Intymne życie zwierząt

Tytuł: Intymne życie zwierząt
Tytuł angielski: Do Animals Fall in Love?
Tytuł oryginału: Das Liebesleben der Tiere
Autor(zy): Katharina von der Gathen (tekst), Anke Kuhl (rysunki)
Tłumaczenie: Bartosz Nowacki
Rok wydania: 2017 (DE), 2018 (PL), 2021 (ENG)
Wydawnictwo: Klett Kinderbuch (DE), Prószyński i S-ka (PL), Gecko Press (ENG)

Dlaczego w bazie: Tytuł książki dosyć dobrze sugeruje zawartość. W warstwie tekstowej pojawiają się dwa żółwie fragmenty, krótszy na temat tego, że płeć żółwi warunkowana jest temperaturą inkubacji jaj, dłuższy zaś opisuje wyklucie i pierwsze chwilę – wędrówkę do wody żółwi morskich. Książka jest bogato ilustrowana, i w tej warstwie także są żółwiki. Po kolei, zobaczyć możemy żółwiki na pięciu stronach – wpierw jest to para żółwi słoniowych która zajmuje się przedłużaniem gatunku, potem na „rozkładówce” pomiędzy innymi pokazany jest narząd kopulacyjny żółwia greckiego oraz sam żółwik na górze strony, w swoistej legendzie, kolejny rysunek odnosi się bezpośrednio do pierwszego z przytoczonych kawałków tekstowych, następny to pokazane jaja żółwia morskiego, ostatni zaś z żółwich rysunków ilustruje drugi z przytoczonych fragmentów tekstowych.

Jajko niespodzianka:
Żółwie
Żółwiowe mamy muszą porządnie się zastanowić, gdzie zakopać składane przez siebie jaja. Płeć ich potomstwa nie jest bowiem określana w momencie zapłodnienia, lecz zależy od temperatury otoczenia. Z jaj zakopanych w cieplejszym otoczeniu wyklują się samiczki, natomiast z jaj złożonych w chłodniejszym miejscu na świat przyjdą samce.

Licząc tylko na siebie:
żółwie morskie
Żółwie morskie są bardzo dobrymi nurkami i pływakami. Przemierzają pod wodą tysiące kilometrów. Muszą przy tym nieustannie się wynurzać, żeby zaczerpnąć powietrza.
Właśnie dlatego małe żółwiki nie wykluwają się z jaj w morzu. Żółwia mama wraca na plażę, na której sama się wykluła. Tam składa jaja w ciepłym piasku, aby przeszły inkubację ogrzewane promieniami słońca.
Kiedy nadchodzi pora wylęgu, żółwiki z wielkim trudem wydostają się ze skorupki i wygrzebują z piasku. Teraz czeka je najtrudniejsze wyzwanie: wraz z wieloma tysiącami innych żółwików, które wylęgły się w tym samym czasie, muszą przejść przez gorącą plażę, aby dotrzeć do wody, która jest ich docelową przestrzenią życiową. Tak więc czołgają się na swoich płetwowatych nóżkach w kierunku morza. W pobliżu nie ma ani matki, ani żadnego dorosłego żółwia morskiego, który mógłby je ochronić podczas tej niebezpiecznej wędrówki. Nad nimi i koło nich czają się głodni wrogowie, którzy nie pogardzą pysznym młodym żółwikiem, z mozołem brnącym przez plażę. Dlatego tylko garstce młodych udaje się dotrzeć do chłodnego morza, w którym w końcu mogą się poczuć bezpieczniej.

Autor: XYuriTT

Nomów Księga Odlotu

Tytuł: Nomów Księga Odlotu
Tytuł oryginału: Wings
Autor(zy): Terry Pratchett
Tłumaczenie: Jarosław Kotarski
Rok wydania: 1990 (Eng) 2001 (PL)
Wydawnictwo: Doubleday, Rebis

Dlaczego w bazie: Nomów księga odlotu to trzecia i ostatnia część historii o Nomach (poprzednie to Nomów księga wyjścia (eng: Truckers) i Nomów księga kopania (Eng: Diggers)), jedyna w której pojawia się żółwi wątek. Warto też dodać, że oprócz wydania pod takim tytułem, na rynku funkcjonuje także wydanie zbiorcze, zawierające wszystkie trzy wymienione książki – nosi ono tytuł Księgi Nomów (po angielsku Bromeliad Trilogy).
W sumie żółwie wzmianki są cztery, z czego jedna to spotkanie/zobaczenie przez bohaterów żółwia, pozostałe trzy zaś odnoszą się do wynikającego z tego faktu, że na Florydzie są żółwie (pierwszy z przytoczonych cytatów pojawia się przed sceną zobaczenia żółwia, ponieważ pochodzi z wstępu do piątego rozdziału, te kawałki wstępów są cytatami z dzieła które zostało napisane przez jednego z bohaterów PO wydarzeniach z książki).

FLORYDA (albo FLORIDIA): miejsce, w którym bez trudu można znaleźć Aligatory, Żółwie i Promy Kosmiczne.1

Obozowisko wychodziło na płytką rzeczkę, której brzegi bujnie porastała różnorodna roślinność – najwyraźniej na Florydzie w ogóle nie było zimy. Tą właśnie rzeczką powoli spłynęło coś przypominającego płaski talerz z przytwierdzoną z przodu łyżką. Łyżka na moment uniosła się, przyjrzała Nomom i opadła z powrotem.
–Rzecz, co to było? – zaniepokoił się Masklin.
Rzecz wypuściła z siebie zestaw rurek.
–”Długoszyi żółw” – odparła, chowając je.
–Aha.
Żółw spokojnie spłynął dalej.
–Szczęściarz – mruknął Gurder.
–Dlaczego? – zaciekawił się Angalo.
–Ma długą szyję i nazywa sie długoszyi żółw. Głupio by mu było, jakby się tak nazywał i miał krótką szyję, nie?2

–Rzecz, nie licząc tych żółwi z długimi szyjami, co tu jeszcze żyje w okolicy? – spytał.3

Zamiast odpowiedzi Angalo skoncentrował się na obserwowaniu trawy. Ciepły, mokry świat, zamieszkany dotąd przez owady i żółwie, stał się nagle kryjówką dla potworów z ostrymi zębami.4


1. FLORIDA (or Floridia): A place where alligators, longnecked turtles, and space shuttles may be found.


2. Their temporary camp overlooked a ditch. There didn’t seem to be any winter in Florida, and the banks were thick with greenery. Something like a flat plate with a spoon on the front sculled slowly past. The spoon stuck out of the water for a moment, looked at the nomes vaguely, and then dropped down again.
„What was that thing, Thing?” said Masklin.
The Thing extended one of its sensors.
„A long-necked turtle.”
„Oh.”
The turtle swam peacefully away.
„Lucky, really,” said Gurder.
„What?” said Angalo.
„Its having a long neck like that and being called a Long-Necked Turtle. It’d be really awkward having a name like that if it had a short neck.”


3. „Apart from turtles with long necks,” he said, „what other animals are there here, Thing?”


4. They watched the grasses. A damp warm world inhabited by insects and turtles was suddenly a disguise for horrible terrors with huge teeth.


Autor: XYuriTT

Kot w stanie czystym

Tytuł: Kot w stanie czystym
Tytuł oryginału: The Unadulterated Cat
Autor(zy): Terry Pratchett
Tłumaczenie: Piotr W. Cholewa
Rok wydania: 1989 (ENG) 2005 (PL)
Wydawnictwo: Gollancz, Prószyński i S-ka

Dlaczego w bazie: Nie-Dyskowa książka Pratchetta, opowiadająca jak tytuł sugeruje, o kotach. W środku znalazły się dwa kawałki z żółwiami, jeden krótszy, z wzmianką o żółwiu w samochodzie, drugi jest natomiast dłuższy i opisuje zaobserwowane przez autora relacje jego żółwi z kotami. Książeczka jest ilustrowana, drugi fragment ma dwie kocio-żółwie ilustracje które pokazujemy powyżej minigalerii okładek.

Puszczanie zwierząt wolno w samochodzie to nigdy nie jest dobry pomysł. Kozy są zwykle najgorsze, ale do chwili, kiedy uświadamiacie sobie, że żółw utknął pod pedałem hamulca, nie znaliście znaczenia słowa „strach”, a możliwe, ze i znaczenia frazy „wiek dojrzały”.1

Jedynym znanym mi domowym zwierzęciem, które zdołało zaniepokoić Prawdziwego kota, jest żółw. Zapewne z tej przyczyny, ze kotu trudno pogodzić się z faktem, iż żółw jest współprzedstawicielem fauny.
Wydaje się przecież kawałkiem krajobrazu przesuwającym się w niewyjaśniony sposób.
Dzisiaj nie wpycha się żółwia do pudełka, żeby przetrzymał zimę, ponieważ nikt już żółwi nie produkuje. Przechodzą z rąk do rąk, jak słyszałem, za zyliony funtów. Pozwalaliśmy naszym, żeby zimą drzemały sobie przed kominkiem, a co dzień czy dwa budziły się i na wpół przytomne zjadały trochę salaty. Spokojne, bezproblemowe życie, jednak Prawdziwy kot nie był zadowolony. A dlatego że żółwia nie da się wystraszyć. Żółwie nie znają słowa „strach” – ani, ściśle biorąc, żadnego innego słowa. Pewnie, zdrowy rozsadek każe im chować się w skorupie, gdy przemknie jakiś cień. Jednak z ich punktu widzenia kot drzemiący przy kominku oznacza tyle, że oto trafił się stos miłego futerka, pod którym przyjemnie będzie się zagrzebać.
Podkradają się do niego – dla żółwia nie istnieją inne możliwości – i zanim kot się zorientuje, już krawędź skorupy stanowczo unosi go z dywanu. Kot odbiega i siedzi potem w kącie ze zmartwioną miną. Potem któryś z nich odkrywa w sobie nienaturalny apetyt na kocia karmę.
Prawdziwy kot spogląda filozoficznie na skorupę bujającą się na brzegu miski i wzdycha ciężko. 2


1. Animals loose in a car are never a good idea. Goats are generally the worst, but until you realise there’s a tortoise stuck under your brake pedal you’ve never known the meaning of fear, and possibly not the meaning of 'old age’ either.


