Tu’i Malila zamieszkał w wiosce Malila, od której pochodziło jego imię. W końcu żółw został sprowadzony do Nuku’alofa. Jeśli ta historia była prawdziwa, żółw musiał mieć co najmniej sto osiemdziesiąt trzy lata, czyli więcej niż inny słynny żółw sprowadzony w 1766 roku z Seszeli na wyspę Mauritius, gdzie dożył aż do 1918 roku, kiedy spadł ze stanowiska dział nadbrzeżnych. Niestety, Cook nie wspomniał w swoich dziennikach o złożeniu takiego daru, a nawet gdyby rzeczywiście podarował żółwia, nie sposób dowieść, że Tu’i Malila jest tym właśnie zwierzęciem. Możliwe, że został przywieziony na wyspy Tonga później przez jakiś inny statek, gdyż statki często przewoziły żółwie jako gotowe i dogodne źródło świeżego mięsa.
Bez względu na to, jak się sprawy miały, Tu’i Malila był obecnie niezmiernie stary. Jego skorupa była poobijana i powgniatana wskutek serii wypadków, których doznał w ciągu długiego życia — nadepnął na niego koń, ogarnął go pożar buszu i prawie zmiażdżyła go płonąca kłoda, a od wielu lat był całkowicie, ślepy. Utrata wzroku uniemożliwiała mu samodzielne szukanie pokarmu, więc ktoś z pałacu codziennie przynosił mu dojrzałe papaje i gotowane bulwy manioku. Sporą część pracy w pałacowych ogrodach wykonywali więźniowie, a to konkretne zadanie wypełniał rosły i niezmiernie życzliwy morderca.

Pająki przybrały gałęzie niskich, ciernistych krzewów sieciami, na których dolnych krawędziach jakimś cudownym sposobem zawiesiły puste muszle ślimaków, służące jako obciążniki i utrzymujące jedwabiste nitki sieci w stanie naprężenia. Pod jednym z krzaków znaleźliśmy ładnego żółwia, długiego prawie na sześćdziesiąt centymetrów, o kopulastej, czekoladowobrązowej skorupie usianej promienistymi, żółtymi liniami. Jak wiedzieliśmy. wiele plemion otacza te stworzenia czcią. Jeśli człowiek napotka żółwia. kładzie mu na skorupie jakąś skromną ofiarę i idzie dalej swoją drogą. uważa bowiem takie zdarzenie za dobry omen. Jednak spotkanie go nie wpłynęło jakoś szczególnie korzystnie na nasze szczęście, bo przywlekliśmy się z powrotem do obozu zgrzani, wyprażeni słońcem i z pustymi rękami.

Przeciskaliśmy się między skałami, penetrując przy świetle latarek wnętrze jaskiń i wspinając się na klify, żeby rzucić okiem na małe grupy malowideł w wysoko położonych zakamarkach. Znaleźliśmy obrazy waranów, krokodyli, żółwi i kangurów oraz dużego, zgrabnie przedstawionego delfina. Niektóre zostały namalowane w tych częściach klifu, które nawet przy znanej zwinności Aborygenów wydawały się prawie niedostępne.

Tylną ścianę owej naturalnej, otwartej sali pokrywał wspaniały fryz przedstawiający czerwone ryby barramundi. Każdy z tych potworów, namalowanych z łbami pochylonymi ku dołowi, mierzył od stu dwudziestu do stu pięćdziesięciu centymetrów. Podobnie jak oglądane przez nas na Nourlangie Rock, były przedstawione w stylu rentgenogramu, lecz ze staranniejszym zobrazowaniem szczegółów. Kręgosłup, promieniste struktury płetwy ogonowej, płaty wątroby, pasma mięśni wzdłuż grzbietu, gardziel i jelito — to wszystko było odzwierciedlone. Pomiędzy tymi majestatycznymi rybami widniały żółwie o wężowych szyjach, kangury, warany, emu oraz geometryczne wzory. Deseń rozciągał się na długość piętnastu metrów pasmem wysokim na sto osiemdziesiąt centymetrów, namalowanym tak gęsto i w tak wielkiej liczbie obrazów, że łby i ogony poprzednich malowideł wystawały spod późniejszych Z podnieceniem badaliśmy jaskinię, wołając do siebie, gdy znajdowaliśmy coś nowego, inny rodzaj zwierzęcia albo szczególnie wspaniały przykład.

