Jak zwierzęta przeżywają żałobę

Tytuł: Jak zwierzęta przeżywają żałobę
Tytuł oryginału: How Animals Grieve
Autor(zy): Barbara J. King
Tłumaczenie: Krzysztof Kozłowski
Rok wydania: 2013, 2018 (PL)
Wydawnictwo: Purana

Dlaczego w bazie: Książka której tytuł zasadniczo wyjaśnia czego się spodziewać. Znajdują się w niej trzy pomniejsze żółwie wzmianki, jeden przeogromny (5 stron!) fragment tylko o żółwiach i jeden krótszy, ale też mający sporo linijek.
Pierwszy raz żółwie wspomniane są już na początku, w nakreśleniu o czym opowiadać będzie książka.

W tej książce odwiedzimy różne ekosystemy, by zobaczyć, co wiadomo o tym, jak dzikie ptaki, delfiny, wieloryby, małpy, bawoły i niedźwiedzie — a nawet żółwie — opłakują stratę bliskich. 1

Kolejny fragment jest najdłuższym, porusza oczywiście kwestie żółwiej żałoby i ogólnie tych gadów.

Jak dotąd brałam pod uwagę tylko walenie, ale kwestia żałoby dotyczy także innych zwierząt niż ssaki. Żółwie morskie to gady, które są tego wspaniałym przykładem. Dzięki gracji, z jaką pływają w oceanach, wydają się zupełnie inne od niezgrabnie poruszających się żółwi lądowych, z którymi większość z nas jest bliżej zaznajomiona. Na hawajskiej wyspie Oahu miejsce zwane Turtle Beach (Żółwia Plaża) przywabia tysiące zagrożonych żółwi morskich. Kilka lat temu miejscowi i przyjezdni poznali i pokochali żółwicę nazwaną Honey Girl. Wielki smutek zapanował, gdy znaleziono ją zabitą na plaży (najokrutniejsze, że przez człowieka). Zasmuceni mieszkańcy wznieśli pomnik w postaci wielkiej fotografii Honey Girl. Na uroczystość przypłynęli liczni miłośnicy żółwi, ale pojawił się także niespodziewany gość. Wielki samiec żółwia morskiego wyłonił się z wody i ruszył przez plażę prosto w kierunku fotografii. Tam zasiadł w piasku z głową zwróconą w kierunku wizerunku Honey Girl. Obserwatorzy twierdzili, że patrzył wprost na nią przez wiele godzin.
Czy samiec odczuwał żal po partnerce? Od samego początku zauważamy, jak trudno dostrzec emocje u dzikich zwierząt; czyż to pytanie nie staje się jeszcze trudniejsze, gdy mamy do czynienia z gadem? Żółw ewolucyjnie znajduje się w odległości całych eonów od nas — naczelnych i w gruncie rzeczy w ogóle od ssaków. Jak to ujął psycholog Anthony Rose, w porównaniu do nas, gorącokrwistych, stworzenie to jest zimne do szpiku kości. Jeżeli przyjmiemy, że samiec żółwia przeżywa żałobę (jak uczyniono w relacjach telewizyjnych w przypadku domniemanego partnera Honey Girl), to czy nie narzucamy romantycznego podejścia zwierzęciu, które działa wyłącznie pod wpływem instynktu?
Nigdy nie będziemy pewni, czy partner Honey Gid przeżywał na plaży żałobę, a nawet czy zdawał sobie sprawę, że fotografia przedstawia właśnie ją. Dowody wskazują, że coś się jednak działo w jego głowie, coś więcej niż tylko zainteresowanie czymś nowym na plaży. Jego prosta jak strzelił droga ku pomnikowi i godziny bezruchu przed nim są godne uwagi. Czy zachowałby się tak samo, gdyby napotkał zbliżoną rozmiarami do zdjęcia piaskową rzeźbę Honey Girl albo jakikolwiek inny, wielki, niezwiązany z nią nowy obiekt? Wątpliwości mógłby rozwiać szybki przelot na Oahu w celu przeprowadzenia kontrolowanego eksperymentu. Bez względu na powód, z jakiego ten żółw pojawił się pod pomnikiem Honey Girl, jest oczywiste, że działał z wyboru, a jego zachowanie daleko wykraczało poza zwyczajną walkę o przetrwanie.