2. The only household pet I have ever known actually faze a Real cat is a tortoise. This may be because a cat has problems coming to terms with the fact that a tortoise is a fellow fauna. It appears to be a small piece of scenery which inexplicably moves about.
These days you don’t shove a tortoise in a box to tough it out for the winter, since no one makes tortoises any more and they change hands, people keep telling us, for zillions of pounds. We used to let ours doze the winter away in front of the fire, lurching awake every day or two for a bit of lettuce. A peaceful, untroubled existence, but one which did not appeal to Real cat because a tortoise is impossible to frighten. Tortoises don’t know the meaning of the word 'fear’ or, indeed, any other word. Oh, they nip into their shell at a passing shadow out of common sense, but as far as they are concerned the presence of a cat in front of the fire just means that here’s a pile of fur that is nice and warm to burrow under.
They, sneak up on it, because for tortoises there’s no other way, and the first the cat knows is when the edge of a shell is purposefully levering it off the carpet. The cat goes and sits in the corner and looks worried. And then one of them develops an unnatural appetite for cat food. The Real cat sits looking gnomically at a shell seesawing madly on the edge of its dish, and sighs deeply.


Autor: XYuriTT

Przewodnik pani Bradshaw

Tytuł: Przewodnik pani Bradshaw
Tytuł oryginału: Mrs Bradshaw’s Handbook
Autor(zy): Terry Pratchett
Tłumaczenie: Piotr W. Cholewa
Rok wydania: 2014
Wydawnictwo: Doubleday, Prószyński i S-ka

Dlaczego w bazie: Książka ta stanowi swoisty dodatek do czterdziestej książki Pratchetta ze Świata Dysku (Para w Ruch), bywa nawet oznaczana numerkiem 40.5 by zasugerować kiedy należy ją przeczytać. Żółwich treści w formie tekstowej niestety brak, jedynie w formie ilustracji, przy opisywanych misjonarzach Oma pokazany jest obrazek takowego i widać, że ma na szyi wisior w kształcie żółwia. Jest to jedyny żółwi element w książce.


Autor: XYuriTT

Where’s My Cow?

Tytuł: Where’s My Cow?
Autor(zy): Terry Pratchett
Tłumaczenie: Brak
Rok wydania: 2005
Wydawnictwo: Doubleday / HarperCollins

Dlaczego w bazie: Książka ta stanowi swoisty dodatek do 34 książki ze świata dysku (Łups! (Thud!)), czasem wręcz dostaje ona numerek 34.5, mający wskazywać kiedy należy ją czytać. Jest to krótka, mająca kilkanaście stron obficie ilustrowana książka w której żółwie pojawiają się jedynie właśnie w warstwie ilustracyjnej, na trzech obrazkach widać żółwika. W warstwie tekstowej żółw nie jest wspomniany ani razu.

Autor: XYuriTT

Grona gniewu

Tytuł: Grona gniewu
Tytuł angielski: The Grapes of Wrath
Autor(zy): John Steinbeck
Rok wydania: 1939 (org) 1956 (PL)
Tłumaczenie: Alfred Liebfeld
Wydawnictwo: Viking Press (EN) Państwowy Instytut Wydawniczy (pl)

Dlaczego w bazie: Grona gniewu to klasyczna książka Johna Steinbecka, w Ameryce uznawana za jedno z istotnych dzieł narodowych. Na marginesie głównej historii, na początku pewną rolę odgrywa przypadkowy żółw. Przytaczamy osiem fragmentów, w tym parę dłuższych, stanowią one wszystkie żółwie elementy książki.

Pierwszy cytat jest spory i bardzo żółwi:

Słońce kładło ciepłe blaski na trawie, a w jej cieniu roiły się owady: mrówki i czyhające na nie mrówkolwy koniki polne, raz po raz wyskakujące w górę i błyskające na sekundę żółtymi skrzydełkami, stonogi, podobne do miniaturowych pancerników, przebierające niezmordowanie niezliczonymi, słabymi nóżkami. Wyżej, brzegiem drogi, pełznął żółw zbaczając od czasu do czasu bez przyczyny i ciągnąc po trawie swą wypukłą skorupę. Jego twarde łapki o żółtych pazurkach przedzierały się powoli przez roślinny gąszcz, nie tyle posuwając się, co dźwigając z trudem i wlokąc za sobą pancerz. Kulki łopianu ześlizgiwały się z jego grzbietu, puszki ostu spadały nań i staczały się na ziemię. Zrogowaciały pyszczek, podobny do dzioba, był półotwarty, a srogie, zabawne oczka pod brwiami w kształcie paznokci patrzyły prosto przed siebie.
Przedzierał się przez trawę zostawiając za sobą wygnieciony ślad, aż wyrosło przed nim wzgórze – skarpa szosy.Zatrzymał się na chwilę z podniesioną głową. Mrugał i mierzył wzrokiem przeszkodę. Wreszcie zaczął się wspinać na wzniesienie. Przednie, zbrojne w pazurki łapki wysunęły się do przodu, ale nie znalazły oparcia. Tylne popychały naprzód krótkimi wierzgnięciami skorupę, która ocierała się z chrzęstem o trawę i żwir. Im bardziej stroma stawała się pochyłość, tym zapamiętalsze były wysiłki żółwia. Wspinając się w górę napięte łapki ześlizgiwały się pod ciężarem skorupy,zrogowaciały łebek wysuwał się tak daleko, na ile mogła wyciągnąć się szyja.
Wreszcie żółw wczołgał się na skarpę, lecz nagle szlak marszu przeciął mu twardy brzeg szosy, wysoki na cztery cale. Tylne łapki działając samorzutnie, popchnęły skorupę ku asfaltowej ściance. Główka podniosła się i zajrzała ponad nią na rozległą, gładką równinę. Teraz przednie łapki, uczepione brzegu szosy, napięły się i dźwignęły, skorupa podniosła się wolno i przód jej spoczął na asfalcie. Przez chwilę żółw odpoczywał. Czerwona mrówka wbiegła mu pod pancerz na miękką skórę i raptem głowa i łapki cofnęły się pod skorupę, a opancerzony ogon podkulił się ukośnym ruchem. Mrówka została zmiażdżona pomiędzy tułowiem a łapkami. Wraz z przednią nóżką dostał się pod pancerz kłos dzikiego owsa.
Przez dłuższą chwilę żółw leżał nieruchomo. Potem wysunęła się szyja, starcze, śmieszne, posępne oczka rozejrzały się wokoło, łapki i ogon ukazały się znowu spod skorupy. Tylne nóżki wróciły do pracy natężając się jak nogi słonia, skorupa nachyliła się pod takim kątem, że przednie łapki nie mogły dosięgnąć asfaltowej płaszczyzny.
Lecz tylne coraz wyżej dźwigały pancerz, aż wreszcie równowaga została osiągnięta, przód ciała żółwia opadł, przednie łapki zazgrzytały po asfalcie i zwierzątko znalazło się na szosie. Kłos dzikiego owsa owinął mu się jednak wokół przednich łapek.
Teraz wędrówka była łatwa, pracowały wszystkie cztery nóżki i skorupa sunęła szosą kołysząc się z boku na bok. Nadjechała limuzyna kierowana przez kobietę w średnim wieku. Dostrzegła ona żółwia i skręciła gwałtownie ze środka szosy w prawo, aż przenikliwie zapiszczały opony i wzniósł się tuman kurzu. Dwa koła zawisły na chwilę w powietrzu i opadły znów na ziemię. Samochód wśliznął się z powrotem na drogę pojechał dalej, ale już mniej szybko. Żółw schował się na chwilę gwałtownie pod pancerz, teraz jednak znowu pośpieszał naprzód, bo parzyła go rozgrzana szosa.
Nadjechała nieduża ciężarówka i gdy już była blisko, kierowca dojrzał żółwia i zboczył, by go potrącić. Przednie koło uderzyło w brzeg skorupy, szturchnęło zwierzątko jak pchełkę w dziecinnej grze, obróciło niby monetę i strąciło z jezdni.
Ciężarówka powróciła na swoją trasę po prawej stronie drogi. Przez czas dłuższy żółw leżał na grzbiecie wyprężony w swej skorupie. W końcu jednak począł przebierać łapkami w powietrzu szukając oparcia, by się obrócić. Przednią łapką uczepił się grudki kwarcu i oto z wolna skorupa odwróciła się dźwigając grzbiet do góry. Wypadł z niej kłos dzikiego owsa i trzy ziarnka niby ostrza włóczni utkwiły w ziemi. Gdy zaś żółw poczołgał się w dół skarpy, skorupa jego przykryła ziarenka ziemią. Żółw wszedł na piaszczystą ścieżkę posuwając się naprzód urywanymi ruchami i rysując w piasku swoją skorupą falistą, płytką bruzdę. Starcze, śmieszne oczka patrzyły przed siebie, zrogowaciały pyszczek był z lekka rozchylony. Żółte pazurki ślizgały się nieco w pyle.1

Kolejny wybrany fragment jest krótszy, stanowi w pewnym sensie kontynuację poprzedniego.