W każdym razie niektóre obrazy muszą sobie liczyć ponad półtora wieku, gdyż Matthew Flinders doniósł o znalezieniu podczas swojej wyprawy badawczej w 1803 roku rysunków żółwi i ryb na Chasm w zatoce Karpentaria.

Pod względem tematyki europejskie malowidła wydają się dość odmienne, przedstawiają bowiem dzikie woły, bizony, jelenie, mamuty i nosorożce. Jednak te stworzenia łączy podobieństwo z rybami barramundi, żółwiami i kangurami w jednej ważnej kwestii — do obu grup należą zwierzęta, na które polowano dla zdobycia żywności.

Byli to członkowie plemienia Gunavidji, którzy rzadko oddalają się od morza. Mężczyźni umieli budować żaglowe czółna, z których polowali na żółwie i łowili bammundi, a kobiety codziennie podczas odpływu szukały na skraju raf skorupiaków i krabów.

Magani powoli i starannie malował kangury, ludzi, ryby i żółwie. Wzory były stylizowane i proste. Przy żadnym z nich nie usiłował przedstawić dokładnego wyglądu zwierzęcia. Było to zbędne, każdy bowiem wiedział, jak wygląda kangur lub człowiek.

Co do jednej rzeczy nie można mieć większych wątpliwości — Europejczycy z epoki kamienia i dawni australijscy Aborygeni dzielili niegdyś podobny poziom zaawansowania technologicznego. Oba ludy zaliczały się do wędrownych myśliwych — jeden tropił kangury i żółwie, a drugi dzikie bawoły i mamuty. Żaden z nich nie posiadł jeszcze sekretów udomawiania zwierząt i uprawiania roślin, które umożliwiłyby im prowadzenie życia osiadłego w jednym miejscu. Być może to podobieństwo trybów życia dało początek analogicznym wierzeniom religijnym i wyjaśnia zbieżności widoczne w malarstwie obu ludów.

Autor: XYuriTT

Przygody młodego przyrodnika

Tytuł: Przygody młodego przyrodnika
Tytuł oryginału: Adventures of a Young Naturalist
Autor(zy): David Attenborough
Tłumaczenie: Adam Tuz
Rok wydania: 2017 (ENG), 2018 (PL)
Wydawnictwo: Two Roads (ENG), Prószyński i S-ka (PL)

Dlaczego w bazie: Książka wspominkowa z pierwszych wypraw przyrodniczych autora. Sporo w niej żółwich elementów, aż dziesięć, czasem krótszych, czasem dłuższych fragmentów znaleźliśmy i prezentujemy je poniżej:

Kolekcja zwierząt powoli rosła i gdy po dwóch tygodniach na sawannie lecieliśmy z powrotem do Georgetown, wieźliśmy ze sobą nie tylko naszego kajmana w ogromnej, specjalnie dopasowanej do jego rozmiarów drewnianej skrzyni, lecz także mrówkojada wielkiego, małą anakondę, kilka słodkowodnych żółwi, małpki kapucynki, papużki oraz ary. Wydawało się to całkiem niezłym początkiem. 1

Zanim dotarliśmy do Pipilipai, wsi w górnym biegu rzeki, mieliśmy już nabyte drogą handlu wymiennego ary, ptaki z rodziny tanagrowatych, małpy i żółwie, a także kilka niezwykłych, jaskrawo ubarwionych papug. 2

Przez pierwsze pół godziny Houdini zachowywał się idealnie; czubacz, przywiązany kawałkiem sznurka okręconym wokół łapy, przysiadł spokojnie na plandece okrywającej nasz sprzęt; żółwie wałęsały się po dnie łodzi, papugi i ary przyjaźnie powrzaskiwały nam do uszu, a małpki kapucynki zasiadły razem w dużej, drewnianej klatce, zajęte czułym wzajemnym przeglądem sierści. 3

Mężczyźni i kobiety leżeli w hamakach rozpiętych między belkami; inni przycupnęli na drewnianych stołeczkach, wyrzeźbionych w stylizowaną formę skorupy żółwia. 4