Moje własne doświadczenia z żółwiami pochodzą z miejsc nie tak egzotycznych. Regularnie spotykam je na drogach, gdy przekraczają je spacerkiem, nie zważając na nieuchronne niebezpieczeństwo stania się jaskrawą plamą znaczącą ofiarę ruchu drogowego. Przyznam, że ratowanie tych żółwi dawało mi dreszcz emocji: szybkie przenoszenie sympatycznych mniejszych okazów na pobocze i szuranie nogą za większymi, syczącymi (z jednoczesnym unikaniem błyskawicznie kłapiących szczęk), by skierować je w odpowiednią stronę. W pewien letni dzień, po wykonaniu szybkiego zjazdu na pobocze autostrady, podjęłam epicką walkę z wspaniałym kłapiącym stworem, który właśnie kierował się ku zagrożeniu. Zabrawszy go z jezdni pełnej niebezpiecznych pojazdów, postawiłam go (albo ją) na trawie i skierowałam ku bezpiecznemu pastwisku. Od razu się odwrócił i jeszcze raz skierował ku gęstej wstędze samochodów. Zapewne szukał jakiejś wody po drugiej stronie drogi i dlatego, działając zgodnie z „instynktem”, odmawiał wszelkiej pomocy. Wreszcie podniosłam go do góry i przeniosłam, brodząc przez cuchnącą słonawą wodę przydrożnego rowu (poświęcając czyste trampki i dumę, bo przejeżdżający kierowcy gapili się na nas) i położyłam z dala od niebezpiecznej drogi. Samo-dzielna, metodyczna, stoicka — taka jest natura żółwia. „Jedz, idź, kopuluj” — tak mógłby w żółwim świecie brzmieć tytuł bestsellerowej książki czy filmu. Czy rzeczywiście? Kiedyś tak myślałam. W świetle informacji, które pojawiły się dzięki opowieści o Honey Girl, teraz uważam, że zakładanie istnienia jednej „żółwiej natury” jest nieścisłe. Te zwierzęta nie tylko należą do różnych gatunków i mogą być różnej wielkości oraz żyć w wodzie lub na lądzie, mogą także zachowywać się w sposób wykraczający poza zwykły instynkt. Rozważmy przypadek żółwia, który zamierza pomóc towarzyszowi w niebezpieczeństwie. Po raz kolejny korzystamy tu z owoców szaleństwa nagrywania zachowań wszelkich zwierząt, które są urocze, zabawne albo robią coś nieoczekiwanego. Widzimy żółwia leżącego na plecach, z kończynami bezradnie zgiętymi ku niebu, który nie jest w stanie przewrócić się na nogi. Pojawia się drugi żółw. Żółw B wyciąga głowę w kierunku ciała żółwia A, prawdopodobnie by ocenić sytuację, po czym delikatnie go popycha. Początkowo nic to nie daje, ale B kontynuuje swoje działanie z celowością i precyzją. Gdy A przechyla się ku podłożu, zaczyna się odpychać nogami, dodając swoją siłę do siły B. Gdy wreszcie staje na nogach, para powoli odchodzi razem. W przypadku takich nagrań niewiadomego pochodzenia jest możliwe, że widz, taki jak ja, czuje się wrabiany. Czy ktoś, żądny dostarczenia dramatycznej sceny dla świata ludzi uzależnionych od YouTube, specjalnie przewrócił żółwia A? A co z etyką? Czy nagrywający nie mógł pomóc żółwiowi A, zanim pojawił się B? Jednakże, mimo niejasnych okoliczności powstania tego wideo, pomysłowe – i skuteczne, zachowanie zademonstrowane przez żółwia B jest uderzające.
Jak już zauważyłam, pisząc w prologu o kozach i kurach, to, co dostrzegamy u zwierząt wokół nas, jest w znacznej mierze zależne od tego, czego się po nich spodziewamy. Gdy żółw straci partnera, żałoba może nam nawet nie przyjść do głowy. Może nam w ogóle nie przyjść do głowy, by się bliżej przyjrzeć zachowaniu żółwi. Kierowanie się takimi założeniami prowadzi do straconych okazji. Taką lekcję daje nam fikcyjny żółw z powieści Verlyn Klinkenborg „Timothy, or Notes of an Abject Reptile” (Tymoteusz albo notatki nędznego gada). Tymoteusz przyszedł na świat w cuchnącym słonym błocie w Turcji i został przewieziony statkiem do Anglii. Za pośrednictwem Tymoteusza Klinkengorg odkrywa przed