Joad brnął naprzód, wlokąc za sobą obłok kurzu. Parę kroków dalej dostrzegł wypukłą skorupę żółwia, który pełzł wolno w pyle przebierając sztywnymi łapkami.
Joad przystanął, by mu się przyjrzeć, i jego cień padł na żółwia. Momentalnie głowa i łapki schowały się, a krótki, gruby ogon zwinął się bokiem pod skorupę. Joad podniósł żółwia i odwrócił. Grzbiet jego był brązowoszary, barwy piasku, lecz czysta i gładka od spodu skorupa miała odcień żółtokremowy. Joad podrzucił wyżej zawiniątko pod pachę, pogłaskał palcem gładkie podbrzusze i nacisnął je. Było miększe od grzbietu. Żółw wysunął twardą, starczą głowę, usiłując dojrzeć uciskający go palec, i wierzgał rozpaczliwie nóżkami. Zmoczył rękę Joada szamocąc się bezskutecznie w powietrzu. Joad odwrócił go grzbietem do góry i zawinął wraz z butami w marynarkę. Czuł, jak pod pachą żółw rzuca się, szarpie i szamocze. Ruszył teraz szybciej naprzód, powłócząc nieco nogami w miałkim pyle.2

Pomniejsza wzmianka.

Joad pogrzebał w zawiniątku i namacawszy kieszeń wydobył półlitrówkę. Żółw poruszył łapką, ale został zawinięty jeszcze szczelniej. Joad odkręcił zakrętkę i wręczył butelkę Casy’emu.3

Ten cytat to jeden z bardziej ikonicznych elementów książki, jeśli chodzi o jej żółwiowatą część oczywiście:

Żółw rzucał się w zawiniątku. Casy spojrzał na ruszający się pakunek.
– Co tam macie, kurczaka? Udusi się.
Joad zwinął marynarkę jeszcze szczelniej.
– To żółw. Znalazłem go na drodze. Stary cwaniak. Pomyślałem, że zabiorę go dla młodszego brata. Dzieci lubią żółwie.
Pastor pokiwał z wolna głową.
– Każde dziecko dostaje żółwia przy tej czy innej okazji. Żadne jednak nie potrafi go zatrzymać. Starają się o to na wszystkie sposoby, ale pewnego dnia żółw odchodzi nie wiadomo dokąd. Tak jak ja. Nie wystarczyło mi czytać starą, poczciwą Ewangelię, co leżała pod ręką. Musiałem grzebać w niej i zastanawiać się nad każdym słowem, aż podarłem ją w strzępy. Spływa na mnie czasem jakieś natchnienie, ale nie mam już co głosić. Czuję powołanie do tego, by ludzi prowadzić, a nie mam ich dokąd wieść.4

Dwa kolejne fragmenty bez zmian, są żółwie, choć mniej istotne:

Joad spojrzał w stronę zwiniętej marynarki i zobaczył żółwia, który wydostał się z zawiniątka i podążał śpiesznie w tym samym kierunku, w którym czołgał się wtedy, gdy go znalazł. Joad przyglądał mu się przez chwilę, a potem wstał z wolna, schwycił go i ponownie zawinął w marynarkę.
– Nie mam żadnego prezentu dla dzieciaków – wyjaśnił. – Nic prócz tego starego żółwia.5

Casy zaśmiał się cicho:
– Bywa i tak, że człowiekowi czegoś brak, gdy tartak stanie.
Żółtawe, przyćmione kurzem popołudniowe słońce kładło na ziemię złociste blaski. Łodygi kukurydzy wydawały się też pozłocone. Kilka jaskółek śmignęło w powietrzu w drodze ku sadzawce. Żółw owinięty w marynarkę Joada podjął na nowo walkę o wolność. Joad zgiął daszek swej czapki nadając mu teraz wydłużony kształt sterczącego wroniego dzioba.
– Myślę, że trzeba będzie szybciej wyciągać nogi – powiedział. – Nie lubię iść pod słońce, ale teraz jakoś da się radę.
Casy podniósł się.
– Starego Toma nie widziałem już chyba od wieków – powiedział. – I tak chciałem go dawno odwiedzić. Długi czas przychodziłem do was ze słowem bożym, ale nigdy nie brałem za to nic prócz łyżki strawy.
– Chodźmy – przynaglał Joad. – Ojciec będzie wam rad. Zawsze żartował, że jak na pastora macie za długi nochal.
Podniósł z ziemi zawiniątko owijając ciasno marynarką buty i żółwia. 6

Kolejny cytat jest dosyć ciekawy i refleksyjny, jes też ostatnim dotyczącym tego konkretnego żółwia.

– O, do diabła! Zapomniałem na śmierć o żółwiu. Nie mam zamiaru taszczyć go wiecznie z sobą.
Odwinął żółwia i wepchnął pod dom. Ale po chwili żółw wylazł stamtąd i ruszył na południowy zachód, w tym samym kierunku, co przedtem. Kot skoczył ku niemu, rzucił się na wysunięty łebek i zaatakował poruszające się nóżki. Stara, uparta, śmieszna główka znikła w jednej chwili pod skorupą, a za nią gruby ogon. Gdy kot zmęczony czatowaniem oddalił się, żółw ruszył znowu w kierunku południowozachodnim.
Młody Tom Joad i pastor patrzyli, jak posuwa się przebierając łapkami i dźwigając ciężki, wypukły pancerz. Przez pewien czas kot skradał się za nim, ale niebawem wygiął grzbiet w napięty łuk, ziewnął i wrócił ukradkiem do siedzących mężczyzn.
– Dokąd on tak, do diabła, lezie, jak myślicie? – zastanawiał się Joad. – Sporo żółwi widziałem w życiu i zawsze dokądś wędrowały. Wygląda na to, że chcą koniecznie gdzieś dojść.7

Później w książce jest jeszcze jedna, neutralna wzmianka o żółwiach.

Droga Joadów i Wilsonów wiodła przez Panhandle, szary, falisty kraj, pobrużdżony i pocięty śladami dawnych powodzi. Jechali przez Teksas uchodząc z Oklahomy. W kurzu pełzły wolno żółwie, słońce raziło swymi promieniami ziemię, która wieczorem, gdy niebo stygło z żaru, dyszała upałem.8


1. The sun lay on the grass and warmed it, and in the shade under the grass the insects moved, ants and ant lions to set traps for them, grasshoppers to jump into the air and flick their yellow wings for a second, sow bugs like little armadillos, plodding restlessly on many tender feet. And over the grass at the roadside a land turtle crawled, turning aside for nothing, dragging his high-domed shell over the grass: His hard legs and yellow-nailed feet threshed slowly through the grass, not really walking, but boosting and dragging his shell along. The barley beards slid off his shell, and the clover burrs fell on him and rolled to the ground. His horny beak was partly open, and his fierce, humorous eyes, under brows like fingernails, stared straight ahead. He came over the grass leaving a beaten trail behind him, and the hill, which was the highway embankment, reared up ahead of him. For a moment he stopped, his head held high. He blinked and looked up and down. At last he started to climb the embankment. Front clawed feet reached forward but did not touch. The hind feet kicked his shell along, and it scraped on the grass, and on the gravel. As the embankment grew steeper and steeper, the more frantic were the efforts of the land turtle. Pushing hind legs strained and slipped, boosting the shell along, and the horny head protruded as far as the neck could stretch. Little by little the shell slid up the embankment until at last a parapet cut straight across its line of march, the shoulder of the road, a concrete wall four inches high. As though they worked independently the hind legs pushed the shell against the wall. The head upraised and peered over the wall to the broad smooth plain of cement. Now the hands, braced on top of the wall, strained and lifted, and the shell came slowly up and rested its front end on the wall. For a moment the turtle rested. A red ant ran into the shell, into the soft skin inside the shell, and suddenly head and legs snapped in, and the armored tail clamped in sideways. The red ant was crushed between body and legs. And one head of wild oats was clamped into the shell by a front leg. For a long moment the turtle lay still, and then the neck crept out and the old humorous frowning eyes looked about and the legs and tail came out. The back legs went to work, straining like elephant legs, and the shell tipped to an angle so that the front legs could not reach the level cement plain. But higher and higher the hind legs boosted it, until at last the center of balance was reached, the front tipped down, the front legs scratched at the pavement, and it was up. But the head of wild oats was held by its stem around the front legs.
Now the going was easy, and all the legs worked, and the shell boosted along, waggling from side to side. A sedan driven by a forty-year-old woman approached. She saw the turtle and swung to the right, off the highway, the wheels screamed and a cloud of dust boiled up. Two wheels lifted for a moment and then settled. The car skidded back onto the road, and went on, but more slowly. The turtle had jerked into its shell, but now it hurried on, for the highway was burning hot.
And now a light truck approached, and as it came near, the driver saw the turtle and swerved to hit it. His front wheel struck the edge of the shell, flipped the turtle like a tiddly-wink, spun it like a coin, and rolled it off the highway. The truck went back to its course along the right side. Lying on its back, the turtle was tight in its shell for a
long time. But at last its legs waved in the air, reaching for something to pull it over. Its front foot caught a piece of quartz and little by little the shell pulled over and flopped upright. The wild oat head fell out and three of the spearhead seeds stuck in the ground. And as the turtle crawled on down the embankment, its shell dragged dirt over the seeds. The turtle entered a dust road and jerked itself along, drawing a wavy shallow trench in the dust with its shell. The old humorous eyes looked ahead, and the horny beak opened a little. His yellow toe nails slipped a fraction in the dust.