Pomiędzy pawilonami leżało sześć żywych żółwi z przednimi płetwami okrutnie przebitymi i związanymi rzemieniem z trzciny ratanowej. Zwierzęta pospuszczały na ziemię obleczone suchą skórą łby, mrugały powoli powiekami znużonych, szklistych oczu, roniąc obfite łzy, podczas gdy roześmiany, rozgadany tłum przemykał obok nich. Tego wieczoru miały zostać zarżnięte. Następnego dnia Mas przyprowadził nas tam ponownie. Posiadłość była jeszcze szczelniej zatłoczona ludźmi niż poprzedniego wieczoru. Wszyscy mieli na sobie odświętne stroje: mężczyźni — sarongi, tuniki i turbany, a kobiety — obcisłe bluzki i długie spódnice. Książę, pan domu, siedział ze skrzyżowanymi nogami na małym podwyższeniu w towarzystwie co ważniejszych gości — gawędzili, popijali kawę z małych filiżanek i zajadali kawałki żółwiego mięsa, nadziane na bambusowe patyki. 5

Wymieniliśmy zwierzęta, jakie mieliśmy nadzieję ujrzeć: nandu szare, kapibary, żółwie, pancerniki, wiskacze, siewki oraz pójdźki ziemne.6

Pierwszego lokatora łazienki znalazłem, gdy pewnego dnia przemierzałem konno równinę krótko po potężnej ulewie. Wybiegi były przesiąknięte wodą i w zagłębieniach gruntu utworzyły się szerokie, płytkie sadzawki. Kiedy przejeżdżałem obok jednej z nich, zauważyłem nad powierzchnią wody drobny, podobny do żabiego pysk, którego właściciel przyglądał mi się z powagą. Kiedy zsiadłem z konia, pysk zniknął w mulistym wirze. Przywiązałem wierzchowca do płotu i usiadłem, żeby zaczekać. Wkrótce pysk wychynął znowu przy dalszym brzegu sadzawki Ruszyłem naokoło bajorka w jego kierunku i szybko znalazłem się dostatecznie blisko, by dojrzeć, że czymkolwiek to dociekliwe stworzonko mogło być, to z pewnością nie było żabą. Ponownie zniknęło i odpłynęło pod powierzchnią, wzburzając za sobą mętny ślad, który urwał się, gdy zwierzę się zatrzymało. Zanurzyłem rękę w wodzie i wyjąłem małego żółwia.
Miał piękne, czarno-białe wzory na spodniej stronie pancerza i szyję tak długą, że nie mógł jej wyprostowanej wciągnąć do wnętrza jak żółw lądowy, tylko musiał zgiąć ją na bok. Był to przedstawiciel podrzędu żółwi boko-szyjnych, czyli stworzenie niezbyt rzadkie, ale zajmujące. Byłem całkowicie pewien, że zdołamy znaleźć w samolocie miejsce dla zwierzęcia tak niewielkiego i atrakcyjnego, nawet gdyby musiało podróżować w mojej kieszeni. Napełniona do połowy wanna z paroma umieszczonymi w głębszym końcu kamieniami, na które gad mógłby się wspinać, gdy mu się znudzi pływanie, stanowiła dlań doskonałe siedlisko.
Dwa dni później w jednym ze strumieni znaleźliśmy mu partnera. Kiedy oba żółwie spoczywały bez ruchu na dnie wanny, wystawiały na pokaz dwa jaskrawe, czarno-białe, mięsiste fałdy zwisające im spod brody niczym żaboty prawników. Być może te dziwaczne dodatki, którymi właściciel może poruszać, jeśli tylko zechce, służą jako wabiki przyciągające małe rybki śmiertelnie blisko paszczy żółwia leżącego niby kamień na dnie sadzawki. Jednak nasze żółwie nie musiały ich używać, bo co wieczór podawaliśmy im szczypcami wyproszone w kuchni surowe mięso. Jadły z zapałem, wyrzucając szyje do przodu i chwytając w paszcze kawałki mięsa. Kiedy tylko kończyły posiłek, wyjmowaliśmy je z wody i pozwalaliśmy im wędrować po wyłożonej kafelkami podłodze, podczas gdy sami korzystaliśmy z wanny w bardziej konwencjonalny sposób. 7