nami, że my, ludzie, nie rozumiemy innych zwierząt w takim stopniu, jak nam się wydaje. Tymoteusz, który stara się przetrwać osiemnastowieczną angielską zimę, oferuje nam coś w rodzaju etnograficznego spojrzenia na Homo sapiens ze swojej perspektywy. Sposób, w jaki robi to człowiek, jest dziwaczny dla jego żółwiej wrażliwości: „Ludzie z Selborne nie przesypiają zimy. Pozostają na powierzchni i jedzą, i jedzą… Skuleni przy swoich paleniskach. Zdmuchują popiół. Uważają na iskry. Nie potrafią na dłuższej zachować ciszy. Nigdy nie przysypiają więcej niż jedną noc” . Snując dalsze refleksje o sytuacji ludzi, Tymoteusz stwierdza, że niewiele czego można im pozazdrościć: „Ledwie są w stanie zauważyć coś, co nie jest człowiekiem. Zawsze przywołują odrębność swojego gatunku. Osobno stworzeni. Niezależnie panujący. Zażenowani oznakami swojej zwierzęcej natury”. Tymoteusz czuje się najbardziej skołowany ludzką tendencją do mierzenia, kategoryzowania i skrupulatnego przypisywania etykietek całej naturze, a wszystko to z napuszonym i niezachwianym przekonaniem o prawidłowości własnego rozumowania. We wszystkich swoich notatkach i opisach będący człowiekiem bohater książki Gilbert White (jego pierwowzorem jest rzeczywiście żyjący angielski osiemnastowieczny naturalista, który pisał o żółwiach) zawsze mówi o Tymoteuszu „on”. White nigdy nie zauważył jakichkolwiek oznak świadczących o tym, że Tymoteusz może być czymkolwiek innym niż samcem. „Żadnych jaj zagrzebanych pod rabarbarem — stwierdza Tymoteusz — ani ukrytych pod krzewem winorośli. Ani na trawniku. Żadnego strojenia się, żadnych flirtów… No więc Pan White doszedł do wniosku, że niechybnie jestem samcem” . Jak się jednak okazuje z dalszej narracji Klinkenborga, Tymoteusz wcale samcem nie jest. Jest samicą, i to pełną niespodzianek, nie tylko w kwestii płci, lecz także sposobu życia w świecie. Pociąga mnie ta powieść, ponieważ idealnie, jaśniej niż wszystko inne, co przeczytałam kiedykolwiek wcześniej, odzwierciedla to, co powinniśmy dokładniej uchwycić w nauce o zachowaniu zwierząt: musimy spojrzeć na działania zwierząt świeżym okiem, z nieskrępowanym oczekiwaniami otwartym umysłem. Gdy w 1994 roku behawiorysta zwierzęcy Gordon Burkhardt odwiedzał Narodowy Ogród Zoologiczny w Waszyngtonie, zatrzymał się przed wybiegiem żółwiaka afrykańskiego imieniem Pigface. Zamknięty w pojedynkę żył on wówczas w ogrodzie już od pięćdziesięciu lat (przeczytawszy tę liczbę, musiałam zatrzymać się na chwilę i pozwolić jej zapaść mi w pamięć – pięć dziesięcioleci w niewoli). Burkhardt widział to zwierzę już wcześniej, ale teraz dokonał podwójnego odkrycia: żółw (albo żółwica) bawił się piłką do siatkówki. Płynąc, szturchał ją nosem, po czym ścigał z wielką energią. Ta obserwacja żółwiej zabawy spowodowała, że Burkhard zaczął inaczej myśleć o spektrum zachowań gadów. W XXI wieku nasze myślenie o stworzeniach podobnych do Pigface ma tendencję do oscylowania pomiędzy dwoma biegunami. Możemy dojść do konkluzji, że samiec hawajskiego żółwia morskiego przeżywał żałobę po śmierci partnerki Honey Girl, możemy też patrzeć na nie bardziej jak Gilbert White, ograniczony przekonaniem, że ich życie można opisać słowami „jeść, iść, kopulować”. Nie uważam, że opowieść o Honey Girl jest dowodem istnienia żółwiej żałoby, jednak to, co wywołała zabawa Pigface w umyśle Gordona Burghardta, powinno dać nam do myślenia, abyśmy się otrząsnęli i zrozumieli: nie ma nadziei na znalezienie żółwiej żałoby, dopóki nie zaczniemy jej szukać. 2