2. Joad plodded along, dragging his cloud of dust behind him. A little bit ahead he saw the high-domed shell of a land turtle, crawling slowly along through the dust, its legs working stiffly and jerkily. Joad stopped to watch it, and his shadow fell on the turtle. Instantly head and legs were withdrawn and the short thick tail clamped sideways into the shell. Joad picked it up and turned it over. The back was brown-gray, like the dust, but the underside of the shell was creamy yellow, clean and smooth. Joad shifted his bundle high under his arm and stroked the smooth undershell with his finger, and he pressed it. It was softer than the back. The hard old head came out and tried to look at the pressing finger, and the legs waved wildly. The turtle wetted on Joad’s hand and struggled uselessly in the air. Joad turned it back upright and rolled it up in his coat with his shoes. He could feel it pressing and struggling and fussing under his arm. He moved ahead more quickly now, dragged his heels a little in the fine dust.


3. Joad dug at his rolled coat and found the pocket and brought out his pint. The turtle moved a leg but he wrapped it up tightly. He unscrewed the cap and held out the bottle.


4. The turtle dug at the rolled coat. Casy looked over at the stirring garment. „What you got there—a chicken? You’ll smother it.”
Joad rolled the coat up more tightly. „An old turtle,” he said. „Picked him up on the road. An old bulldozer. Thought I’d take 'im to my little brother. Kids like turtles.”
The preacher nodded his head slowly. „Every kid got a turtle some time or other. Nobody can’t keep a turtle though. They work at it and work at it, and at last one day they get out and away they go—off somewheres. It’s like me. I wouldn’t take the good ol’ gospel that was just layin’ there to my hand. I got to be pickin’ at it an’ workin’ at it until I got it all tore down. Here I got the sperit sometimes an’ nothin’ to preach about. I got the call to lead people, an’ no place to lead ’em.”


5. Joad looked over toward his coat and saw the turtle, free of the cloth and hurrying away in the direction he had been following when Joad found him. Joad watched him for a moment and then got slowly to his feet and retrieved him and wrapped him in the coat again. „I ain’t got no present for the kids,” he said. „Nothin’ but this ol’ turtle.”


6. Casy chuckled. „Fella can get so he misses the noise of a saw mill.”
The yellowing, dusty, afternoon light put a golden color on the land. The cornstalks looked golden. A flight of swallows swooped overhead toward some waterhole. The
turtle in Joad’s coat began a new campaign of escape. Joad creased the visor of his cap. It was getting the long protruding curve of a crow’s beak now. „Guess I’ll mosey along,” he said. „I hate to hit the sun, but it ain’t so bad now.”
Casy pulled himself together. „I ain’t seen ol’ Tom in a bug’s age,” he said. „I was gonna look in on him anyways. I brang Jesus to your folks for a long time, an’ I never took up a collection nor nothin’ but a bite to eat.”
„Come along,” said Joad. „Pa’ll be glad to see you. He always said you got too long a pecker for a preacher.” He picked up his coat roll and tightened it snugly about his shoes and turtle.


7. „Hell, I forgot the turtle. I ain’t gonna pack it all over hell.” He unwrapped the land turtle and pushed it under the house. But in a moment it was out, headed southwest as it had been from the first. The cat leaped at it and struck at its straining head and slashed at its moving feet. The old, hard, humorous head was pulled
in, and the thick tail slapped in under the shell, and when the cat grew tired of waiting for it and walked off, the turtle headed on southwest again.
Young Tom Joad and the preacher watched the turtle go—waving its legs and boosting its heavy, high-domed shell along toward the southwest. The cat crept along behind for a while, but in a dozen yards it arched its back to a strong taut bow and yawned, and came stealthily back toward the seated men.
„Where the hell you s’pose he’s goin’?” said Joad. „I seen turtles all my life. They’re always goin’ someplace. They always seem to want to get there.”


8. Joads and Wilsons were in flight across the Panhandle, the rolling gray country, lined and cut with old flood scars. They were in flight out of Oklahoma and across Texas. The land turtles crawled through the dust and the sun whipped the earth, and in the evening the heat went out of the sky and the earth sent up a wave of heat from itself.


Autor: XYuriTT

Mgnienie ekranu. Zbiór opowiadań

Tytuł: Mgnienie ekranu. Zbiór opowiadań
Tytuł oryginału: A Blink of the Screen: Collected Shorter Fiction
Autor(zy): Terry Pratchett
Tłumaczenie: Piotr W. Cholewa
Rok wydania: 2012 (Eng), 2013 (PL)
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka

Dlaczego w bazie: Mgnienie ekranu, to jak wskazuje podtytuł zbiór opowiadań jakie przy różnych okazjach popełnił Terry Pratchett. Większa część jest nie-dyskowa, ale kilka jest związanych bezpośrednio ze światem dysku. W środku znalazły się trzy żółwiowe wzmianki.

Pierwsza wzmianka ma miejsce w tekście „Tajna księga umarłych”:

I żółw nasz, gdy był trochę nieswój taki, Tam właśnie się zakopał ze trzy lata temu.1

Druga w formie przypisu, w opowiadaniu „Teatr Okrucieństwa”:

Który jest płaski i płynie przez kosmos na grzbiecie ogromnego żółwia, bo dlaczego nie?2

Trzecia wzmianka jest w historyjce „Rybki małe ze wszystkich mórz”:

Tłumaczyli jej kiedyś, że świat jest płaski, co jest rozsądne, i że płynie w przestrzeni na grzbietach czterech słoni stojących na skorupie żółwia – co nie musi się zgadzać.3

1. Our tortoise, being in the know Buried himself three years ago..


2. Which is flat and goes through space on the back of an enormous turtle, and why not…


3. They’d told her the world was round and flat, which was common sense, and went through space on the back of four elephants standing on the shell of a turtle, which didn’t have to make sense. It.


Autor: XYuriTT

Nauka świata Dysku IV – Dzień sądu

Tytuł: Nauka świata Dysku IV – Dzień sądu
Tytuł oryginału: The Science of Discworld IV – Judgement Day
Autor(zy): Terry Pratchett, Ian Stewart, Jack Cohen
Tłumaczenie: Piotr W. Cholewa
Rok wydania: 2013 (Eng), 2014 (PL)
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka

Dlaczego w bazie: Nauka świata Dysku IV – Dzień sądu to czwarty i ostatni tom czteroksiążkowej serii pod takim wspólnym tytułem. Ponownie się powtarzając, książki te można zdecydowanie określić mianem popularno-naukowych, z dodatkiem Świata Dysku. Rozdziały są w układzie na zmianę, o magach z niewidocznego uniwersytetu (zasadniczo krótsze) oraz o szeroko rozumianej nauce, w czwartym tomie są to zagadnienia dotyczące szeroko pojętych wierzeń ludzkich. Jako że książka ta balansuje pomiędzy światem realnym a dyskiem, nie brak (w obu perspektywach) nawiązań do żółwi, A’Tuin jest wszakże swoistą ikoną serii (żółw załapał się też na okładkę w formie wisiorka), sporo tu też fragmentów o ziemskich „żółwiach świata”. Żółwie załapały się także do nazw dwóch rozdziałów, czwartego (Żółwie świata, World Turtles) i dwudziestego pierwszego (Żółw się rusza!, The Turtle Moves!).

Pierwszy cytat dotyczy ciekawej różnicy między światem kuli a dysku.

Świat Kuli nie ma żadnych podpór. Wydaje mu się chyba, że jest żółwiem, gdyż płynie w przestrzeni pociągany tajemniczymi siłami. Ludzcy mieszkańcy nie przejmują się kulą, która płynie, mimo że nie ma płetw.1

Kolejny cytat także wyjaśnia podejście świata dysku do świata kuli.

Cykl powieści o Dysku traktuje mitologię Kuli poważnie, uzyskując humorystyczny efekt, najzabawniejszy w opisie samej geografii i magicznych podpór świata, słoni i żółwia. 2

Kolejne pięć cytatów to sporawe fragmenty o znaczeniu żółwi w mitach kosmologicznych świata.

Wszystko dobrze, ale zarówno uniwersocentryczna nauka, jak i humanocentryczna mitologia raczej nie unikną pytania dodatkowego: Co podtrzymuje te słonie? Myśl o unoszącym się w powietrzu zwykłym słoniu jest dostatecznie bezsensowna, a co dopiero słoniu olbrzymim i niewyobrażalnie ciężkim. Dyskową odpowiedzią jest A’Tuin, płynący przez kosmos gigantyczny żółw. Jego skorupa gwarantuje solidną podstawę, na której mogą stanąć słonie.
Jak na system kosmologiczny wszystko trzyma się całkiem nieźle… ale oczywiście pojawia się kolejny problem: co podtrzymuje żółwia?
Wydaje się, że może to tak trwać w nieskończoność, jednak w tym miejscu wchodzą do gry obserwacje natury. Rzeczywisty świat podsuwa długą listę wyjątków od zasady, że naturalnym miejscem dowolnego obiektu jest powierzchnia gruntu: ciała niebieskie, chmury, ptaki, owady, a także stworzenia wodne: ryby, krokodyle, hipopotamy, wieloryby oraz – co dla nas kluczowe – żółwie.
(…)
Pozostają żółwie.
Małe żółwie zwykle sporo czasu spędzają na skałach, ale nikt przy zdrowych zmysłach nie liczy chyba, że na małym żółwiu zmieszczą się cztery wielkie, dźwigające świat słonie. Wielkie żółwie wychodzą na ląd, by złożyć jaja, jednak jest to wydarzenie mistyczne i nie budzi większych wątpliwości wobec teorii, że naturalnym miejscem żółwia jest woda. Gdzie – co warto zauważyć – żółw nie potrzebuje żadnego podparcia. Można zatem wnioskować, że każdy szanujący się gigantyczny kosmiczny żółw będzie płynął w przestrzeni, z czego wynika, że aby nie spaść, nie trzeba mu żadnej dodatkowej podpory. Jeśli przyjrzymy się zwierzęciu dokładniej, przekonamy się, że żółw wielki jak świat wydaje się idealny, by umieścić na nim cztery gigantyczne słonie. Trudno sobie wyobrazić, by cokolwiek mogło pełnić tę funkcję lepiej.
Krótko mówiąc, jak już wcześniej wspomniano, Dysk jest przykładem bardzo rozsądnie zbudowanego świata.3