Napełniłem umywalkę do połowy wodą i przeniosłem do niej żółwie.8

Pobyt w W. Caabó trwał krótko. Dwa tygodnie po naszym przylocie firmowy samolot wrócił, żeby zabrać nas z powrotem do Asunción. Było w komfortowe i fascynujące interludium, więc żałowaliśmy, że musimy już wyjeżdżać. Zabraliśmy ze sobą pancerniki, żółwie, małego oswojonego lisa podarowanego nam przez jednego z peonów, a także niezapomniane wspomnienia oraz film o garncarzach, pójdźkach ziemnych, siewkach, nandum wiskaczach i zapewne najbardziej pamiętnych bohaterach — gigantycznym stadzie kapibar. 9

Zachwycony urzędnik odczytał ją na głos. Kiedy doszedł do pancerników, zmarszczył brwi i sięgnął po opasły tom z przepisami. Po dość znacznym czasie spędzonym na studiowaniu indeksu podniósł na nas wzrok.
— Czy mogę wiedzieć, co to za zwierzęta?
— Pancerniki. To naprawdę dość urocze, małe stworzenia z twardymi skorupami ochronnymi.
— Ach, żółwie.
— Nie. Pancerniki.
— Może to jakiś rodzaj homarów?
— Nie, to nie homary — odparłem cierpliwie. — To pancerniki.
— Jak brzmi ich nazwa po hiszpańsku?
— Armadillo
— A w guarani?
— Tatu.
— A po angielsku?
— To dosyć dziwne — odpowiedziałem żartobliwie — ale też armadillo. 10


1. After several days at Karanambo, we returned to Lethem. Slowly the animal collection grew and when, after two weeks on the savannahs, we flew back to Georgetown, we took with us not only our caiman, lying in a huge tailor-made wooden crate, but a giant anteater, a small anaconda, some fresh water turtles, capuchin monkeys, parakeets and macaws. It seemed a reasonable beginning.


2. By the time we were nearing Pipilipai, the village at the head of the river, we had bartered beads for macaws, tanagers, monkeys and tortoises as well as several unusual and brightly colored parrots.


3. Houdini behaved perfectly for the first half-hour; the curassow, tethered by a piece of string round its ankle, perched peacefully on the tarpaulin covering our equipment; tortoises rambled about the bottom of the canoe, parrots and macaws screeched amicably in our ears, and the capuchin monkeys sat together in a large wooden cage, affectionately examining one another’s fur.


4. Men and women lay in hammocks, crisscrossing from beam to beam; others squatted on small wooden stools carved in the stylized form of a tortoise.


5. Between the pavilions lay six turtles still alive, their fore-flippers cruelly pierced and tied with a thong of rattan cane, their dry leathery heads sunk to the ground. They blinked slowly, their weary glazed eyes weeping copiously as the laughing, chattering crowd swept round them. They would be slaughtered that evening.
The next day Mas took us back to the house. The courtyard was even more tightly packed with people than it had been on the preceding night. All were wearing their best clothes, the men in sarongs, tunics and turbans, the women in tight blouses and long skirts. The prince, the head of the household, sat cross-legged on a small platform chattering to the more important guests, drinking small cups of coffee and eating gobbets of turtle meat spitted on bamboo sticks.