Drugi większy (choć znacznie mniejszy) fragment to przybliżenie historii Owena i Mzee i rozważania nad ich przyszłością (z perspektywy dziś wiemy, że żółw i hipopotam musiały zostać rozdzielone, w miarę dorastania bowiem Owen zaczynał stanowić zagrożenie dla Mzee).

Przyjaźń hipopotama Owena i żółwia Mzee jest natomiast godna uwagi ze względu na jej stałość. Osierocony w czasie straszliwego tsunami w Boże Narodzenie 2011 roku Owen trafił do kenijskiego parku dzikich zwierząt, w którym mieszkał stutrzydziestoletni Mzee. Choć nie wystąpiło między nimi żadne dramatyczne iskrzenie, w parze, której przewodził młodszy, hałaśliwy Owen, powoli wytworzyło się wzajemne uczucie. Wkrótce jeden podążał za drugim. Pojawił się także specyficzny system komunikacji. Mzee skubał ogon Owena, by pobudzić go do ruszenia naprzód. Gdy nastawała jego kolej wykazania inicjatywy, Owen trącał stopy Mzee: popychał jego prawą tylną nogę, gdy chciał skierować go w lewo, i prawą, gdy chciał skręcać w prawo. Co się stanie, gdy Owen straci Mzee albo Mzee straci Owena? Ceną długotrwałej przyjaźni jest przeżywanie żałoby przez tego, który został, i wiemy, że żałoba nie respektuje granic gatunkowych. 3

Pozostałe dwa kawałki są krótsze i stanowią odwołanie do wcześniejszych kawałków książki, tych które wyżej zacytowaliśmy:

Historia Peaches i Jezebel pokazuje, że nawet gdy zwierzęta mają wokół przedstawiciela swego gatunku (co nie miało miejsca np. w przypadku Owena i Mzee) mogą wybrać przyjaźń międzygatunkową.4

Nie wszystkie przytoczone przeze mnie przykłady dotyczące zwierząt żyjących w naturze przekonująco pasują do przyjętych kryteriów. W przypadku żółwia z Hawajów, który utracił swoją domniemaną partnerkę Honey Girl (…) dowody są w różnym stopniu sugestywne, ale nie są niezbite. 5


1. In this book, we will visit a variety of ecosystems to discover what is known about how wild birds, dolphins, whales, monkeys, buffalo, and bears—even turtles—mourn their losses.