Dlatego warto się przyjrzeć podobieństwom i różnicom opowieści o stworzeniu w różnych kulturach, zwłaszcza w kwestii noszących światy słoni i pływających w kosmosie żółwi. Oraz trzeciego popularnego nosiciela światów, ogromnego węża. Żółwia świata (kosmicznego żółwia, boskiego żółwia, żółwia niosącego
świat) spotykamy w mitach chińskich, indyjskich oraz u rozmaitych plemion północnoamerykańskich Indian, w szczególności u Lenape (Delawarów) i Irokezów.
Około 1680 roku Jasper Danckaerts, członek protestanckiej sekty znanej jako labadyści, wyruszył do Ameryki, by stworzyć tam społeczność religijną. Zapisał mit Lenape o żółwiu świata w Dzienniku podróży do Nowego Jorku w 1679–80. Przytaczamy parafrazę tego mitu za artykułem Jaya Millera. Na początku wszystko było wodą. Potem wyłonił się Wielki Żółw, muł z jego boków stał się Ziemią i wyrosło ogromne drzewo. Kiedy wznosiło się ku górze, jedna jego gałąź stała się mężczyzną; potem pochyliło się i dotknęło ziemi, i druga gałąź stała się kobietą. Wszyscy ludzie pochodzą od tych dwojga. Miller dodaje: „Moje […] rozmowy z Delawarami sugerują, że życie i Ziemia nie byłyby możliwe bez żółwia podtrzymującego świat”.4

W końcu Mała Ropucha przyniosła ten muł, rozsmarowany potem na grzbiecie Wielkiego Żółwia. Muł się rozrastał, aż stał się Ameryką Północną. Wtedy kobieta urodziła. Pierwszy syn, Pęd, był łagodny i napełnił świat samym dobrem. Drugi, Krzemień, zniszczył dużą część dzieła brata i stworzył wszystko, co złe. Walczyli z sobą, w końcu Krzemień został wygnany i musiał zamieszkać w wulkanie na grzbiecie żółwia. Niekiedy gniewa się i czujemy to, bo trzęsie się ziemia.
(…)
Żółw niosący świat nie trafił do egipskiego panteonu, jednak często pojawia się w starożytnej Ameryce Środkowej, u takich kultur jak Olmekowie. Wiele z nich uważało, że świat jest równocześnie kwadratowy i okrągły, ale był też kajmanem albo żółwiem pływającym w pierwotnym oceanie; reprezentowały Ziemię i mogły, ale nie musiały, ją nosić.
(…)
W innej kulturze środkowoamerykańskiej, w cywilizacji Majów, trzynastu boskich stwórców zbudowało ludzkość z kukurydzianego ciasta. Świat w jego czterech kardynalnych punktach wspierały cztery bacab, wiekowe bóstwa wnętrza ziemi i wód; we wczesnych wyobrażeniach przedstawiane są jako niosące smoka niebios, ale później uważa się je za zatopionych przodków.
Nazywały się Cantzicnal, Hobnil, Hosanek i Saccimi; każde władało jednym z kierunków. Były blisko powiązane z czterema bogami deszczu i czterema bogami wiatru. Mogą występować jako muszla, ślimak, pajęczyna, pszczołopodobna zbroja albo żółw. W kodeksie drezdeńskim żółw też jest kojarzony z bogiem deszczu Chaakiem, który również miał cztery aspekty, po jednym dla każdego kierunku.
W rejonie Majów Puuc, w mieście Uxmal, znajduje się budynek zwany Domem Żółwi, którego gzyms udekorowany jest setkami tych zwierząt. Jego funkcja nie jest znana, lecz Majowie wiązali żółwie z wodą i ziemią. Ich skorup używali do robienia bębnów i wydaje się, że kojarzono je z gromem. Bóg Pauahutun, który – podobnie jak Atlas – dźwigał na barkach świat, jest niekiedy przedstawiany w kasku ze skorupy żółwia. Bóg kukurydzy jest czasami ukazywany jako wyłaniający się z żółwiej skorupy. Konstelację Oriona Majowie nazywali Ak’Ek, Żółwiową Gwiazdą.5

Bóg N jest często przedstawiany z siatką na głowie. Jedną z jego manifestacji był opos, inną – żółw. Pokryty inskrypcjami kamień z Copán podaje jego imię „żółty żółw” w formie jego wizerunku obok fonetycznych znaków dla ak – oznaczającego żółwia. W swoim aspekcie żółwia Bóg N reprezentował Ziemię, gdyż kreacja Ziemi, wynurzającej się z pierwotnego morza, była podobna do żółwia wynurzającego się na powierzchnię wody. Bóg N manifestował się także jako czterech bacab; szesnastowieczny biskup Jukatanu, Diego de Landa, opisał ich tak: „czterej bracia, których bóg [stwórca] ustawił, kiedy tworzył świat, w czterech jego punktach, podpierających niebo, by nie spadło”.6

Dla kultury zachodniej świat na słoniach i żółwiu jest zwykle kojarzony z hinduizmem. Esej Rozważania dotyczące rozumu ludzkiego z 1690 roku filozofa Johna Locke’a wspomina Hindusa, „który powiedział, że świat jest na słoniu, który jest na żółwiu”. W swoim tekście z 1927 roku Dlaczego nie jestem chrześcijaninem Bertrand Russell pisze: „Według Hindusów świat spoczywa na słoniu, a słoń na żółwiu; gdy zaś pytano: A żółw? – Hindus odpowiadał: Może byśmy tak zmienili temat rozmowy”. Wersja ze słoniem i żółwiem pozostaje w powszechnym obiegu, choć błędnie prezentuje hinduistyczne wierzenia, łącząc z sobą dwie osobne mityczne istoty, żółwia świata i słonia świata. W hinduskiej mitologii tak naprawdę występują trzy gatunki stworzeń podtrzymujących świat: żółw, słoń i wąż, przy czym wąż jest prawdopodobnie najważniejszy.
Stworzenia te występują w kilku postaciach. Najczęściej spotykanym imieniem żółwia świata jest Kurma albo Kumaraja. Według Shatpatha Brahmana jego górna skorupa to niebiosa, dolna to Ziemia, a ciało jest atmosferą. Bhagavata Purana nazywa go Akupara, „uwolniony”. W 1838 roku Leveson Vernon-Harcourt opublikował The Doctrine of the Deluge [Doktryna potopu]; celem tego dzieła jest – jak stwierdza podtytuł – „obrona biblijnego zapisu przed wątpliwościami, rzucanymi ostatnio na niego przez spekulacje geologiczne”. Tekst mówi o żółwiu zwanym Chukwa, który podtrzymuje górę Meru. Góra ta jest święta w kosmologii zarówno hinduistycznej, jak i buddyjskiej, stanowi środek wszechświata – fizyczny, duchowy i metafizyczny – gdzie zamieszkują Brahma i półbogowie. Vernon-Harcourt przypisuje tę opowieść astronomowi, który przekazał ją biskupowi Heberowi w „szkole Vidayala w Benares”. Ponieważ słowo vidyayala (zauważmy niewielką różnicę pisowni) w sanskrycie oznacza „szkołę”, trudno uznać tę historię za wiarygodną.
Dictionary of Phrase and Fable Brewera zawiera hasło „Chukwa. Żółw na biegunie południowym, na którym podobno wspiera się Ziemia”, ale niewiele jest dowodów na poparcie tej informacji. Jednakże Chukwa występuje w Ramajanie jako imię dźwigającego świat słonia, znanego też jako Mahapadma albo Maha-pudma. Najprawdopodobniej pomylono rozmaite mitologiczne zwierzęta i połączono opowieści o nich.
Niektóre źródła podają, że Chukwa jest pierwszym i najstarszym żółwiem, który pływa po pierwotnym oceanie mleka i podtrzymuje Ziemię. Niektóre twierdzą także, że słoń Maha-pudma nakłada się na niego i zlewa w jeden obraz. Opowieść pojawia się w Puranach, pochodzących z okresu dynastii Guptów (lata 320–500). Czy Hindusi wierzyli w te mity w innym niż rytualnym sensie, pozostaje kwestią dyskusyjną.
(…)
W 1840 roku Horace Hayman Wilson w swoim przekładzie Wisznupurany pokazuje, że bóg stwórca Hari (znany też jako Wisznu i Kriszna) polecił wszystkim innym bogom, by do morza mleka wrzucili lecznicze zioła, a potem ubili je, i tak powstał amrit – pożywienie bogów. Rozmaitym bogom polecono, by jako trzepaczki użyli góry Mandary, owijając wokół niej węża Vásuki niczym linę. Sam Hari w postaci żółwia służył jako oparcie dla góry, kiedy wirowała w mleku.7

Kolejny wybrany kawałek jest o Wisznu:

Zwrócili się do Wisznu, by „podtrzymał groźny ciężar Mandary”. A on znalazł idealne rozwiązanie:
Więc Wisznu, widząc wielką potrzebę,
Figurę żółwia przybrał na siebie.
A potem legł na oceanu dnie
By góra o grzbiet oparła się.8

Kolejny cytat to klasyczne przytoczenie historii „żółwi coraz dalej w dół/aż do końca„.