6. We told him what animals we hoped to see—rheas, capybara, turtles, armadillos, viscachas, plovers and burrowing owls.


7. I found the first lodger for the bathroom one day when I was out riding on the camp shortly after a heavy rainstorm. The paddocks were waterlogged and in the hollows, wide shallow pools had formed. As I rode past one of them, I noticed a small frog-like face peering above the surface of the water, gravely inspecting me. As I dismounted, the face disappeared in a muddy swirl. I tied my horse to the fence and sat down to wait. Soon the face appeared again from the farther edge of the pool. I walked round toward it and was soon close enough to see that whatever else this inquisitive little creature might be, it was not a frog. Again it vanished and swam away beneath the surface, stirring up a cloudy line as it went. The trail stopped as the animal settled. I put my hand into the water and brought up a small turtle.
He had a beautifully marked underside, patterned in black and white, and a neck so long that he was unable to retract it straight inward like a tortoise, but had had to fold it sideways. He was a side-necked turtle—not a rare creature, but an engaging one, and I was quite sure that we could find room in the airplane for one so small and attractive, even if he had to travel in my pocket. The bath, half-filled, with a few boulders in the deep end on which he could climb when he was bored with swimming, made him an excellent home.
Two days later, in one of the streams, we found him a mate. As the pair of them lay motionless on the bottom of the bath, each displayed two brilliant black and white fleshy tabs which hung down from beneath their chins like lawyers’ bands. It may be that odd appendages, which their owner can move about if it wishes to do so, serve as lures to attract small fish fatally close to the turtle’s mouth as it lies unobtrusive and stone-like on the bottom of the pond. But our turtles had no need to use
them, for each evening we begged some raw meat from the kitchen and offered it to them with a pair of forceps. They fed eagerly, shooting their necks forward to engulf the meat in their mouths. As soon as they had finished their meal, we took them out of the water and let them wander around on the tiled floor while we used the bath for its more conventional purpose.


8. I half-filled the hand basin and transferred the turtles to it.


9. Our stay at Ita Caabo was only a short one. Two weeks after we had arrived, the company’s plane returned to take us back to Asunción. It had been a comfortable and fascinating interlude and we were sorry to go. We took back with us the mulitas, the turtles, a little tame fox given us by one of the peones, and unforgettable memories and film of ovenbirds and burrowing owls, plovers and rheas, viscachas and, perhaps most memorable of all, the giant herd of capybara.


10. He read it through out loud, in a wondering tone of voice. When he came to the armadillos, his brow furrowed and he reached down a bulky manual of regulations. After studying the index for some considerable time, he looked up at us.
“What are these animals, please?”
“Armadillos. They are rather charming little creatures, actually, with hard protective shells.”
“Oh, tortoises.”
“No. Armadillos.”
“Maybe they are a kind of lobster.”
“No, they are not lobsters,” I said patiently. “They are armadillos.”
“What is their name in Spanish?”
“Armadillo.”
“In Guarani?”
“Tatu.”
“And in English?”
“Strangely enough,” I said jocularly, “armadillo.”


Autor: XYuriTT

Na ścieżkach życia

Tytuł: Na ścieżkach życia
Tytuł oryginału: The Trials of Life
Autor(zy): David Attenborough
Tłumaczenie: Mieczysław Godyń, Maciej Tomal
Rok wydania: 1990
Wydawnictwo: Collins

Dlaczego w bazie: W książce tej (która jest dodatkiem do serii telewizyjnej którą mamy opisaną w bazie) znaleźliśmy trzy żółwie kawałki.

Pierwszy dotyczy żółwi norowych i tego, jakie znaczenie dla lokalnych zwierząt mają jego nory.

Gady również kopią tunele. Żółw norowy, żyjący na południowozachodnich pustynnych obszarach Stanów Zjednoczonych, chroni się pod ziemią w godzinach największego upału. W tym celu powolnymi, niezgrabnymi ruchami swych uzbrojonych w pazury przednich łap rozgrzebuje spaloną słońcem glebę. Często się zdarza, że takie tunele osiągają długość ponad dwunastu metrów, co zważywszy na iście żółwie tempo ich powstawania każe przypuszczać, że stanowią one dzieło wielu pokoleń i liczą sobie po kilkaset lat.
Znakomitymi kopaczami są także drobne ssaki. Kanguroszczury i postrzałki -podobnie jak żółwie-używają swych nor jako ukrycia przed palącym słońcem; hieny i wilki – jako schronienia dla młodych; borsuki i pancerniki -jako sypialni, w których drzemią w czasie dnia po nocnych łowach; myszy i króliki 8 jako azylu, w którym są niedostępne dla większości swych wrogów.1

Drugi fragment także dotyczy żółwi norowych, i tego, że nie wszystkie zwierzęta które wykorzystują jego nory, umieją okazać należytą wdzięczność.