2. So far, I’ve considered only cetaceans, but questions about mourning apply to nonmammals as well. Sea turtles are reptiles, and gorgeous ones at that. In their swimming grace, they seem wholly unlike the awkward-gaited land turtles with which most of us are more familiar. On the Hawaiian island of Oahu, a spot nicknamed Turtle Beach attracts numerous endangered sea turtles. Residents and visitors a few years back came to know and love a turtle they dubbed Honey Girl. Great sadness ensued when Honey Girl was found slaughtered (cruelly, by human hands) on the beach. Grieving residents set up a memorial to Honey Girl that featured a large photograph of her. Turtlelovers flooded the memorial, but an unexpected visitor showed up too. A large male sea turtle hauled himself out of the water and made his way up the beach straight toward the photograph. There he parked himself, in the sand, head oriented toward the image of Honey Girl. Judging a turtle’s gaze as best humans can, observers concluded that he stared hard at the picture for hours.
Was the male grieving for his mate? All along, we have considered how we might come to discern a wild animal’s emotions; doesn’t this question only increase in complexity when dealing with a reptile? A turtle is, after all, many evolutionary eons away from us primates, and indeed from any mammal—it is a creature cold in the bone to our hot in the blood, as psychologist Anthony Rose puts it. When we posit that a turtle is grief-stricken (as televised news reports did in the case of Honey Girl’s presumed mate), aren’t we imposing romanticized notions upon a species that operates on instinct?
We will never know with certainty that Honey Girl’s mate mourned her on the beach, or even that he knew the photographic image depicted Honey Girl. Clues do suggest that something was going on in the male’s mind, something more than a mere attraction to novelty on the beach. His straight-arrow path to the memorial, and the quality of his stillness during his hours in front of it, are notable. Would he have behaved the same way had he encountered a sand sculpture of Honey Girl roughly the same size as the photo, or some other large novel object unrelated to Honey Girl? Short of jetting to Oahu to run a controlled experiment, I cannot say for sure. Whatever that turtle was up to at Honey Girl’s memorial, though, it’s clear to me that he was acting out of choice, behaving in a realm that stretches beyond mere survival activity.
My own experience with tortoises, and turtles, emerges from less exotic locales. I regularly encounter them on roadways as they amble across lanes of traffic, unaware of the imminent risk of becoming brightly colored bits of roadkill. Turtle rescue gives me a thrill, I admit: a quick carry from midroad to the safer verge for the smaller, amiable ones, a behind-the-shell foot-shuffle to guide the bigger, hissy ones (while avoiding their snap-rapid jaws). One summer day, after a quickly executed pullover onto a highway’s shoulder, I joined in epic battle with a magnificent snapper poised on the edge of trouble. Plucking the creature from the path of predatory vehicles, I set her (or him) down on grass, and reoriented her toward safer pastures. Back she wheeled, heading once more for the thick ribbon of cars. Perhaps seeking a watery oasis across the road, and thus set to “instinct,” she resisted all aid. Finally, carrying her aloft, I plunged through the smelly and brackish roadside ditch water (sacrificing clean sneakers and pride, as passing drivers gaped) and placed her out of harm’s way. Self-contained, methodical, stoic: that’s a turtle’s nature. “Eat, Move, Mate” would be the turtle world’s best-selling book and movie title. Wouldn’t it? So I once assumed. But, applying the questions raised by the Honey Girl anecdote, I now think it lacks rigor to assume a single “turtle nature.” Tortoises and turtles, I’m learning, not only come in diverse species and sizes, on land and on sea, but behave in ways that go beyond the instinctual.
Consider the tortoise who aimed to help a companion in distress. Here again we benefit from the craze for videotaping the actions of any animal that is cute, comic, or doing something unexpected. In this clip, a tortoise lies canted on its side, legs angled uselessly to the sky and unable to right himself (or herself). A second tortoise approaches. Tortoise B pushes his face right up near A’s body, perhaps to assess the situation, then begins gently to push on A. Nothing much happens at first, but B continues to labor with purpose and precision. Once A begins to tilt back toward the ground, he wheels his legs, thus adding his own force to B’s. When A regains his quadruped stance, the pair moves off together, slowly. With a video of unknown origin like this one, it’s possible that viewers, including me, have been suckered. Could Tortoise A have been placed on his side by a person eager to offer a dramatic scene to a YouTube-addicted world? And what about ethics? Shouldn’t the videographer have helped Tortoise A early on, even before Tortoise B stepped in? Even though the circumstances surrounding this video aren’t clear, the inventive—and successful—problem-solving behaviors shown by Tortoise B are striking.
As I remarked in writing about goats and chickens in the prologue, what we notice in the animals around us is set, to some significant degree, by our expectations. We may not even think to look for mourning when a turtle lose a partner. We may not think to look at turtle behavior very closely at all. Yet to be ruled by our assumptions leads to missed opportunities, a lesson brought home by Verlyn Klinkenborg’s fictional tortoise in his novel Timothy, or Notes of an Abject Reptile. Timothy was born among the tangy salt smells of Turkey and transported to England on a ship. What Klinkenborg reveals, through Timothy, is that we humans don’t understand other animals nearly as well as we like to think.
Timothy offers an ethnography of sorts, a view of the Homo sapiens who weathered the eighteenth-century English winter in ways that are peculiar to Timothy’s sensibility: “Humans of Selborne wake all winter. Above ground, eating and eating. . . . Huddled close to their fires. Fanning the ashes. Guarding the spark. Never a lasting silence for them. Never more than a one-night rest.” Reflecting further on the human condition, Timothy finds little to envy: “Barely able to witness what is not human. Always conjuring with the separateness of their species. Separate creation. Special dominion. Embarrassed by signs of their animal nature.” More than anything, Timothy is flummoxed by humans’ drive to measure, categorize, and rigidly label the natural world, all the while puffed up with the resolute certainty of their understanding. All through his notes and descriptions, the human Gilbert White (a real-life English naturalist of the eighteenth century who wrote about tortoises) refers to Timothy as “he.” White has never seen any evidence to suggest that Timothy is anything other than male, so he leaps to a conclusion. “No eggs buried under the monk’s rhubarb,” Timothy reflects, “or hidden at the foot of the muscadine vine. None laid on the grass-plot. No preening, no dalliance. . . . And so Mr. White has always supposed that I am male.”
As Klinkenborg’s narrative reveals, Timothy isn’t male. She is full of surprises, both about her sex and about her ways of living in the world. I am drawn to this novel because it mirrors perfectly what we are coming to grasp more acutely in animal-behavior science more clearly than ever before: We must look at animals’ actions with fresh eyes and thoughts unconstrained by expectations.
When in 1994 animal behaviorist Gordon Burghardt visited the National Zoological Park in Washington, DC, he stopped at the enclosure of a Nile soft-shelled turtle named Pigface. Enclosed alone, Pigface had by that time lived at the zoo for fifty years. (Reading that statistic, I had to stop for a moment and let it sink in: five decades captive.) Burghardt had looked at Pigface before, but this time he did a double take: Pigface was playing with a basketball. The turtle swam through the water, batting the ball with his (or her) nose and chasing it with great energy. This snapshot of turtle play invited Burghardt to think in a new way about the behavioral repertoire of reptiles.
In the twenty-first century, we tend to veer between two poles in thinking about creatures of Pigface’s ilk. We may conclude that the male Hawaiian sea turtle was mourning his mate, Honey Girl, or we may look at turtles and tortoises much like the fictional Gilbert White does, boxed in by assumptions that their lives are circumscribed by the “eat, move, mate” circuit. I don’t think that the Honey Girl anecdote proves the existence of turtle grief, but like Pigface and his play behavior did for Gordon Burghardt, it should shake us into a realization: We won’t have a hope of finding turtle grief until we look for it.