Wszechświat żółwiowo-słoniowy pojawia się w początkowej części niespodziewanego bestsellera Stephena Hawkinga Krótka historia czasu. Opowiada ona, że pewien wybitny naukowiec, możliwe, że Bertrand Russell, głosił publiczny wykład, tłumacząc, jak Ziemia obraca się wokół Słońca, a Słońce porusza się wraz z galaktyką. Kiedy poprosił o pytania, jakaś staruszka poskarżyła się, że jego teorie są nonsensowne, gdyż świat jest płaski i spoczywa na grzbiecie olbrzymiego żółwia. „A na czym stoi żółw?”, zapytał wykładowca.
„Sprytny jesteś, młody człowieku – odpowiedziała staruszka – ale to żółwie, coraz dalej w dół”.9

Matematyczne podejście do nieskończonego stosu żółwi:

Wyliczenia matematyczne pokazują, że nieskończony stos stacjonarnych żółwi może sam siebie utrzymać we wszechświecie, w którym grawitacja jest stałą siłą działającą w ustalonym kierunku (nazwijmy go „w dół”). Ta dość nieprawdopodobna struktura jest możliwa, ponieważ siła grawitacji działająca na konkretnego żółwia jest idealnie równoważona przez siłę reakcji w miejscu, gdzie stoi na żółwiu pod sobą, zachowana jest bowiem trzecia zasada dynamiki Newtona: akcja równa jest reakcji. Podobnie nie ma problemu z przyczynowością nieskończonego temporalnego ciągu wszechświatów, każdy powołany przez ten poprzedni, tak że w efekcie każdy wszechświat ma swoją przyczynę. Jednak psychologicznie ludzie są całkiem zadowoleni z nieskończonych sekwencji przyczynowych, ale nieskończony stos żółwi uznają za śmieszny.10

1. Roundworld has no supports. It appears to think it’s a turtle, because it swims through space, tugged along by those mysterious forces. Its human inhabitants are not bothered by a sphere that swims, despite the absence of flippers.


2. The Discworld series takes Roundworld mythology seriously, to humorous effect; nowhere more so than in its basic geography and its magical supports – elephants and turtle.


3. All well and good, but both universe-centred science and human-centred myth-making can hardly fail to ask a supplementary question: What keeps the elephants up? If the idea of an ordinary elephant hovering in mid-air is ludicrous, how much more so is that of a vast, extraordinarily heavy elephant doing the same? Discworld’s answer is A’Tuin, a giant space-faring turtle. The turtle’s shell provides a firm place for the elephants to stand. As a cosmology, it all hangs together pretty well … but of course a further question arises: What keeps the turtle up? It might seem that we could go on like this indefinitely, but at this point observations of nature come into play. The natural world provides a long list of exceptions to the belief that the natural place of any object is on the ground: celestial bodies, clouds, birds, insects and all water-borne creatures – fish, crocodiles, hippos, whales and, crucially, turtles.
(…)
Which leaves turtles.
Small turtles spend a lot of time on rocks, but no one in their right mind would expect a small turtle to hold up four giant world-bearing elephants. Big turtles come out onto land to lay their eggs, but that’s a mystical event and it doesn’t cast serious doubt on the theory that a turtle’s natural place is in water. Where, please notice, it does not require support. It can swim. So it stands to reason that any self-respecting giant space-faring turtle will swim through space, which implies that it needs no artificial support to avoid falling. Examining the animal more closely, a world-spanning turtle seems ideal as a support for giant elephants. It is hard to imagine what could perform the task better. In short, Discworld is, as stated earlier, the sensible way to make a world.


4. So it’s worth examining the similarities and differences between the creation stories of different cultures – especially when it comes to world-bearing elephants and space-faring turtles. Along with a third common world-bearing creature, the giant snake. The world turtle (cosmic turtle, divine turtle, world-bearing turtle) can be found in the myths of the Chinese, Hindus and various tribes of native North Americans, in particular the Lenape (or Delaware Indians) and the Iroquois.
Around 1680 Jasper Danckaerts, a member of a Protestant sect known as Labadists, travelled to America to found a community, and he recorded a Lenape myth of a world turtle in Journal Of A Voyage To New York In 1679-80. We paraphrase the story from a 1974 article by Jay Miller.fn2 At first, all was water. Then the Great Turtle emerged, mud on its back became the Earth, and a great tree grew. As it rose skywards, one twig became a man; then it bent to touch the Earth and another twig became a woman. All humans descended from these two. Miller adds: ‘my … conversations with the Delaware indicate that life and the Earth would have been impossible without the turtle supporting the world.’


5. Finally Little Toad brought up mud, which was spread on the back of Big Turtle. The mud grew until it turned into North America. Then the woman gave birth. One son, Sapling, was kind, and filled the world with all good things; the other, Flint, ruined much of his brother ’s work and created everything evil. The two fought, and eventually Flint was banished to live as a volcano on Big Turtle’s back. His anger can still sometimes be felt when the Earth shakes.
(…)
The world-bearing turtle never made it into the Egyptian pantheon, but it was common in ancient central America, among cultures such as the Olmecs. To many of these cultures, the world was both square and round, and it was also a caiman or turtle floating on a primordial sea, which represented the Earth and might or might not carry it.
(…)
In another central American culture, the Maya civilisation, thirteen creator gods constructed humanity from maize dough. The world was carried at its four cardinal points by four bacabs, elderly deities of the earth’s interior and waters, shown carrying a sky-dragon in early depictions but later believed to be drowned ancestors. Their names were Cantzicnal, Hobnil, Hosanek and Saccimi, and each ruled one of the four directions.fn3 They were closely associated with four rain gods and four wind gods. They can appear as a conch, a snail, a spider web, a bee-like suit of armour, or a turtle. In the Dresden Codex the turtle is also associated with the rain-god Chaac, which similarly has four aspects, one for each cardinal direction.
At the Puuc Maya site at Uxmal there is a building called the House of the Turtles, whose cornice is decorated with hundreds of the animals. Its function is unknown, but the Maya associated turtles with water and earth. Their shells were used in making drums, and seem to have been associated with thunder. The god Pauahutun, who like Atlas carried the world on his shoulders, is sometimes shown wearing a turtle-shell hat. The Maize God is occasionally shown emerging from a turtle’s shell. The Mayan name for the constellation Orion is Ak’Ek’ or Turtle Star.


6. God N is often shown wearing a net bag on his head. One of his manifestations was as a possum; another was as a turtle. An inscribed stone at Copán bears his name ‘yellow turtle’, in the form of his image together with phonetic signs for ak – meaning turtle. In his turtle aspect, God N represented the Earth, because the creation of the Earth, rising from the primordial sea, was like a turtle coming to the surface of a pool. God N also manifested himself as the four bacabs, whom the sixteenth-century Bishop of Yucatán Diego de Landa described as ‘four brothers whom [the creator] god placed, when he created the world, at the four points of it, holding up the sky so that it should not fall’.


7. To westerners, a turtle/elephant world is most commonly associated with Hinduism. Turtles are often confused with tortoises, as they generally are in American English. Philosopher John Locke’s Essay Concerning Human Understanding in 1690 mentions an ‘Indian who said the world was on an elephant which was on a tortoise’. In his 1927 Why I Am Not A Christian Bertrand Russell writes of ‘the Hindu’s view, that the world rested upon an elephant and the elephant rested upon a tortoise’, adding, ‘When they said, “How about the tortoise?” the Indian said, “Suppose we change the subject.”’ The elephant-turtle story remains in common circulation, but it is a misrepresentation of Hindu beliefs, conflating two separate mythical beings: the world-turtle and the world-elephant. In fact, Hindu mythology features three distinct species of world-bearing creature: tortoise, elephant and snake, with the snake being arguably the most important.
These creatures occur in several guises. The commonest name for the world-tortoise is Kurma or Kumaraja. According to the Shatpatha Brahmana its upper shell is the heavens, its lower shell the Earth, and its body is the atmosphere. The Bhagavata Purana calls it Akupara – unbounded. In 1838 Leveson Vernon-Harcourt published The Doctrine of the Deluge, whose purpose is clearly indicated by its subtitle: vindicating the scriptural account from the doubts which have recently been cast upon it by geological speculations. In it, he wrote of a tortoise called Chukwa that supported Mount Meru. This mountain is sacred in both Hindu and Buddhist cosmology, the centre of the universe – physical, spiritual and metaphysical – where Brahma and the demigods reside. Vernon-Harcourt attributes the story to an astronomer who described it to Bishop Heber ‘in the Vidayala school in Benares’. Since the word ‘vidyayala’ (note slight difference in spelling) means ‘school’ in Sanskrit, it is hard to give the report much credit. Brewer’s Dictionary of Phrase and Fable includes the entry ‘Chukwa. The tortoise at the South Pole on which the Earth is said to rest’, but there is little evidence to support this statement. However, Chukwa appears in the Ramayana as the name of a world-elephant, also known as Maha-padma or -pudma. Most likely various mythological entities were being confused and their stories combined.
Some sources say that Chukwa is the first and oldest turtle, who swims in the primordial ocean of milk and supports the Earth. Some also say that the elephant Maha-Pudma is interposed. This story apparently occurs in the Puranas, dating from the Gupta period (320-500). Whether the Hindus believed this myth, other than in a ritual sense, is debatable.
(…)
Horace Hayman Wilson’s 1840 translation of the Vishnu Purana relates that the creator god Hari (aka Vishnu and Krishna) instructed all the other gods to throw medicinal herbs into the sea of milk, and to churn the ocean to make amrit – the food of the gods. Assorted gods were told to use the mountain Mandara as a churning-stick, winding the serpent Vásuki round it like a rope. Hari himself, in the form of a tortoise, served as a pivot for the mountain as it was whirled around.