„Dzicy” lokatorzy często zajmują także tunele, które wykopuje amerykański żółw norowy. W chłodnych wnętrzach tych tuneli chronią się przed upałem węże. Wprowadzają się do nich również niektóre sowy, mimo że wykopywanie w ziemi nor nie sprawia tym ptakom większych trudności. Siedzą potem u wej¬ścia, jakby tunel był ich własnością i patrzą obrażone, gdy prawowity właściciel ociężale wkracza do środka.2

Ostatni fragment dotyczy symbiozy w jakiej żyją żółwie z Galapagos z Ziębami.

Żyjącym na wyspach Galapagos żółwiom słoniowym towarzyszą zazwyczaj zięby Darwina. Opadają one na ziemię tuż przed żółwiem, po czym groteskowo podrygują. Jeżeli żółw pragnie odbyć toaletę, sygnalizuje to unosząc szyję i prostując nogi, tak że piasek osypuje się z jego potężnej skorupy. Odsłania w ten sposób – na tyle, na ile to możliwe – ukjryte zazwyczaj zakamarki swego ciała. W tych zakamarkach znajduje się czasem coś wyjątkowo dokuczliwego. Zięby natychmiast podfruwąją do żółwia, a następnie wspinają się na jego uda i rozpoczynają przegląd karku. Podczas tej operacji żółw stoi prawie nieruchomo z wyrazem niezwykłej cierpliwości, przypominając w tym człowieka, któremu fryzjer obcina właśnie włosy.3


1. Reptiles also make tunnels. The gopher tortoise that lives in the southwestern deserts of the United States needs one as a shelter in which to escape the worst of the mid-day heat and it digs into the sun-baked ground with slow ponderous sweeps of its armoured fore-legs. These tortoise holes are often so long — up to forty feet — that judging from the tortoise’s slow rate of excavation they must have been made by several generations and are probably several centuries old.
Small mammals too are great diggers. Kangaroo rats and spring-hares use their holes, as the tortoise does, to shelter from the heat; hyaenas and wolves as nurseries; badgers and armadillos as dormitories in which to slumber during the day after foraging at night; and mice and rabbits as sanctuaries where they are beyond the reach of most of their enemies.


2. The tunnels dug by American gopher tortoises are also commandeered by squatters. Snakes slither in to cool off in their shade when the sun gets too hot. Burrowing owls, rather than burrowing for themselves, move in too, sitting in a proprietorial way beside the entrance and glaring in outrage when the rightful owner lumbers in.


3. In the Galapagos, finches attend to giant tortoises. They alight in front of one of them and hop up and down in an exaggerated fashion. If the tortoise feels the need to be cleaned, it signals its acceptance by craning its neck upwards and stiffening its legs so that its huge shell is lifted clear from the ground. In this position, all the more intimate parts of its skin where something unpleasant and irritating may have lodged are as fully exposed as they can be. Immediately, the finch flies on to the tortoise, inspecting its neck and climbing up its thighs while the tortoise stands quite motionless with that air of frozen patience adopted by a man having his hair cut.


Autor: XYuriTT

Życie na ziemi

Tytuł: Życie na ziemi
Tytuł oryginału: Life on Earth
Autor(zy): David Attenborough
Tłumaczenie: Ewa Pankiewiczt
Rok wydania: 1979
Wydawnictwo: Little, Brown, and Company

Dlaczego w bazie: Żółwie elementy pojawiają się w siedmiu kawałkach. Każdy omawiamy poniżej (chwilowo po angielsku, jak będziemy mogli, dodamy polską wersję, bo książka wyszła po polsku…). W bazie mamy także serie telewizyjną o takim samym tytule, której książka ta jest elementem.

Pierwszy kawałek opowiada o wyspach Galapagos i tamtejszych żółwiach, wraz z obowiązkową wzmianką, jak to vice-gubernator naprowadził Darwina na właściwy trop z TE.

Here on the islands, where there was little vegetation, one species fed on seaweed and clung to rocks among the surging waves with unusually long and powerful claws. There were tortoises, very similar to the mainland forms except that these were many times bigger, giants that a man could ride. The British Vice-Governor of the Galapagos told Darwin that even within the archipelago, there was variety: the tortoises on each island were slightly different, so that it was possible to tell which island they came from. Those that lived on relatively well watered islands where there was ground vegetation to be cropped, had a gently curving front edge to their shells just above the neck. But those that came from arid islands and had to crane their necks in order to reach branches of cactus or leaves of trees, had much longer necks and a high peak to the front of their shells that enabled them to stretch their necks almost vertically upwards.