3. The friendship between the hippo Owen and the tortoise Mzee is, on the other hand, remarkable for its constancy. Orphaned during the terrible Christmas 2004 tsunami, Owen was brought to the Kenyan animal park where 130-year-old Mzee lived. Although no dramatic spark flared up between the two, the pair, led by the younger, rambunctious Owen, gradually developed a shared affection. Before long, each followed the other around and an idiosyncratic communication system emerged. Mzee nips Owen’s tail to propel Owen along on a walk. Owen nudges Mzee’s feet when it’s his turn to initiate: he pushes on Mzee’s back right foot when he wants Mzee to steer right and does the opposite for going left. What will happen when Owen loses Mzee, or Mzee loses Owen? The price of an enduring friendship is often survivor’s grief, and we know that grief does not respect species’ boundaries.


4. The story of Peaches and Jezebel shows that, even when animals have their own kind around them (unlike Owen and Mzee), they may opt for a cross-species friendship.


5. Not all of my examples from the wild convincingly meet the strict definitional criteria. With the male sea turtle in Hawaii who had lost Honey Girl, his presumed mate, the bison in Yellowstone National Park who inspected their companion’s carcass, and the corpse-carrying monkey mothers who seem unaffected emotionally by their burden, the evidence is suggestive of grief to varying degrees, but not conclusive.


Autor: XYuriTT

Dodaj do zakładek Link.

Możliwość komentowania została wyłączona.