8. They implored Vishnu to help them ‘bear up Mandar ’s threatening weight’. Obligingly, he came up with the perfect solution:
Then Vishnu, as their need was sore,
The semblance of a tortoise wore,
And in the bed of Ocean lay
The mountain on his back to stay.


9. The turtle-and-elephant universe features early on in Stephen Hawking’s rampant bestseller A Brief History of Time. He tells us that a famous scientist, possibly Bertrand Russell,fn6 was giving a public lecture, explaining how the Earth goes round the Sun and the Sun shares the rotation of the Galaxy. When he asked for questions, a proverbial little old lady complained that his theories were nonsense: the world was flat and rode on the back of a giant tortoise. ‘What does the tortoise stand on?’ the lecturer enquired. ‘You’re very clever, young man,’ said the old lady, ‘but it’s turtles all the way down!’


10. Mathematical calculations show that an infinite pile of stationary turtles can support itself in a universe in which gravity is a constant force in a fixed direction (call this ‘down’). This rather improbable structure works because the force of gravity acting on each turtle is exactly balanced by the reaction force where it stands on the turtle below, so Newton’s third law of motion – action equals reaction – is obeyed. Similarly, there is no problem with causality in the infinite temporal pile of universes: each is caused by the previous one, so every universe has a cause. But psychologically, human beings are entirely happy with infinite piles of causality, yet find an infinite pile of turtles ridiculous.


Autor: XYuriTT

Nauka świata Dysku III – Zegarek Darwina

Tytuł: Nauka świata Dysku III – Zegarek Darwina
Tytuł oryginału: The Science of Discworld III – Darwin’s Watch
Autor(zy): Terry Pratchett, Ian Stewart, Jack Cohen
Tłumaczenie: Piotr W. Cholewa
Rok wydania: 2005 (Eng), 2009 (PL)
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka

Dlaczego w bazie: Nauka świata Dysku III – Zegarek Darwina to trzeci tom czteroksiążkowej serii pod takim wspólnym tytułem. Ponownie się powtarzając, książki te można zdecydowanie określić mianem popularno-naukowych, z dodatkiem Świata Dysku. Rozdziały są w układzie na zmianę, o magach z niewidocznego uniwersytetu (zasadniczo krótsze) oraz o szeroko rozumianej nauce, w trzecim tomie są to zagadnienia dotyczące Darwina i teorii ewolucji. Jako że książka ta balansuje pomiędzy światem realnym a dyskiem, nie brak (w obu perspektywach) nawiązań do żółwi, A’Tuin jest wszakże swoistą ikoną serii (żółw załapał się też na okładkę). Jest ich jednak mniej niż w tomie pierwszym, poniżej wybraliśmy kilka ciekawszych:

Pierwszy wybrany cytat dotyczy tego jak niesamowita wydaje się ziemia z pewnej perspektywy.

Świat Dysku jest realny. Działa tak, jak powinny działać światy. Owszem, jest płaski i płynie przez kosmos na grzbietach czterech słoni stojących na skorupie gigantycznego żółwia, ale rozważmy alternatywy. Rozważmy na przykład świat kulisty, zaledwie skorupkę na piekle roztopionych skał i żelaza. Świat przypadkowy, zbudowany z resztek starych gwiazd, siedlisko życia, które jednak w bardzo nieżyciowy sposób bywa regularnie wycinane z jego powierzchni przez lód, gaz, powodzie albo latające skały pędzące z szybkością 30 000 kilometrów na godzinę.1

W drugim cytacie Myślak Stibbons opisuje różnicę w podróżowaniu na księżyc na dysku i na ziemi.

– Na Kuli sytuacja jest inna, dziekanie. Nie mają tam mioteł ani latających dywanów, a do lotu na Księżyc nie wystarczy zeskoczyć z krawędzi i po drodze w dół starać się ominąć żółwia.2

W kolejnym przykładzie mamy nawiązanie (i zacytowany fragment)do wydarzeń opisanych w Piramidach, innej książce Pratchetta.

Jednakże staje wobec teoretycznej bariery, paradoksów efebiańskiego filozofa Xenona, po raz pierwszy wspominanych w Piramidach. Filozof ze świata Kuli o dziwnie podobnym imieniu, Zenon z Elei, urodzony ok. 490 roku p.n.e., sformułował cztery paradoksy dotyczące relacji między przestrzenią, czasem i ruchem.
Jest żyjącym na Kuli odpowiednikiem Xenona, a jego paradoksy zdradzają interesujące podobieństwo do przed-stawionych przez efebiańskiego filozofa. Xenon dowiódł, posługując się wyłącznie logiką, że strzała nie może trafić biegnącego człowieka* oraz że żółw jest najszybszym zwierzęciem na Dysku**. Obie tezy połączył w jednym eksperymencie, strzelając z łuku do żółwia ścigającego się z zającem. Strzała omyłkowo trafiła zająca, wskutek czego żółw wygrał, co wykazało, że Xenon miał rację. W Piramidach Xenon opisuje proces myślowy stojący za eksperymentem:
„- Całkiem proste – wyjaśnił Xenon. – Popatrz. Powiedzmy, że ta pestka oliwki będzie strzałą, a ta… – rozejrzał się z roztargnieniem – a ta ogłuszona mewa żółwiem. Tak? Teraz kiedy wypuścisz strzałę, ona leci do me… do żółwia. Mam rację?
– Chyba tak, ale…
– Ale przez ten czas, me… żółw przesunie się kawałek. Mam rację?
– Chyba tak – przyznał bezradnie Teppic.
Xenon spojrzał na niego tryumfalnie.
– Czyli strzała musi lecieć trochę dalej, do miejsca gdzie żółw jest w tej chwili. Tymczasem żółw przele.. przeszedł jeszcze kawałek. Niedużo, przyznaję, ale nie musi być dużo. Mam rację? Zatem strzała ma trochę dłuższą drogę, ale rzecz w tym, że zanim doleci do miejsca, gdzie żółw jest teraz, żółwia już tam nie ma. Czyli jeśli tylko żółw się nie zatrzyma, strzała na pewno go nie trafi. Zbliża się coraz bardziej i bardziej, ale nie trafia. QED.”3

W kolejnym cytacie znów mowa o paradoksach.

Drugi paradoks, Achilles i Żółw, to właściwie paradoks opisywany przez Xenona, tyle że zamiast strzały występuje grecki bohater Achilles. Achilles biegnie szybciej od żółwia – powiedzmy sobie szczerze: każdy może biegać szybciej od żółwia – ale startuje trochę z tyłu i nie może go dogonić, bo kiedy dociera do miejsca, gdzie był żółw, ten zdążył się już trochę przesunąć. Jak wieloznaczna puzuma; kiedy się do niego dotrze, już go tam nie ma.4

Rincewind dowiaduje się o żółwich mieszkańcach Galapagos.

– Na tych wyspach, do których zmierzamy, żyją potworne stwory, prawda?
– Skąd wiesz?
– Tak właśnie przyszło mi do głowy – odparł ponuro Rincewind. – Czyli są tam monstra?
– O tak. Olbrzymy w swoim rodzaju.
– Z wielkimi zębami?
– Nie, właściwie nie. To żółwie.
– Jak wielkie?
– Mniej więcej rozmiarów fotela. Tak myślę.
Rincewind przyglądał się podejrzliwie.
– Jak szybkie?
– Nie wiem. Niezbyt.5

Kolejny fragment opowiada o Galapagos.

Żyją tu wielkie żółwie (lądowe), od których archipelag wziął swoją
nazwę (Wyspy Żółwie) – Darwin zmierzył któregoś i okazało się, że obwód wynosi ponad dwa
metry. Są iguany oraz ptaki: głuptaki, pingwiny, zięby.6

Ostatni wybrany cytat to żółw z kółkami (widoczny na okładce), stworzenie jakie opracował bóg ewolucji, żyjące w świecie dysku bóstwo.

– To wielki żółw! – ucieszył się Darwin. – Przynajmniej coś, co… Och…
– Tak.
– Ma kółka!
– Bóg jest wielkim entuzjastą kół. Uważa, że powinny zadziałać.
Żółw skręcił dość profesjonalnie, przetoczył się i zahamował przy kaktusie, który zaczął delikatnie skubać. Nagle coś zasyczało i żółw przechylił się na bok.
– Oj… – zabrzmiał głos z pustki. – Co za pech! Przebicie pęcherza opony. Odwieczny konflikt między wytrzymałością powłoki zewnętrznej a tempem zużycia śluzu.7


1. DISCWORLD IS REAL. It’s the way worlds should work. Admittedly, it is flat and goes through space on the backs of four elephants which stand on the shell of a giant turtle, but consider the alternatives. Consider, for example, a globular world, a mere crust upon an inferno of molten rock and iron. An accidental world, made of the wreckage of old stars, the home of life which, nevertheless, in a most unhomely fashion, is regularly scythed from its surface by ice, gas, inundation or falling rocks travelling at 20,000 miles an hour.


2. `Things are different on a globe, sir. There are no broomsticks, no magic carpets, and going to the Moon is not just a case of pushing off over the edge and trying to avoid the Turtle on the way down.’