Kolejny kawałek to proste wyjaśnienie jak działają losowe mutacje/zmiany oraz dobór naturalny.

Put briefly, his argument was this. All individuals of the same species are not identical. In one clutch of eggs from, for example, a giant tortoise, there will be some hatchlings which, because of their genetic constitution, will develop slightly longer necks than others. In times of drought they will be able to reach leaves and so survive. Their brothers and sisters, with shorter necks, will starve and die. So those best fitted to their surroundings will be selected and be able to transmit their characteristics to their offspring. After a great number of generations, tortoises on the arid islands will have longer necks than those on the watered islands – one species will have given rise to another.

Następny kawałek zwraca uwagę, że wciąż są na galapagos miejsca gdzie ogromne żółwie sobie drteptają i żywią kaktusami można poczuć się jak przed 200 milionami lat.

We have since introduced many other mammals, but even now there are small remote islands in the group where the rocks are still covered with herds of lizards, where giant tortoises lumber through the cactus and where you feel, as you land, that you have stepped back 200 million years to a time when such creatures dominated the planet.

Kolejna wzmianka dotyczy faktu, że z czasów dinozaurów, z gadów, przetrwały korkodyle, jaszczurki oraz żółwie, które są w stanie korzystać skutecznie z wody i w ten sposób mogły przetrwać, podczas gdy dinozaury nie.

Water retains its heat much longer than air, so the effects of decades-long winter are much reduced. It may also be that some species escaped by swimming to warmer latitudes. Significantly, the three main types of reptile that survive today from the time of the dinosaurs – the crocodiles, the lizards and the tortoises and turtles – are able to take advantage of one or other of these expedients.

Kolejny kawałek przybliża ewolucję żółwi i ich skorupy:

The tortoises have an ancestry just as ancient as the crocodiles. Very early in their history, they invested in defence. The crocodiles had strengthened their skin with small ossicles beneath the scutes of their backs. The tortoises took even more extreme measures, enlarging the scales into horny plates. They also reinforced them from below by expanding and flattening their ribs to create a continuous bony shield just beneath the skin. As a result, their bodies became enclosed within a virtually impregnable box into which they could withdraw their head and limbs when danger threatened. But this had serious consequences. Many reptiles and indeed mammals like ourselves draw air into our lungs by expanding our chests. Lifting our ribs enables us to do this. But the tortoises with their ribs flattened and joined together cannot do so. Instead, they have had to develop another method. They use a unique kind of muscular sling that creates an internal diaphragm which inflates and deflates the lungs. It may not be quite as efficient a way of breathing, but the tortoises now have by far the most effective armour developed by any vertebrate. It has certainly served the tortoises well, for they have remained virtually unchanged from that day to this.
The one major variation on the basic pattern arose very early in their history. One group took to the water and became the turtles. It was a logical move for a creature with heavy bulky armour that made movement on land laborious and energy-consuming, but one of their newly acquired reptilian talents prevented them from becoming totally at home there. The shelled egg that had enabled their ancestors to become independent of water was useless in it. In water, the young would drown within their shells. So the female turtle, every breeding season, has to forsake the open ocean, swim to coastal waters and then, one night, haul herself with great labour up a sandy beach, excavate a hole and lay eggs, just as her land-living relations do.
The third group of reptilian survivors, the lizards, are now very much more numerous than either the crocodiles or the tortoises and turtles. They have also changed to a much greater degree from their ancestral pattern.

Ostatni interesujący nas fragment opowiada o rysunkach zwierząt, w tym oczywiście żółwi.

Elsewhere in the world it is still possible to discover just what purposes rock painting can have to a hunting people. In Australia, the Aboriginal people still draw designs on rock that are, in many ways, very similar to the prehistoric designs of Europe. They are painted on cliffs and rock shelters, often in parts that are extremely difficult to reach; they are executed in mineral ochres; they are superimposed one on top of another; they include abstract geometrical designs and stencilled handprints; and very often, they represent creatures on which the Aborigines rely for food – barramundi fish, turtles, lizards and kangaroo.


Autor: XYuriTT