3. However, he is up against a theoretical barrier, the paradoxes of the Ephebian philosopher Xeno, which are firstmentioned in Pyramids. A Roundworld philosopher with an oddly similar name, Zeno of Elea, born around 490 BC, stated four paradoxes about the relation between space, time and motion. He is Xeno’s Roundworld counterpart, and his paradoxes bear a curious resemblance to the Ephebian philosopher’s. Xeno proved by logic alone that an arrow cannot hit a running man,[1] and that the tortoise is the fastest animal on the Disc.[2] He combined both in one experiment, by shooting an arrow at a tortoise that was racing against a hare. The arrow hit the hare by mistake, and the tortoise won, which proved that he was right. In Pyramids, Xeno describes the thinking behind this experiment.
„s quite simple,’ said Xeno. `Look, let’s say this olive stone is an arrow and this, and this -’ he cast around aimlessly -’and this stunned seagull is the tortoise, right? Now, when you fire the arrow it goes from here to the seag- the tortoise, am I right?’
`I suppose so, but-’
`But, by this time, the seagu- the tortoise has moved on a bit, hasn’t he? Am I right?’
'I suppose so,’ said Teppic, helplessly. Xeno gave him a look of triumph.
`So the arrow has to go a bit further, doesn’t it, to where the tortoise is now. Meanwhile the tortoise has flow- moved on, not much, I’ll grant you, but it doesn’t have to be much. Am I right? So the arrow has a bit further to go, but the point is that by the time it gets to where the tortoise is now the tortoise isn’t there. So if the tortoise keeps moving, the arrow will never hit it.
It’ll keep getting closer and closer, but it’ll never hit it. QED.’


4. The second, Achilles and the Tortoise, is prettymuch the paradox enunciated by Xeno, but with the hare replaced by the Greek hero Achilles. Achilles runs faster than the tortoise – face it, anyone can run faster than a tortoise – but he starts a bit behind, and can never catch up because whenever he reaches the place where the tortoise was, it’s moved on a bit. Like the ambiguous puzuma, by the time you get to it, it’s not there.


5. `There’s going to be monster creatures on these islands we’re heading for, yes?’
`How did you know that?’ said Ponder.
`It just came to me,’ said Rincewind gloomily. `So there are monsters?’ `Oh, yes. Giants of their kind.’
`With big teeth?’
`No, not really. They’re tortoises.’
`How big?’
`About the size of an easy chair, I think.’
Rincewind looked suspicious.
`How fast?’
`I don’t know. Not very fast.’


6. There were the spectacular giant tortoises that had given the islands their name. Darwin measured the circumference of one as seven feet (2m). There were iguanas, and birds – boobies, warblers, finches.


7. `That’s a giant tortoise!’ said Darwin, as it trundled past. `That at least is something – oh!’
`Yes.’
`It’s on wheels!’
`Oh, yes. He’s very keen on wheels. He thinks wheels should work.’
The tortoise turned quite professionally and rolled to a halt by a cactus, which it proceeded to eat,
daintily, until there was a hiss and it sagged sideways.
'Oh,’ said a voice from the air. `Bad luck. Tyre bladder punctured. It’s the everlasting problem of the
strength of the integument versus the usage rate of the mucus.’


Autor: XYuriTT

Nauka świata Dysku II – Glob

Tytuł: Nauka świata Dysku II – Glob
Tytuł oryginału: The Science of Discworld II – The Globe
Autor(zy): Terry Pratchett, Ian Stewart, Jack Cohen
Tłumaczenie: Piotr W. Cholewa
Rok wydania: 2002 (Eng), 2005 (PL)
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka

Dlaczego w bazie: Nauka świata Dysku II – Glob to drugi tom czteroksiążkowej serii pod takim wspólnym tytułem. Powtarzając się, książki te można zdecydowanie określić mianem popularno-naukowych, z dodatkiem Świata Dysku. Rozdziały są w układzie na zmianę, o magach z niewidocznego uniwersytetu (zasadniczo krótsze) oraz o szeroko rozumianej nauce, w drugim tomie są to zagadnienia dotyczące rozwoju ludzi i ich kultury. Jako że książka ta balansuje pomiędzy światem realnym a dyskiem, nie brak (w obu perspektywach) nawiązań do żółwi, A’Tuin jest wszakże swoistą ikoną serii. Jest ich jednak mniej niż w tomie pierwszym, poniżej wybraliśmy pięć ciekawszych:

Pierwszy przykład to opis tego jak działa narracja.

W Świecie Dysku ósmy syn ósmego syna musi zostać magiem. Nie ma ucieczki przed mocą opowieści: rezultat jest nieunikniony. Nawet jeśli – jak w Równoumagicznieniu – ósmy syn ósmego syna jest dziewczynką. Wielki A’Tuin, żółw, musi płynąć przez kosmos z czterema słoniami na grzbiecie i całym Światem Dysku na nich, ponieważ to właśnie robią żółwie noszące światy. Tego wymaga struktura narracji.1

W kolejnym wybranym fragmencie, żółwie (malutkie) zostają wskazane jako jeden z przykładów dzieci-zwierząt które zachwycają ludzi.

Nasz gatunek ma kilka dodatkowych ciekawych cech. Zapewne najdziwniejszą z nich, w oczach elfiego obserwatora, byłby nasz stosunek do dzieci. Nie tylko dbamy o własne dzieci, co z biologicznego punktu widzenia jest całkiem zrozumiałe, ale też o dzieci innych osób, a wręcz dzieci całej ludzkości (często obco wyglądające dzieci wydają nam się bardziej atrakcyjne od własnych). A nawet o dzieci wszystkich lądowych gatunków kręgowców. Gruchamy nad nowo narodzonymi jagniętami, jelonkami, świeżo wyklutymi żółwiami, a nawet nad kijankami! 2

Dwa kolejne kawałki składają się z opisu wydarzeń oraz zacytowania fragmentu z Pomniejszych Bóstw, jednej z książek Pratchetta.

Manifestacja Wielkiego Boga przyjmuje formę małego żółwia. Brutha uważa, że to niewiarygodne:
„Widziałem Wielkiego Boga Oma… Nie pojawia się w postaci żółwia. Przybywa jako orzeł, jako lew albo potężny byk. Przy wielkiej świątyni stoi posąg wysoki na siedem łokci. Jest z brązu i w ogóle. Tratuje niewiernych. Nie możesz tratować niewiernych, kiedy jesteś żółwiem.” 3

Brutha ma o wiele prostszą wizję omnianizmu: to coś, według czego ludzie powinni układać swe życie. Vorbis pokazuje mu nowy instrument, który wymyślił – żelaznego żółwia, do którego można przywiązać mężczyznę czy kobietę, z paleniskiem wewnątrz. Czas niezbędny do rozgrzania żółwia pozwoli delikwentowi dokładnie przemyśleć swą herezję. We właściwym czasie Brutha sam leży na żółwiu, jest mu nieprzyjemnie ciepło, a Vorbis stoi nad nim i napawa się swoim zwycięstwem. Wtedy interweniuje Wielki Bóg Om, zrzucony ze szponów orła.
„Jeden czy dwóch ludzi, którzy uważnie obserwowali Vorbisa, mówili potem, że miał akurat dość czasu, by zmienił się wyraz jego twarzy. Zaraz potem dwa funty żółwia poruszającego się z prędkością trzech metrów na sekundę trafiły go między oczy. To było objawienie. A to działa na ludzi, którzy patrzą. Przede wszystkim zaczynają z całego serca wierzyć.”4

Ostatni wybrany fragment dotyczy różnić w postrzeganiu wszechświata, który dla ziemi jest o wiele bardziej stały niż dla dysku, gdzie zdarzaja się żółwie (A’Tuinowe) ingerencje.

Wszystko dla nich tikało i takało, obracało się jak ogromna machina. Istniały reguły. Rzeczy pozostawały takie same. Na niebie każdej nocy pojawiały się wciąż te same niezawodne gwiazdy. Planety nie znikały, bo znalazły się za blisko płetwy i zostały odepchnięte od słońca.5

1. On Discworld, the eighth son of an eighth son must become a wizard. There’s no escaping the power of story: the outcome is inevitable. Even if, as in Equal Rites, the eighth son of an eighth son is a girl. Great A’Tuin the turtle must swim though space with four elephants on its back and the entire Discworld on top of them, because that’s what a world-bearing turtle has to do. The narrative structure demands it.


2. We, as a species, don’t only specialise in storytelling. Just as with the other specialities above, our species has a few more oddities. Probably the most odd characteristic that our elvish observer would note is our obsessive regard for children. We not only care for our own children, which is entirely to be expected biologically, but for other people’s children, too; indeed for other humankind’s children (we often find foreign-looking children more attractive than our own); indeed for the children of all land vertebrate species. We coo over lambs, fawns, newly hatched turtles, even tadpoles!


3. The Great God’s manifestation takes the form of a small tortoise. Brutha finds this hard to believe:
I’ve seen the Great God Om … and he isn’t tortoise-shaped. He comes as an eagle, or a lion, or a mighty bull. There’s a statue in the Great Temple. It’s seven cubits high. It’s got bronze on it and everything. It’s trampling infidels. You can’t trample infidels when you’re a tortoise.


4. Brutha has a much simpler vision of Omnianism: it is something for individuals to live by. Vorbis shows Brutha a new instrument that he has had made: an iron turtle upon which a man or woman can be spreadeagled, with a firebox inside. The time it takes for the iron to heat up will give them plenty of time to reflect on their heresies. In a flash of prophecy, Brutha realises that its first victim will be himself. And in due course, he finds himself chained to it, and uncomfortably warm, with Vorbis watching over him, gloating. Then the Great God Om intervenes, dropped from the talons of an eagle.
One or two people, who had been watching Vorbis closely, said later that there was just time for his expression to change before two pounds of tortoise, travelling at three metres per second, hit him between the eyes. It was a revelation. And that does something to people watching. For a start, they believe with all their heart.


5. Everything ticked and tocked and turned for them like a great big machine. There were rules. Things stayed the same. The same reliable stars came up every night. Planets didn’t disappear because they’ve wandered too close to a flipper and been flicked far away from the sun.


Autor: XYuriTT